środa, 4 lutego 2015

Rozdział 36 cz. II

Jack...♥
Uciekłem i na szczęście. Schowałem się za zbroją a oni pognali w przeciwną stronę. Wychodząc wpadłem na Kim.
Kim - I co znalazłeś? - zapytała
Jack - Skąd! - Dobrze ukryli nasz flagę! Prawie mnie nakryli ale zwiałem. A ty coś masz? Jakiś trop albo przypuszczenia?! Błagam co kol wiek!
Kim - A mam. Podsłuchałam rozmowę Klark'a. Mówił coś o tym, ze tak samo jak w poprzednim platforma ma wygrać a na sztandarze ma zawisnąć ich flaga przy czym na paradzie powieszą tam także i nasza. To straszne.
Jack - Tak ale jak już znamy ich plan to tylko zostaje odzyskać flagę. To raczej żadna filozofia.- powiedział Jack i zrobił tak fajne z twarzą. Zaśmiałam się ale..
Kim - A masz teraz tą flagę?
Jack - Nie.
Kim - Więc najwyraźniej to filozofia. - nagle ktoś do niej zadzwonił. - To Rudi.
Jack - Odbierz.
Kim - Halo.

R - Halo
K-O co chodzi, Rudi?
R- Na chwile darujcie sobie poszukiwania bo zauważyłem ochronę idąca w stronę głównego holu. Wiejcie!
K- Okey. Będziemy czekać w dodo.

Jack - I..
Kim -.. I wiać! - powiedziałam po czym pociągnęłam chłopaka za rękę i wybiegliśmy jak najszybciej ze szkoły. Udaliśmy się do dojo. Przebraliśmy a potem postanowiliśmy coś porobić.
Jack - Nudzi mi się. Normalnie i centralnie tak po prostu najzwyczajniej w świecie nudzi!
Kim - To co chcesz robić?
Jack - Bo.. Wiesz, że wczoraj otworzyli wesołe miasteczko i wiesz.. Może pójdziemy! Bo tam jest tak fajnie! Jest taka wielka karuzela i diabelski młyn i..
Kim - i..
Jack - i.. Wielce wielka kolejka górska! Zwana także wyzwalaczem cykorów.
Kim - A są takie  fajne kręcące filiżanki.
Jack - Są.
Kim -Idziemy!

Jack ucieszył się jak głupi. Podskoczył i zaciągnął mnie jak najszybciej na plac wesołego miasteczka! Było ogromne! Tyle atrakcji. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to wielki diabelski młyn. Było tam bardzo dużo kolorów. Trochę zalatywało pawiem ale po tak zwanym wyzwalaczu cykorów to ja rozumiem. Ale jak potem poczułam popcorn to bardzo nim pachniało. Watę cukrową można było zamówić w jakim tylko zechcesz kolorze. Ja zamówiłam różową a Jack niebieską. Wyglądaliśmy jak para. Może nie powinniśmy zrywać?! Może to jakoś by się ułożyło? No nie wiem. Zobaczymy i.. O ja cię! Wielkie filiżanki!!
Kim - Jack choć na te filiżanki już! - była gdzieś tak 18:51 a o 19:00 otwierają tą kolejkę górską. A Jack chciał zająć pierwszy rząd.
Jack- Ale kolejka..- Oj Boże! Na kolejkę zdąży! Wiem, że to będzie tylko jeden przejazd na 2 godziny ale zdążymy!
Kim- Zdążymy!
Jack- Obiecujesz?
Kim- Tak!
Jack- A więc dobrze. - I ruszyliśmy na te filiżanki. Było tak fajne. I nawet raz to chyba.. Raz to chyba złapałam go za rękę. No musiałam! Kręciliśmy się dłużej niż myśleliśmy. Spodobało na mię. I siedliśmy na nie chyba tak ze 3 może 4 razy po 4 minuty. Było super ale.. Niestety. Już szliśmy na kolejkę gdy usłyszeliśmy dźwięk lecącego pawia. Spojrzałam w gorę i ujrzałam spadające ku nas plamę wymiocin. Odsunęliśmy się jak najszybciej a kałuża rzygów wpadła na jakąś dziewczynę. I dobrze bo ładna była. Jeszcze by do Jack'a uderzała i.. Co?! Nie.. Nie jestem zazdrosna. W ogóle z kąt ten powód i.. O nie no! Jakaś do niego uderza. Ale co moje piękne oczy widza. On ją spławia w miły sposób! Gdy sobie poszła spojrzał na mnie tak jakoś przykro.
Kim- Wybacz ale.. Ale te filiżanki były takie fajne. Jesteś na mnie zły?
Jack- Nie jestem zły. Raczej za wiedziony ale nie zły.
Kim- Oj no Jack. Wybacz. Wybaczysz jak Cię przytulę?!
Jack- Może.. - powiedział a ja go przytuliłam bardzo mocno. Poczułam motyle w brzuchu. Dlaczego?! Sama nie wiem czemu. Po prostu przy nim tak mam :P

