poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 10

Po godzinie Kim próbowała wymyślić melodie gdyż piosenkę ma już skończoną. Teraz tylko Jerry musi podpytać Jack'a czy coś czuje do Kim. Ale było już późno i Kim położyła się spać. W Końcu jutro idzie do szkoły a potem do dojo z Jack'iem. Nie mogła pozwolić na ty była nie wyspana. Położyła się o godz. 22:43 a wstała o  06:17. Wstała dość wcześnie. A była wypoczęta. Tak jakby spała nie wiadomo jak długo. Kim wstała z łużka  i poszła pod prysznic. Prysznic zajął jej niecałe 10 min. . Założyła szlafrok i wysuszyła włos. Wytarła dokładnie swoje ciało i z powrotem założyła piżamę. Była już godzina 06:31 gdy Kim wróciła do swojego pokoju.Otworzyła szafę z ubraniami i postanowiła ubrać się tak jak zwykle. Musiała uważać z wyborem bo zostanie zamknięta w kozie. Nie miał czasu na kozy. 


Gotowa Kimberly weszła jeszcze do łazienki. Nałożyła lekki makijaż i poszła do kuchni coś zjeść. Dzień Kim zapowiadał się jak każdy inny. Gdy zeszła do kuchni była już godz. 07:15 a za 10 mik'owi. W końcu skąd o będzie wiedział ,że to właśnie kim napisała tę piosenkę. Przez Głowę przeleciała jej myśl aby jej nie dawać ale potem Kim pomyślała " Szkoda było by zmarnować wczorajszy wieczór pisząc piosenkę a teraz jej nie pokazując". Myślała i myślała aż ktoś zapukał do drzwi. Kim wstała by otworzyć. Ku jej  zdziwieniu w drzwiach stanął... Jack Bruwer. Jej miłość. jack wyglądał bardzo ładnie. Przystojniak z niego więc we wszystkim mu do twarzy.


 Poprosiła go do środa. Jack kiwnął głową na tak.
Jack- to co tam u królewny ,która nie odpowiadała wczoraj na SMS'y ?
Kim- To ty napisałeś mi wiadomość?
Jack- Nawet dwie ale ktoś nie raczył ich przeczytać.
Kim- Nie to nieprawda. Ja wczoraj pisałam Pio... Pisałam na komputerze tekst piosenki do szkoły i wyłączyłam telefon aby mnie nie rozpraszał.
Jack- Pisałaś czy z neta skopiowałaś?
Kim- A jak myślisz?
Jack- Myślę ,że kopiowałaś.
Kim- Dobrze myślałeś.
Jack- Gotowa do wyjścia?
Kim- Tak tylko pójdę na górę po ten tekst, ok?
Jack- Okey.
Kim- Maże pójdziesz z e mną?
Jack- Poczekam tu a ty się pospiesz bo mamy jeszcze 30 min do pierwszej lekcji. Nie chcesz się spóźnić. Bo przecież od poniedziałku już wakacje.
Kim- No nie chcę.
Jack- Leć po tekst ja poczekam.
Kim- Zaraz przyjdę.

Kim nie było przez niecała minutę.

Jack- Kim pobiłaś rekord świata w pójściu na górę po tekst piosenki a potem Błyskawiczne zeszłaś na dól.
Kim- ha ha. Jest taka dyscyplina?
Jack- Tak. Nazywa się... yyy...P.N.G.P.T.P.A.P.B.Z.N.D w skrócie P.N.D.
Kim-Ale śmieszny jesteś?! Normalnie bąki zrywać.
Jack-Powiedziałaś bąki. Heh..
Kim- Idziemy?
Jack-Tak.

Kim i Jack wyszli z domu Kim i byli już w połowie drogi. Kim zauważyła ,że Jack ma niedopięty plecak. Wpadła wtedy na pomysł aby wtedy wsadzić mu te piosenkę.

Kim- Jack.
Jack- Tak?
Kim- Masz rozpiętą przegródkę w plecaku. Daj zamknę ci ją.
Jack- Nie trzeba. Sam to zrobię.
Kim- NIE! Ja to zrobię. Bo niby po co masz zdejmować plecak i dopiero wtedy go zamknąć. Jak ja to zrobię szybciej.
Jack- No to zapnij.

Kim uśmiechnęła się i podeszła do idącego ciągle Jack'a. Jack nie miał zamiaru stanąć. I Kim plątały się nogi. Przydepnęła sobie sznurówkę ,która się rozwiązała i momentalnie znalazła się w ramionach Jack'a.. Kim w tedy upuściła kartkę z piosenki gdy Kim nie patrzyła Jack ją przechwycił i wsadził do kieszeni. Byli bardzo blisko siebie. W tedy Kim poczuła jaki Jack jest silny.

Jack- Nic ci nie jest?
Kim- Przy tobie? To niemożliwe...
Jack- Nie żartuj..
Kim- Heh.. I widzisz. Nie da się.
Jack- Za to przy tobie ja też czuję się wyjątkowo.
Kim- Naprawdę?
Jack- Naprawdę.

Już mieli się pocałować. Już styknęli się nosami. Jack ma tak piękne oczy ,że Kim nie mogła się nim oprzeć. Patrzyła w nie jak by była w hipnozie. Wystarczył jeden ruch i był by pocałunek. ale... Niestety w tym czasie przechodził Jerry.

Jerry- Yo! Stary nie miziajcie się tak na widoku. Bo ktoś was jeszcze zobaczy...

Momentalnie Jacki i Kim odsunęli się od siebie. Udawali gdyby to się nie zdarzyło.

Jerry- Jack mogę cię na słówko?
Jack- Kim? Może?
Kim- Jasne!

Jerry wziął Jack'a na słówko.
\
Jerry- Jack nie wnerwiaj się. To nie odpowiedni czas i miejsce ale nie mogłem przez to spać. I przez ciebie nie mogłem sobie o jednorożcach śnić. Musisz mi za to zapłacić.
Jack- O co ci kurcze chodzi?
Jerry- Chodzi o to ,czy wiesz... Ty i Kim to coś więcej.
Jack- No nie wiem... 
Jerry- No przecież to ty wiesz to najlepiej.
Jack- Chodzi o to ,ze nie wiem czy coś miedzy nami mogło by być.
Jerry- Ale mogło czy nie?
Jack- Mogło by się coś zmienić ale Kim nic od mnie nie czuje. A ja nie chcę zepsuć tej więzi między nami. Rozumiesz?
Jerry- Czyli kochasz Kim?
Jack- Ja tak ona... Nie! I muszę to zrozumieć. To teraz kwita jesteśmy?
Jerry- No nie wiem. Musze przez sen królową jednorożców i kucyków zapytać. Bo nie mogę się sprzeciwić jej wielkiej mości co nie?!
Jack- Tak... Oczywiście ,że nie możesz- powiedział z ironią

Kim- O czym gadaliście?
Jerry- O ty czy Jack jest zako...- w tym momencie Jack zasłonił mu usta ręką aby nie wypaplał tego co mówili i wyszeptał mu ,że jeśli powie to powyrywa mu nogi z siedzenia.
Jack- Yyy.. Aaa... Mówiliśmy o tym czy Jerry może pożyczyć od Eleny  siostry młodszej mojej płytę o jednorożcach.
Kim- Jerry i jedno... No cóż po nim moglibyśmy się tego spodziewać.
Jack- Tak!



niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 9

Byli bardzo blisko siebie. Do pocałunku dzieliło ich zaledwie Parę milimetrów. Już stykali się nosami gdyby nie... Telefon Kim. Kim niechętnie odsunęła się od chłopaka ten zrobił minę zawiedzionego przystojniaczka.  Okazało  się ,że do Kim zadzwoniła jej mama. Poprosiła Kimberly o to by wróciła do domu bo ma ważną sprawę do omówienia. Gdy Kim skończyła rozmowę mało co nie upuściła telefonu ale refleks Jack'a na to nie pozwolił i chwycił jej telefon.


Jack- Czy to nie twoje?
Kim- Tak. Moje...
Jack- Heh..
Kim- A może masz Ochotę mnie odprowadzić?
Jack- Mam! Ale nie che iść. Wole jechać.
Kim- Dobrze. Czyli ty będziesz jechał a ja się przejdę. Okey?
Jack- Yyy... Nie Okey. Przejedziemy się oboje. Razem pojedziemy na mojej desce.
Kim- Co?! Zawarowałeś?
Jack- Zwariowałem ale to dla ciebie! Znaczy dla ciebie jako koleżanki.. Yyy.. Nieważne.
Kim- Okey!?
Jack- No to jak.. Zapraszam na pokład.
Kim- Jack! Och ty żartownisiu...


Kim stanęła na desce. Obok niej stanął Jack. Spytał czy jest gotowa aby ruszyć z miejsca.
Kim kiwnęła głową na tak. Ruszyli z miejsca ale Kim nie mogła złapać równowagi. Wiedziała ,że w razie czego Jack ją złapie ale i tak chciała aby Jack ją trzymał. Jack wpadł dokładnie na ten sam pomysł. Złapał dziewczynę w tali a Kim od powiedziała się tym samym gestem "obejmując" dłonie Jack'a na jej tali. Jack przesyłał Kim słodkie spojrzenia u uśmiechał się gdy na nią patrzył. Kim nie zdawała sobie sprawy z tego ,że Jack jest bardzo miły dla niej. Jest też bardzo romantyczny. Byli w połowie drogi. Tej dwójce przyglądała się Vanessa. Dziewczyna myślała ,że zeżre ją zazdrość. Zrobiła coś czego nigdy nie powinna robić.

Vanessa- KIMBERLY CRAWFORD! NIE POZWALAJ SOBIE ZA DUŻO! JESTEŚ OKROPNA! NIENAWIDZĘ CIĘ TY MAŁPO! UKRAŚĆ KOMUŚ CHŁOPAKA! NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ TEGO PO TAKIEJ LAFIRYNDZIE JAKĄ JESTEŚ TY!

Kim- Van. Opanuj się!


Kim...
Gdy upewniliśmy się ,że jesteśmy dość daleko od Vanessy oboje wpadliśmy w śmiech. Mało co nie spadliśmy z deski ale Jack mocno trzymał mnie w tali i nie mogłam się mu wywinąć. Moje serce biło coraz szybciej. Bruwer chyba to dostrzegł i posłał mi uspokajający uśmiech. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to ,że Jack traktuje mnie tak dobrze. Teraz coraz bardziej go kocham. Ale to był chyba tylko gest przyjaciel ski. Nic więcej... Niestety. A zapowiadało się tak pięknie. Pod rusz niestety się już skończyła. Jack z deski zszedł jako pierwszy. Podał i rękę abym się nie przewróciła a ja spokojnie  zeszłam z deski. Jack odprowadził mnie pod same drzwi do domu.


Jack- To jak. Do jutra co nie? Chyba ,ze... Nie no przeciez się zobaczymy dziś.
Kim- No tak. Idziemy do dojo zobaczyć.
Jack- No tak. Ja i Rudi to już wyjaśniona sprawa.
Kim- Wiem. Wiedziałam to wcześniej.
Jack- No niby jak?
Kim- Znam cię i wiem ,że nie lubisz być w złości z kimś dość długo.
Jack- No wiem ,że nie lubię. Ale ty znasz mnie aż za dobrze.
Kim- Przeszkadza ci to?
Jack- Nie! Wręcz przeciwnie.
Kim- Dobra. Skończmy te żenadę. Musze iść.
Jack- Czemu żenadę?
Kim- No bo... Nieważne. Pa!
Jack- Pa!

Na pożegnanie kim dała Jack'owi całusa w policzek. Jack stał jak skamieniały. Nie spodziewał się tego ,że Crawford mogła by go pocałować w policzek. Szanse Jack'a zwiększały się nie odwołalne. Miał większe szanse aby być z  Kim. Wracając... Jack czuł się początkowo zawstydzony ale potem się rozluźnił. Kim powiedział jedynie Pa i zam knela za sobą drzwi. jack stał przed drzwiami jeszcze jakieś 3 min. Dotknął lekko swojego prawego policzka. To było miejsce gdzie pocałowała go Kim. jack był bardzo zadowolony. Wycofał się i poszedł zadowolony do domu. W tym czasie Kim poszła do siebie do pokoju i zadzwoniła do Gracy aby przyszła jak najszybciej i aby jej nie wystawiła tak jak wcześniej. Grace przyszła po 10 min. od telefonu Kim.

Kim- Mam newsa!
Grace- jakiego? Czy ty i Jack to już.. MIŁOŚĆ!
Kim- Nie ale odczuwam takie wrażenie. Dzisiaj omal co się nie pocałowaliśmy. Było super ale musiała zadzwonić mama. Musiałam iść po zakupy do warzywniaka. To było tak ważne aby nam przerwać.
Grace- To nie mógł być przypadek...
Kim- Przypadek ,że musiałam iść po zakupy?
Grace- Nie przypadek ,że prawie się pocałowaliście.
Kim- No niewiem. Czasem traktuje mnie jak przyjaciółke a czesem daje mi znaki ,ze wiesz. 
Grace- Mam pomysł. napisz mu wiersz albo piosenkę i opowiedz w niej o  tym co czujesz.
Kim- Dobry pomysł. Tylko ,zę on wcale mnie nie kocha! Tylko lubi.
Grace- Napisz piosenke i podłusz. Jeśli ci o niej opowie to wtedy spytasz czy wiem. Albo ja go zapytamczy się w tobie kocha. Albo Jerry bo mi raczej nie powie.
Kim- Grace! 
Grace- Co?
Kim-Jesteś genialna!
Grace- Wiem. Muszę iść umówiłam się z Midny.
Kim- Okey. Pa! I dzięki.
Grace- Nie ma za co.