C.D.N.

niedziela, 1 lutego 2015

Rozdział 36 cz. I

- Skończyliście? - zapytałam.- Tak. - powiedział Jack.
- Cudownie więc.. Em.. jack możemy pogadać?]
- Pewnie choć. - powiedział jack. - jakiś dobry humor ma. Poszyliśmy do szatni dziewczyn i zaczęliśmy rozmowę.
- Chciałam Cię przeprosić. - powiedziałam. - Głupio się zachowałam.
-Ja też. Wybacz. Bo ja po prostu jakoś się przejmuje naszą relacją która może się zepsuć przez nasz związek.
- Świetnie bo myślałam ,że tylko ja.- Uff.. -Więc..
- Wiec musimy zerwać i na chwilę obecną zapomnieć.
-Czemu tylko na chwilę obecną?
- Bo kto wie czy kiedyś jeszcze nie będziemy razem?! Nikt nie wie.
- Rzeczywiście.
- Przyjaźń?
- Przyjaźń. - nagle Jerry zaczął piszczeć w sali. - Spojrzeliśmy na siebie. I szybko wybiegli z szatni. Jerry piszczał z zachwytu chyba.
-Co się stało, Jerry?! - zapytałam.
- Powiedziano mi ,że tego roku to my przygotujemy platformę na paradę Seaford!
- Świetnie! To wspaniały pomysł a z kim mamy rywalizować w tym roku?! - zapytał Rudi.
- To ty nie wiesz? Konkurujemy ze szkołą Swarthmore.  - powiedział Jerry. - Musimy ostro brać się do roboty! dawajcie! Jaki jest temat przewodni tego roku?
- Wow! Jerry nie wiedziałem , że jesteś aż tak zaangażowany w robienie platformy. Myślałem, ze ty będziesz chciał wszystko nadzorować i nic nie robić a następnie i tak wszystko ulegnie zniszczeniu. Wielka zmiana! - powiedział Jack.
- Tak wielka bo to właśnie mam zamiar robić!
-I już po zmianie. - powiedziała Kim.
- Ze szkołą Swarthmore nie wygramy gdyż oni mają naszą flagę która odebrali mi w roku 1995. Szesnasto letni Gilespie był patronem flagi. Niestety Klark Smithong odebrał ja i upokorzył w najgorszy z możliwych sposobów. Założył majtki na głowę.
- Czyli tak zwane majtkowanie?
-Tak, Jerry! Tak! - powiedział zdenerwowany Rudi.
- Jesteś teraz dorosły. Nie możesz pójść i odebrać tej flagi?
- Tak Jack. Mogę i zrobię to. Ale musimy ob myśleć bardzo chytry plan. Oni są nie przewidywalni. Mam taki plan. Możemy udawać uczniów Swarthmore i wkraść się do gabinetu gdzie raczej tam schowali flagę. Klark nie jest zbyt inteligentny, 
-Dobra to teraz co kwestią kostiumów. - powiedział Jack.
- Ja je załatwię.  - powiedziałam 
-A niby jak to zrobisz? - Zapytał Jack. 
-Ma się swoje sposoby!

***

Kostiumy gotowe. Jerry nadzoruje ekipę do budowania platformy przy czym znalazł chwilkę na pomoc w odzyskaniu flagi. O błagam go! Przecież on tylko mówi co i jak! Jaka to praca?!
No nieważne. Poszliśmy do Swarthmore i rozdzialili w poszukiwaniu flagi. Jack poszedł do gabinetu Karla, ja do pokoju nauczycielskiego a Milton, Jerry i Rudi szukali po całej szkole.

Jack...♥
Byłem już w  gabinecie i przeszukałem już prawie wszystko. Została mi szafa i biurko.  Podeszłem do szafy i otworzyłem ja  tam..
- Gość ma obsesje! - powiedziałem po czym zobaczyłem szafę pełną klejek. - Ohyda! - nagle usłyszałem ,że ktoś rozmawia przed drzwiami. Musiałem się szybko schować. Zobaczyłem skórę niedźwiedzia i wplątałem się pod nią. Usłyszałem rozmowę trzech mężczyzn. Rozmawiali o paradzie.  Gdy akurat nie patrzyli zacząłem się czołgać i powoli opuszczać gabinet ale niestety mnie nakryli. Zauważyli jak niedźwiedź się przesuwa i odkryli ze mnie skurę. Jak najszybciej wstałem i powiedziałem.
- Och.. W końcu mnie panowie uratowali gdyż ten niedźwiedź mnie pożarł na koloniach dwa lata temu. dziękuję! Żegnam!  - powiedziałem i jak najszybciej wybiegłem z gabinetu. - Dziwne. - powiedział Klark. - Byłem pewien, że niedźwiedź jest sztuczny i.. Och znowu mnie zmylili! Brać go! - powiedział a za mną wybiegło trzech wielkich bydlaków, mężczyzn dla jasności!






C.D.N.