Kim wzieła się za piosenke. Nie mineło jeszcze 30 min. A kim iała już to:

" Gdyby nie wiedzieć , wypełniasz moje dni.
Za ręke trzymasz, patrzysz, słuchasz mnie jak nikt.
Świat w górę niesie ,wszystkich w około gdy, 
zielony kolor w takich głowach szyje sny.
Jak Ci powiedzieć.. ,że nie doradzisz mi.
Jak  żyć? Jak żart obracać sprawę..
Jak mam Ci?  Udawać można..
Na zawsze gubiić? Przy sobie zostać z pisakiem w oczach
Na przud iść?

Przyjdzie w końcu na nas taki dzień. 
Dziś ostatni raz zaszaleć chcę.                        BIS 2
Pofrunę za tobą chociaż wiem..
Wrócę kiedy życie zbudzi mnie.

Nic co planuję, nic co wymarzę też.
Z rzeczywistością w parę nie dobiera się.
I takich dwoje .. Narysowałam gdzieś.
Na murze gdy na szyi z kluczem w drodze nie..
Ty mnie nie widzisz... Tylko co widziec chcesz.
Nie jestem z przeżroczystych ludzi dobrze wiesz.
Ostatni raz już, dziś kłamię w oczy me.
I świat obwinia mnie!

Przyjdzie w końcu na nas taki dzień. 
Dziś ostatni raz zaszaleć chcę.                        BIS 4
Pofrunę za tobą chociaż wiem..
Wrócę kiedy życie zbudzi mnie.

Po godzinie Kim próbowała wymyśleś melodie gdyż piosenke ma już skończoną. Teraz tylko Jerry musi podpytać Jack'a czy coś czuje do Kim.


♥♥♥♥
                NO I JAK SIE PODOBA ROZDZIAŁ? MIAŁ BYĆ DODANY WCZEŚNIEJ ALE NIE MIAŁAM JAK. JEŚLI CHCECIE WIEDZIEC CO TO ZA PIOSENKA JEST TO TU MACZIE TYTUŁ. SŁOWA TYLKO PRZEPISANE. BO SAMA ZE MNIE SŁABA PISARKA JEST.
         Kasia Popowska - Pzyjdzie Taki Dzień  
ROZDIAŁ DEDYKOWANY JEST :
Dla  Any Howard
        

Rozdział 8 cz. IV

Jack już przez tydzień uczęszczał do dojo Czarnych Smoków. Rudi go wcześniej uprzedzał ,że to mordęga. ale Jack go nie zbyt słuchał. Jack był bardzo zmęczony a nadal Musiał ćwiczyć. Najgorsze jest to ,że już dawno nie spędzał cennego czasu z przyjaciół mi. Chciał odejść ale jego dobre serduszko nie mogło na to pozwolić ponieważ miał mieć turniej. Nie mógł zawieść Ty'aja. ale mógł się obijać aby Ty go wyrzucił z dojo. Pomyślał ,że gdyby zrobił coś strasznie złego Ty go wyrzuci. Jack postanowił dorysować wąsy plakatowi ty'aja w ciele tygrysa. To wyglądało śmieszne. Jack jeszcze się podpisał. " To ja Jack ". Gdy ze swojego gabinetu wyszedł Ty był strasznie wściekły.

Ty- Jack! Jak mogłeś?
Jack - Ja? A co JA zrobiłem?
Ty- No przyj żyj się dokładnie.
Jack- A chodzi o to ,ze zniszczyłem ten jakże okropny plakat.
Ty- On jest piękny. Ale teraz masz racje przez to co zrobiłeś jest okropny. 
Jack- To co chcesz zrobić w tej sprawie?
Ty- Chyba nie mam wyjścia Jack. Muszę cię wyrzucić. Zabieraj tyłek w troki i zjeżdżaj!
Jack- Och... Och jaki to cios w plecy! Nie mogę w to uwierzyć! No ale dobrze. Odejdę w smutku.
Ty- Trzymaj się Jack!
Jack- Dzięki.

Gdy tylko wyszedł zaczął skakać ze szczęścia. Cieszył się i poszedł szukać przyjaciół. Swoich kumpli szukał wszędzie. W dojo ,które było zamknięte w parku. W domu u każdego z nich. Pomyślał ,że mógłby poszukać w scat-parku gdzie kiedyś on i Jerry spędzali tam cały dzień. Ale się mylił. Wszedł tylko na chwile a jego starzy wrogowie ,którzy zazdrościli mu talentu który kiedyś kochał czyli jazdę na deskorolce. Ta głupia banda S.C.R.L.D. ( pierwsze litery imion należących do nich ) wyśmiewała się z chłopaka. Jack głupio wysłuchiwał ignorując tych okropnych słów które gadała banda. Najbardziej zabolało go to...

Shell (imię najważniejszego członka bandy) - Wiem czemu zrezygnowałeś.
Jack- No niby czemu?
Shell - Twój Stary już w grobie leży. Zostały z niego kości. Bałeś się ,że spotka cię jakiś wypadek. Kiedyś byłeś królem deski. A teraz jesteś śmieciem. Czuj się jak on. 

Wtedy banda obrzuciła go puszkami. Jack się denerwował. Podszedł do Sherl'a złapał za koszule i podniósł lekko.

Jack- Masz coś do mnie? Tak myślałem.. 

Jack puścił go i odszedł śmiejąc się kpiąco. Postanowił ,że wróci do jazdy na desce. Ale te 2 lata rozłąki z nią może już nie nadrobić.  Jack poszedł do domu. Wyszedł na strych i poszukał w pudłach jego pięknej deskorolki. Znalazł ją. Miała czarny kolor. Była jedynie na środku  1 dużą naklejkę ,która przypominała płomień. Wyszedł na podwórko i na jezdnie. Staną na desce i lekko odepchną się nogą. Oczywiście nie zapomniał o kasku z czaszką. jack miał wszystko w małym paluszku próbował pojeździć na obręczy ale początkowo mu się nie udawało. Po 3 próbach nareszcie wszystko sobie przypomniał i zaczął szybciej jechać. Jechał drogą aż spotkał się z... Rudi'm

Rudi- Cześć Jack.
Jak- hej.
Rudi- Chciałem cię przeprosić. Powiedziałem to ale tak nie myślałem. Jest mi głupio.
Jack- Rozumiem. Nie musisz mnie długo przekonywać abym ci wybaczył.
Rudi- Czyli rozumiem ,że miedzy nami wszystko dobrze?
Jack- Tak.
Rudi- To dołączysz do dojo?
Jack- Będę jutro o 14 na zajęciach
Rudi- Super. Jeszcze raz przepraszam. A i.. zajęcia nie będą o 14 a o 11. Taki mały szczegół.
Jack- Okey. A gdzie Kim?
Rudi- Kim? Chyba w parku.
Jack- Dzięki. Na razie.
Rudi - Pa!


Jack odjechał . Szukał Kim. Znalazł ją dopiero po 15 min.
 
Jack-  Kim! Kim. oo.. Cześć.
Kim- Cześć.  Widzę ,że znów jeździsz.
Jack- Tak. A ty. Co u ciebie?
Kim- U mnie? Dobrze. Dzięki. Siadaj.
Jack- Okey. To jak przyjdziesz z resztą dzisiaj do mnie?
Kim- Z cała ekipą?
Jack- Z calutką. Tylko o sobie nie zapomnij.
Kim- Hahaha. Nie martw się. Ja sobie dam radę ale Jerry. Wątpię.
Jack- heh.

Oboje rozmawiali jeszcze tak z 30 min. Jack zapytał czy Kim chce się nauczyć jeździć na desce.

Kim- Bardzo chętnie. A nauczysz mnie?
Jack- Jasne. 

Kim wstała. Stanęła na Desce i lekko popchnęła się nogą. Nie mogła złapać równowagi.  Gdyby nie Jack juz leżała by na ziemi. Ale Jack ją złapał. Byli bardzo blisko siebie. Do pocałunku dzieliło ich zaledwie Parę milimetrów. Już stykali się nosami gdyby nie... Telefon Kim.

                                                                          ♥♥♥♥
I jak? Mi zakończenia bardziej się podoba. No jeszcze pare rozdziałów i nastąpi... ♥
 

Rozdział 8 cz. III

Jack-  Tak z innej beczki... Czemu Uwieżyłaś w te brednie co Jerry mówił?
Kim- No bo ja... Ja... Yyy... Nie uwierzyłam. Ale byłam ciekawa tego.
Jack- Wiesz ,ze sam z siebie nie wybrał bym Czarnych Smoków.
Kim- Tak wiem. Myślę ,że wrócisz bo Rudi bardzo tego chce.
Jack- Nie wrócę!
Kim- CO?!!
Jack- Nie wrócę! Dobrze słyszałaś.
Kim- Jak możesz? No przecież Rudi powiedział to przez Jerrego! Powiedział to ale tak nie myślał!
Jack-Nie Kim! On tak naprawdę myśli! I ja nie mam zamiaru tam wracając! 
Kim- No jak chcesz! Na pewno nikt Cię prosić nie będzie! 
Jack- Cudownie!
Kim-Super!
Jack-Bomba!
Kim- Genialnie!
Jack- Fanstastycznie!
Kim- A co my robimy?
Jack- No jak to co! Kłócimy!
Kim- Nie wiem po co.
Jack- Ja.. Ja też nie wiem. Lepiej przestańmy.
Kim- Tak. Przepraszam.
Jack- Ja też Przepraszam.
Kim- A gdzie teraz idziesz?
Jack- Do Czarnych Smoków.
Kim- Po co?
Jack- Zapisać się do ich dojo.
Kim- Jak ty możesz?
Jack- No co mogę!
Kim- Nas w ten sposób potraktować?
Jack- To Rudi jest temu winien. Niepotrzebnie to powiedział. Chciałem chodzić z Wani do dojo Rudi'ego.!
Kim- Co?! My myśleliśmy ,że wybrałeś od razu Czarne Smoki.
Jack- Kto wam takich bzdur naopowiadał?
Kim - Jerry.
Jack- No właśnie. Jak można wierzyć Jerremu? No przecież to Jerry jest.
Kim- Wiem. Przepraszam. Muszę iść. Pa!
Jack- Pa! Przepraszam.

Kim poszła a Jack stał przed drzwiami do dojo Czarnych Smoków. Przecież jak tam wejdzie to Ty nigdy nie pozwoli mu stamtąd odejść. Ale trudno. Jack wszedł do dojo. Zapisał się i powiedział ,że jest bardzo zadowolony ,że chodzi właśnie do nich. Ty powiedział ,że będzie mu się podobać. Powiedział ,że ma nawet zaplanowaną walkę dla niego.  Idzie na turniej. Jack bardzo się cieszył. Chciał kogoś przytulić. A dokładnie to... Kim. Tyle ,że jej tam nie było i będzie się musiał do tego przyzwyczaić. Chciał już od dawna powiedzieć Kim co do niej czuje. Ale jak chciał to zrobić to zawsze ktoś im musiał przerwać. To było bardzo denerwujące. Już prawie 2 razy omal co się pocałowali. Zawsze coś. A patrzyli na siebie jak na miłość swojego życia. Jack nie mógł uwierzyć w to ,że teraz nie będzie spędzał tyle czasu z Kim i resztą. Przez głowę przeleciała mu nawet myśl aby stamtąd odejść. Ale to by było nie logiczne gdyby już stamtąd odszedł poszedł do Rudiego osoby ,która powiedziała mu coś takiego i gdyby udawał ,ze nic takiego się nie wydarzyło. Mógł by tam dołączyć do dojo Rudi'ego gdyby to Rudi przyszedł osobiście i go przeprosił.Ale gdzie przeciesz jest dorosły i nie zniży się do poziomu dzieciaka.



                                                                   C.D.N.

sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 8 cz. II

Jack- Co?!
Rudi- No bo przecież u Ty'aja będziesz się uczyć!
Jack- Co?! Kto ci takich bzdur naopowiadał?!
Jerry- To ja już może pójdę?
Kim- Nie! Jerry stój!
Jack- Powie mi ktoś o co chodzi?
Rudi- Przecież tu u Czarnych Smoków znalazłeś powołanie do nauki!
Jack- Wcale nie!!
Jerry- To jak w takim razie wyjaśnisz to ,że z kimś rozwamiałeś aja wszystko słyszałem. Mówiłeś coś o Czarnych Smokach. Mówiłeś ,że są Genialni!
Jack- No bo tego nie mogę wyjaśnić jakoś normalnie. Rozmawiałem z mamą. Chciałem aby mi doradziła. udawać można ale Nie zaprzeczycie ,że Czarne Smoki są Dobrzy. Nawet bardzo... A ja nie dokończyłem wtedy zdania. Chciałem powiedzieć ,że... Nieważne. Skoro mnie tu nie chcecie! Pa!
Kim- Nie Jack!
Rudi- Jerry coś ty zrobił? Miąłem fanta stycznego ucznia! A przez ciebie już nie! Idz stąd!
Jerry- No ale... Przecież.. Och.. Dobrze. Pa!
Rudi- Pa!
Kim- Na razie.

Jerry wyszedł ze smutną miną. Nie myślał o tym ,że zdradził najlepszego kumpla. Wpadł na pomysł aby zabrać przyjaciół i namówić Jack'a aby dołączył jednak do Rudi'ego! Zadzwonił do każdego a w tym czasie...

Jack...
Nie mogę w to uwierzyć. Jak Rudi mógł mi powiedzieć coś takiego. Czy on zdaje sobie z tego sprawę co powiedział? Chyba nie! Teraz już wiem. Czarne Smoki to jest to! Moje życie. Ide do Ty'aja i wszystko mu powiem. Powiem ,że chce się u nich uczyć walk wschodnich. Czyli Karate. Mój Dziadek jak słyszałem uczył też w dojo. Uczył niejakiego Bobbiego Wasabbiego. Stworzył wiele trików. A Kim. Nie zaprzeczyła gdy to wszystko słyszała. Nawet nie wie jaką przykrość mi sprawiła. Myślałem ,że jest moją przyjaciół ką. Ale nie myliłem się. Ależ ja głupi jestem.

Narrator...
Jack idąc do dojo Czarnych Smoków spotkał... Vanessę Jeffreys. Vanessa była ładną dziewczyną. Była wieku Jack'a. Była w nim po   uszy zakochana.


Vanessa- Jack! Cześć. Dawno się nie widzieliśmy.
Jack- Hej. Muszę iść.
Vanessa- Ach tak. Musisz pędzić do Kim , prawda? Każdego masz gdzieś.
Jack- To nieprawda!
Vanessa- To czemu nie chcesz chociaż minuty ze mną porozmawiać.
Jack- No bo... A wiesz. Możemy się razem przejść do dojo Czarnych Smoków. Co ty na to?
Vanessa- Bardzo chętnie. I przepraszam ,że to powiedziałam.
Jack- Nic się nie stał.
Vanessa- No a po co jeśli można wiedzieć idziesz do dojo Czarnych Smoków?
Jack- No bo chcę się tam zapisać.
Vanessa- oo... Jaki z ciebie młody mężczyzna.
Jack- Heh..
Vanessa- Lubię jak się uśmiechasz. Masz ładny uśmiech.
Jack- Dzięki.

Kim wyszła z dojo. Widząc idących we dwójkę Vanesse i Jack'a ruszyła z animi śledzącich.

Vanessa- To jak z Kim?
Jack- Sama ją zapytaj. Kiedyś jak słyszałem byłyście przyjaciół kami. Czemu teraz nie?
Vanessa- No bo obie zakochałyśmy się w pewnym przystojnym,wysokim  szatynem o pięknych czekoladowych oczach. I ładnym uśmiechem.
Jack- Naprawdę. A w kim?
Vanessa- No ja kto? Nie zrozumiałeś?
Jack- Nie.
Vanessa- W Tob...

I tu Kim i m przerwała. Nie mogła pozwolić na to by jej miłość miała dobry kontakt z jej wrogiem.

Kim- Cześć Jack. Vanessa...
Jack- Cześć. - Jack podszedł bliżej do Kim.
Vanessa- Kim co ty tu robisz?
Kim- Chciałam zobaczyć co robicie. Pogadać po raz pierwszy bez kłótni z tobą.
Vanessa- Nie ściemniaj. Przyszłaś tu do Jack'a.
Kim- No skoro tak mówisz.
Vanessa- To ja już lecę. Pa Jack. Pa moja dawna kumpelo.
Jack- Kim.
Kim- Tak?
Jack- To prawda co mówiła Vanessa? To ,że podeszłaś do nas dla mnie?
Kim- Nie! Ale ona niech tak myśli nie znoszę jej.
Jack-  Tak z innej beczki... Czemu Uwieżyłaś w te brednie co Jerry mówił?
Kim- No bo ja...

                                                           C.D.N.

Rozdział 8 cz. I

W tym momencie przyszedł Rude z Frankiem i Frankiem klonem. Kazał im pójść na matę i pokazać co umieją. Jack był na środku.

Rudi- Masz robić to co oni ok? Myślę ,że masz jednorazowa pamięć bo chłopaki pokażą układ byle jak najpierw a ty masz go zrobić poprawnie. Przyglądaj się uważnie.
Jack- Ok!
 Jack denrewował się jak nigdy. Od tego zależało czy będzie szedł w drogi dziadka czy nie. Chłopaki zrobili układ od niechcenia. 

Rudi- Dobrze Jack to teraz ty i oni razem.

Całej sprawie przyglądał się Ty czyli sensey Czarnych Smoków.

 

Jack zrobił cały układ bardzo dobrze.
Rudi był zaszokowany tym ,że Jack jest taki dobry w czymś co robi pierwszy raz.

Rudi- Jack! Jesteś genialny! 
Jack- Dzięki.

Do dojo wszedł Ty.

Rudi/Ty Biorę Cię! ... Zaraz. Co?!
Jack- Jakto. Oboje mnie bierzecie?
Ty- U mnie Jack będziesz idealnym myśliwym nic ci nie umknie. Nauczysz się 100 razy więcej niż w tej chołocie.
Rudi- Jack przecież wiesz , że to nieprawda i...
Ty- A własnie , że prawda!
Rudi- A własnie , że nie!
Ty- A własnie , że Tak!
Rudi- A właśnie , że nie!
Kim- A właśnie , że cicho!
Milton- Wiemy , że się nie lubicie. I ,zę konkurujecie o byle co ale Jack nie jest tym Byle co!
Ty- Ja jestem tego świadomy. Wszystkich uczniów traktuję dobrze.
Rudi- Yhmm...
Ty- Nie wiesz to się nie odzywaj.
Julia- To Jack ma wybrać.
Jerry- No ale dla niego wybór jest oczywisty.
Kim- To Jak Jack? Czarne Smoki czy Wassbai?
Jack- Trudny wybór. Słyszałem ,że Czarne Smoki są fantastyczne.
Rudi- Ale my jesteśmy lepsi!
Eddie- Jack dołącz do nas! Nie pożałujesz. Na 100 % u Smoków nie będziesz lepiej traktowany niż tu u nas.
Milton- Tam Ty traktuje uczniów jak śmieci! Ciebie też by tak traktował!
Jack- Jutro Wam powiem w jakim dojo chcę być.

I w tym momencie Jack włożył ręce do kieszeni i opuscił głowę w dół i ruszył w stonę domu. Miał mieszane myśli. Bo z jednej strony chciał dołączyć do dojo Rudi'ego a z drugiej do dojo Ty'aja. Gdy wrócił do domu poszedł do swojego pokoju. Siedział w nim dłuższa chwilę. Gdy miał pójść do kuchni zadzwonił do niego telefon. To była jego mama. Miał bardzo saby zasięg w telefonie wiec wyszedł na dwór. Postanowił sie przejść. Jerry akórat tamtędy przechodził i widział jak i słyszał całą rozmowę. Postanowił śledzić Jack'a. Jerry miał zamiar dowiedzieć się dużo ciekawości.

Pani B. - Halo. Jack?
Jack- Halo. Mama? 
Pani B. - Czesć skarbie. Co u ciebie?
jack- Dobrze a u ciebie? Niechc zgadnę siedzisz przed biurkiem i popijasz kawę?
Pani B. - Tak. U mnie też dobrze. Miałam takie przeczucie ,że coś jest nie tak ale chyba się myliłam.
Jack- Tak. Znaczy... Nie. Czyli. Ych.. Tak. Mam problem.
Pani B. - Czy chodzi o Kim? O twoja dziewczynę?
Jack - Mamo! Kim nie jest moją dziewczyną!
Pani B. - Ale Ci się podoba?
Jack- Trochę...
Pani B.- Jack ty wiesz ,że nie umiesz kłamać?
Jack- Wiem ale to nieo Kim chodzi. Chodzi o to ,że Kim namówiła mnie abym poszedł na takie coś w stylu lekcji próbnej do dojo Bobbiego Wassabiego gdzie by nie sprawdzili czy wiesz.. Czy się nadaję. A Rudi powiedział ,że Tak ale i Ty czyli sensey Czasrnych smoków powiedział ,że też się nadaję i Rudi i Ty chcą mnie w swoim dojo. Gdzie mam pojść? Co wybrać?
Pani B. - Masz pójść tam gdzie chcesz . Ale mim zdaniem lepiej będzie jak pójdziesz do dojo Rudi'ego.
Jack- Maasz rację. Dojo Czarnych Smoków jest genialne ale w...
Pani B. - Wybacz skarbie. Musze wracać do pracy. Już moja przerwa się skończyła. Zadzwonie wieczorem.
Jack- Dobrze!. pa. Kocham.
Pan B. - Ja też Kocham.

Jack wrócił do domu. Całej rozmowie przysłuchiwał się Jerry-

Jerry- Yo! Jack chce ić do Czarnych Smoków. Muszę powiedzieć Rudi'emu.

W tym momencie. Zdziwiony Jerry pobieg w stronę galerii gdzie znajdowało sie dojo Rudi'ego. W dojo bła Kim i przygotowywała się do turnieju dziewcząt. Rudi ją trenował aby była najlepsza.

Jerry- Yo! Rudi Jack już wie gdzie ma zamiar się uczyć karate.
Kim- Na 100 % wybierze nasze dojo. Przeciez ono jest lepsze.
Jerry- To się zdziwisz Kim!
Rudi- Jakto. Czyli chce do Czarnych Smoków?
Jerry-Posłuchałem rozmowę Jack'a z jego mamą i Jack postanowił ,że dołączy do Czarnych Smoków. Rudi-  Musisz być obojetnym gdy Jack Ci powie ,że idze do Czarnych Smoków.

Rudi- Moge nawet pwiedziec ,że nie zaloeżało mi nim jako na osobie, przyjacielu tylko jak na łatwej zdobyczy . Na jego talencie!
Kim- Nie no.... To da się wytłumaczyć.
Jerry- Jak niby chcesz to wytłumaczyć? Jack ma nas w nosie a ty jeszze go blonisz? Muszę iść do Van.
Kim- Do Vanessy? Do tej tapetwej lali?
Jerry- Czemu wy si e nie lubicie. Ona jest Boskaaaa!!!!
Kim-Wcale ,że nie jest.
Jerry- Jakto nie?
Kim- Nie dale Jack'owi w szkole żyć. Ciągle na nim chodzi i mówi jaki to jest doskonały.
Rudi- Czyli nie lubisz Vanessy ponieważ nakochala sie w twoim najlepszym zprzyjacielu?!
Kim- Nie wykluczone.
Jerry-Nie o to chodzi Rudi. Kim i Van były przyjaciółkami. Pokłuciły się jakieś 2 lata temu. Gdy obie zkochaly się w idealnym Jack'u. I z tąd ta nienawiść.
Kim- To nieprawda !!

Nagle do dojo wszedł Jack.

Jack- Hejka! Rudi musimy pogadać.
Jerry-No Rudi pamiętaj obojątność.  - powiedział szeptem
Rudi-Jack musimy pogadać!
Jack- No wiem po to tu przyszłem.
Rudi- Zanim powiesz ,że wiesz oco chodzi to... Ja ci mószę powiedzeć ,że jest mi wszystko jedno z tym czy chcesz być u mnie czy wolisz u Ty'aja. Tacy małolaci jak ty zawsze podejmoja to czego nie powinni. I powiem Ci jesze jedno. Zależąło mi tylko na twoim talencie. A ciebie miałem gdzieś jako osobe!
Jack- Co?!
Rudi- No bo przecież u ty'aja będziesz sie uczyć.


                                                         C.D.N.

piątek, 27 czerwca 2014

Wakacje!!

Od dziś zaczynają sie wakacje. Z tego powodu blog życzy wam abyście te wakacje 2014 spędzili tylko w ten sposób w jaki chcecie Wy! POZDRAIAMY I ŻYCZYMY UDANYCH WAKACJI !!!!!!!!!

PSY - HANGOVER feat. Snoop Dogg M/V





Wiem ,że to nie na temat ,ale chcę abyście posłuchali tej piosenki. Świetna jest! Mi osobiście to bardzo się podoba.

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 7

Jack złapał za rękę Kim i razem pobiegli do dojo. Zostało  im 5 min. A byli tylko w połowie. Kim i Jack mieli wrażenie ,że droga zamiast się skracać wydłużała się. W końcu dotarli na miejsce. Było im bardzo ciepło bo słońce dawało do pieca. Została im 1 min.Jack i Kim nie zauważyli nawet tego ,że przez całą drogę trzymali się za rękę. Jedynie gdy weszli do dojo dzięki Jerry'emu zoriętowali się.

Jerry- Yo! Stary co ty robisz?
Jack- O co ci chodzi?
Jerry- No o to ,że ty i Kim no wiesz... ahhha.
Kim- Co?!
Jerry- A to ,ze para jesteście bo się za ręce trzymacie od co!

W tym momencie oboje spojrzeli na siebie na swoje ręce i szybko je puścili. 

Grace- Kimkuś... Gratulacje! Od dawna powinn...
Kim- Grace! My nie jesteśmy parą!
Eddie- To czemu się za ręce trzymaliście?
Jack- Co?! My wcale nie... Co wy wymyślacie. Już od tego słońca wam się w głowie po przewracało ! 
Milton- Aha. Dobra zostawmy ten temat zawołajmy Rudiego aby przywitał się z Jack'iem.
Julia- To ja go zawołam!
Kim- Idź!

I w tym właśnie momencie Julia poszła po Rude'iego. Rudi przyszedł i bardzo się zdziwił ponieważ myślał ,że Wnuczek Johaim'a był by blądynem tak jak jego dziadek. Był bardzo zdziwiony. W końcu mama i tata Jack'a też byli blądynami. A on... Niespodzianka szatyn.


Jack- Dzień dobry jestem...
Rude- Wiem kim jesteś. I mów mi "Cześć Rude" !
Jack- Okey!. Cześć Rude! Jestem Jack Bruwer i chciałbym abyś mnie sprawdził czy nadaję się do tego świata czy nie.
Rude- A czemu masz się nie nadawać? Milton się nie nadawał...
Milton- Hej!
Jerry- Hahaha...
Rude-Eddie też...
Eddie- Hej!
Jerry- Hahahahahaha....
Rudi- Jerry też...
Jerry-Hahaha.. Hej!
Milton/Eddie-Hahahahahahahahahaa...
Rudi- A teraz... Teraz się nadają.
Kim- Widzisz Jack. To miejsce jest dla każdego. Nawet dla takiego Jerry'ego.
Jerry- Ooo... Dzięki Kim. Hej!
Kim- Sorry.
Jack- To jak zaczynamy?
Rudi- No jasne. Idę po Franka.
Kim- A po co?!
Rude- No jak to po co? Jeśli będzie na jego  poziomie super a jeśli choć o 1 setną mniej niż Frank to przepraszam ale nie. Nie potrzebni są nam tu Słabiccy.
Grace- No to po co tu jest Milton i Eddie? No i Jerry w ostateczności.
Julia- Jack jest idealny. Nie boi się Franka. Co nie Jack?
 Jack- Skąd. Byłem e dużo gorszych okolicznościach.
Rude- Nie straszcie chłopaka. On nie będzie walczyć z Frankiem. Tylko porównamy jego zdolności ze zdolnościami franca z czarnych smoków. Sprawdzimy kto lepszy!
Jerry- No to może weź do kompletu. Będzie lepiej jak Jack okaże się być zdolniejszy od 2 najlepszych uczniów z Czarnych Smoków!
Jack- Jerry!
Jerry- Serio Jerry? Serio?
Rude-To dobry pomysł. Dzięki Jerry!
Jerry- Polecam się na przyszłość.

Rude poszedł po Franka' i drugiego najlepszego ucznia ,który okazał się być najlepszym przyjacielem Frank'a.
W tym czasie w dojo Bobbiego Wassabiego...

Jack- Jerry jak mogłeś? Przecież teraz to ja szans nie mam.
Jerry-Przepraszam jack. Tak mi wpadło do głowy i jakoś ustami wyszło. Sorry.
Jack- Dobra.
W tym momencie przyszedł Rude z Frankiem i Frankiem klonem. Kazał im pójść na matę i pokazać co umieją. Jack był na środku.
Rude- Masz robić to co oni ok?
Jack- Ok!





....
PS Przepraszam za błedy.

Rozdział 6

Kim się rozłączyła i położyła telefon na biurku po czym opadła na łużko rozmarzona... Myślała o tym czy Rudy zgodzi się na to aby jej sympatia uczęszczała z nią do dojo gdzie spędza masę czasu w wolnej chwili. Nie wiedziała co zrobi, jak zareaguje. Dlatego zadzwoniła do Grace i powiedziała by do niej wpadła z nią porozmawiać. Przez ten czas gdy czekała na przyjaciół kę wyszła na balkon ,który nie był zbyt wysoki. Gdyby ktoś miał 175 cm wzrostu i  podskoczył ,chwacąc się na poręcz i podciągną się to byłby już w pokoju Kim. Zostały jeszcze tylko drzwi od balkonu to pokonania i już się jest w jej pokoju.

Grace była już 3 min. spóźniona. Kim martwiła się czy na pewno do niej przyjdzie. Postanowiła jeszcze poczekać 5 min. I sprawdzić czy na pewno Grace  jej nie wystawi. No robiła to Rzadko ale gdy była z Martinezem to Grace często olewała Crawford. Kim położyła się na łużku i przysnęła.

***
Kim obudziła się i rozejrzała po pokoju.  Położyła się jeszcze na minutę i usłyszała pukanie do drzwi jej pokoju. Otworzyła je i nikogo tam nie zobaczyła. Pukanie usłyszała jeszcze jeden raz i zauważyła Jack'a stojącego z szerokim śmiechem na balkonie. Kim otworzyła drzwi.
Kim- Witaj Jack.
Jack- Cześć Kim. Przepraszam ,że moje odwiedziny takie nie za powiedziane ale Musiałem cię zobaczyć.
Kim- Naprawdę? Oo... To takie, takie...
Jack- ... takie słodkie?
Kim- Tak! Skąd wiedziałeś ,że to powiem?
Jack Mówiłem Ci. Umiem czytać w twoich myślach.
Kim- Tylko w moich?
Jack- Najwyraźniej tak. To takie przeczucie ,które dochodzi do mojego sera i chce wyjść na świat. Wiesz o co mi chodzi?
Kim- Niezbyt...
Jack- Kimi, Kimi... Chodzi mi oto ,że umiem przeczuć to co chcesz powiedzieć. Takie coś jest wtedy gdy ktoś jest zakochany.
Kim- Zakochany...
Jack- Tak! A co w tym takiego dziwnego. To normalne. 
Kim- Wiem ,że to normalne ale czy ty...
Jack- Nic już nie mów.

Jack tajemniczo zaczął się do mnie zbliżać. Zrozumiałam ,że chciał mnie pocałować. A ja niby jak miałam mu na to nie pozwolić skoro ja tego pragnęłam już od dawna. Dzieliły nas milimetry. Już stykaliśmy się nosami.... Niestety! Obudziłam się!

***

Kim- NIE!! Nie mogłam obudzić się po pocałunku? Ough...

Można było po mnie rozpoznać ,że byłam zawiedziona, smutna i rozczarowana. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Ja gwałtownie spojrzałam na drzwi balkonowe. Nikogo tam nie zobaczyłam. Ale pukanie usłyszałam jeszcze raz. Wstałam i podeszłam do drzwi do pokoju aby je otworzyć. Myślałam ,że to Gracy. Ale to był... Jack. Zaprosiłam go do środka.

Jack- Przepraszam ,że moja wizyta taka nie za powiedziana ale musiałem...
Kim- Co musiałeś?
Jack- ... Musiałem z kimś pogadać. Stresuje się przed... No wiesz tym spotkaniem w dojo.
Kim- Ooo... Nie masz się o co martwić. Jak chcesz to chodź na podwórko na trawnik to poćwiczymy. Powymieniamy się pomysłami i w ogóle.
Jack- Dziekuję...
Kim- No ale za co?
Jack- Z a to ,że nie mówisz mi nigdy "nie". i ,że zawsze masz dla mnie czas.
Kim- A chcesz aby to się skończyło?
Jack- Hah.. Nie.
Kim- No a widzisz...
Jack- Co widzę?
Kim- Ty mówisz mi nie. Chodźmy...
Jack- Dobra. Ale mam pomysł.
Kim- Jaki. 
Jack-Musimy wywołać w sobie odwagę. proponuje wyjść przez balkon. Co ty na to?
Kim- Oszalałeś?
Jack- Dla ciebie to już dawno!  Ale dla kogoś innego to nie.
Kim- Jack!

Chłopak się uśmiechną i złapał mnie za rękę i zaciągną na balkon. Szczerze? Bałam się i to nie trochę. Bałam ,że coś sobie zrobię.

Jack- Może skoczymy razem?
Kim- Ja bym wolała abyś ty pierwszy a potem mnie łapał... Ale twój pomysł jest jeszcze lepszy!
Jack - No to jak? 

Jack i Kim się przytulili i razem skoczyli. Kim wylądowała na Jack'u. Oboje pękali ze śmiechu i zwijali się z niego. Nie mogli przestać. Była już godz. 13:45. Kim przypadkowo spojrzała na zegarek.

Kim- Jack musimy iść!
Jack- Gdzie?
Kim- Do dojo. Rudy mówił ,że masz być tak o 14:00. I teraz cię trochę zmartwię... Masz jedną szanse.
Jack- Ooo... Dobra. To nie dowiemy się puki nie spróbujemy co nie/. Galeria nie jest daleko co nie?
Kim- Za parkiem.
Jack- Świetnie!

Jack złapał za rękę Kim i razem pobiegli do dojo. Zostało  im 5 min. A byli tylko w połowie.

środa, 25 czerwca 2014

Rozdział 5

Owinęła oparzenie bandarzem i miał opatrunek Lepszy niż miał by zrobiony w szpitalu. Jack się uśmiechną i poszedł do łazienki się przebrać. 

Kim...
Gdy wrócił to nie mogłam uwierzyć ,że takie ciacho jest w moim domu i ,że jest moim najlepszym kumplem. No niestety tylko kumplem. A mógł by być kimś więcej. 

Jack- No to ci Kim? Obudzimy resztę?
Kim-Jakbyś czytał mi w myślach.
Jack- No bo ja czytam.
Kim- Co?! Gorszej ściemy to ja nie... Zaraz. Wiem o co ci chodzi.
Jack- No to o  co?
Kim- O nic wiesz!
Jack- Ha ha...

I po cichutku zakradliśmy się do salonu. Ja zaczęłam głośno krzyczeć a Jack włączył telewizor i włączył kanał z Muzyką. Akurat leciał kawałek Rock. Pod głosił na Max i wszyscy zerwali się na nag.  Zaczęli nas gonić po całym domu. Aż w końcu wpadli na nas i po prostu na nas skoczyli. Powstała wielka ludzka sterta. Ha ha... Wszyscy śmiali się bardzo głośno.


Jack...
Kim jest taka, taka śliczna. Nie mogę jej tego powiedzieć tak po prostu. No niby jak by to zabrzmiało? " No hej Kim. Wyglądasz ślicznie a tak w ogóle to cała jesteś." A co najgorsze to nie mogę przestać myśleć o dzisiejszym ranku. Tyle się wydarzyło a ja wcale nie myślę o niczym więcej tylko o tym prawie pocałunku. A i jeszcze tego ,że tak słodko ,że zajęła się moim opażeniem. Nie było poważne ale bolało potwornie!


Narrator...
Wszyscy wstali z naszych "Gołąbków".
Jerry- Jak mogliście? Yo! Stary takie numery to nie ze mną. Mogliśmy umrzeć na śmierć!
Kim/Jack-Co?!
Jerry-Tak! tak dobrze słyszeliście! Przeproście.
Kim- Jack słyszałeś?
Jack- A mógłbym nie?
Kim- No dobra Jerry. Mówię Ci Przepraszam.
Jack- Sorki Jerry.
Milton- A wiesz ,że masz dobry refleks Jack.
Jack- Dzięki?! A poco mi to mówisz?
Julia-Bo mamy niespodziankę...
Grace- ... I musieliśmy jakoś zacząć.
Kim- Właśnie- Wczoraj rozmawialiśmy jak cię nie było o tym czy chciałbyś... No wiesz...
Jarry-... yo! Kim wysłów się!
Kim- ...Ten no ...
Eddie- Zapisać się do dojo Bobbiego Wasabbiego!
Jack- To miłe. Ale ja się tam nie nadaje.
Kim- Jack? Co ty mówisz? Przeciesz ty jesteś idealny do walk!
Jack- Schlebiasz mi Kim. Ale nie. Nie chcę tam chodzić.
Milton- A właściwie to czemu nie?
Julia- Widzieliśmy jaka odwagą wczoraj się wykazałeś.
Jerry- To było dziś o 1 rano.
Grace- Nieważne!
Eddie- Chodzi nam o to ,że jesteś bardzo odważny. To mógł być każdy.
Milton- Morderca, Złodziej albo nie wiem jakiś psychol.
Jack- No ale to był Frank. Ten idiota. 
Kim- Jack ty nadal nie rozumiesz?! Jesteś stworzony do podejmowania wyzwań. My wszyscy na myśl o tym to mało co się wybiegliśmy z piskiem gdzieś...
Jack- Kiedy ja nie chcę tam chodzić. Nie rozumiecie ,że jedyne co mam  robić to...
Milton- Uczyć się?
Jerry- Pilnować domu?
Julia- Twoja babcia ma zaledwie 57 lat. Jest jeszcze młoda. Ma prze sobą na pewno jeszcze 20 lat.
Kim- No a ty jesteś stworzony do tego. 
Jack- Dobra. Spróbuję ale pod jednym warunkiem.
Grace- Jakim?
Jack- Pójdę tam i sprawdzę. Jak Rudy będzie ze mnie zadowolony to super . A jak nie to tyle daruje sobie a wy nigdy już o tym nie wspomnicie. Okey??
Milton/Julia/Jerry/Grace/Eddie/Kim - Okey!!

Wszyscy się przytulili. Reszta ubrała się i wróciła do domu. Kim została sama. Zadzwoniła do Rudiego.

Rudy-Hej Kim.
Kim- Cześć Rudy. Słuchaj udało się. Poznasz Bruwera.
Rudy- Żartujesz? Poznam wnuczka Johaim'a Bruwera?
Kim- Tak! A tak z ciekawości... kto to był?
Rudy-Johaim Bruwer był pierwszym trenerem Bobbiego Wasabbiego do jego filmów. Jego dziadek wymyślił większość Tych skąp likowanych trików. Jack na 100 5 ma to we krwi i umie połowę z nich.
Kim- Cudnie. Dobra ja nie przedłużał bo oszczędzam darmowe minuty. Pa!
Rudy-Pa. A i zapraszam dziś o 14:00 Wtedy nie jestem zajęty.
Kim-Pa.

Kim się rozłączyła i położyła telefon na biurku po czym opadła na łużko rozmaż ona...