czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 21

Randka nadal trwała. Wszystko szło po myśli Jerry'ego. Grace była w niebo wzięta. W tym samym czasie Jack szedł ulicą do domu. Zauważył Kim siedzącą w parku na ławce. Bruwer postanowił do niej podejść ale od tyłu. Bruwer ruszył w stronę Crawford. Niczego nie świadoma dziewczyna tylko siedziała na ławce wgapiając się bezczynnie w fotografię gdzie była cała ich paczka. Kim nie słyszała niczyich kroków. Jack bardzo dobrze się skradał. Był już na tyle blisko aby zasłonić jej oczy dłońmi.
Jack-Zgadnij kto to?!
Kim-Hm.. Jack?
Jack-Tak. Skąd wiedziałaś?
Kim-Poznałam po głosie. 
Jack-To następnym razem tylko zasłonie ci oczy!
Kim-heh... Dobra.
Jack-Co robisz?
Kim-A siedzę, wspominam, myślę.
Jack-Ty myślisz.. W wakacje?Co nie wierzę.
Kim-A co? Niewolno?
Jack-Wolno. A o czym tak myślisz?
Kim-Oo...
Jack-No powiedz!
Kim-Musze się ciebie tego zapytać więc zapytam teraz.
Jack-No wieź teraz to trochę się boję.
Kim- Czemu nie pojechałeś do Japonii?
W zamian za odpowiedź Kim dostała jedynie spojrzenie Jack'a ,które mówiło wiesz czemu.
Kim-No czemu? Mów! - wtedy Kim spojrzała na Jack'a podejrzyliwym spojrzeniem.



Kim- Halo! Jack!
Jack-Co?!-powiedział niepewnie 
Kim-Zadałam Ci pytanie. Chce na nie odpowiedzi! No dalej... Od powiedz czemu nie pojechałeś do Japonii?!
Jack-No bo... Ja... Yyy... Ten no.. Nie pojechałem... Bo... Bo bym tam bez Was  nie wytrzymał?! -powiedział niepewnie kończąc zdanie tak jakby się pytał Kim
Kim-Ty się mnie pytasz czy odpowiadasz?
Jack-Od powiadam!
Kim-Czyli zostawiłeś szansę na karierę dla nas! Oo... To takie urocze. Jesteś wielki. Wtedy podeszła i pocałowała go w policzek. Pożegnała się z nim i poszła w stronę swojego domu.
Jack siedział jak  osłupiały. W końcu powiedział sam do siebie..
Jack- Co niby miałem powiedzieć? Że nie po jechałem dla niej?!
Wtedy ruszył w stronę domu. Postanowił dogonić Crawford aby się z nią poszwę dać. Dogonił ją gdyż on biegł a ona powili zmierzała w stronę swojego domu. Jack znów zaszedł Crawford od tyłu i złapał w tali i podniósł. Kim histerycznie zaczęła się śmiać. Jack w końcu postawił swoja ukochaną na ziemi gdzie ta mogla na niego na wrzeszczeć. Dziwo obyło się bez wrzasków ,którymi Kim zawsze obsypywała Jack'a. Po prostu uśmiechnęła się do szatyna i razem poszli w stronę domu kim. Mieli zamiar iść do Kim ale Jack za proponował aby tym razem poszli do niego. Kim przytaknęła głową na znak gdyż się zgadza. Szli dość krótko. Nie milczeli. Wręcz przeciwnie... Ciągle coś mówili. Byli już przy drodze prowadzące do domu chłopaka. Wtedy Jack zauważył ,że Kim buja w obłokach i go nie słucha. Wyszedł na przód i szedł tyłem. Twarzą do Kim ,która zauważyła ,że Jack stanowiło przygląda się jej twarzy.
Kim-Co się tak patrzysz? Rozmazał mi się make up? - wtedy wskazała twarz
Jack-Nie.
Kim-Mam coś w zębie?-powiedziała zakrywając sobie usta
Jack-Nie.
Kim-To co ja mam na twarzy? Rozczochrałam się?
Jack-Nie.
Kim-To co ja mam z twarzą?
Jack-Nic! Twoja twarz jak jak zawsze śliczna.

Kim wtedy spojrzała na chłopaka i się zarumieniła. Uśmiechnęła się pod nosem i spojrzała w ziemię.


  

Kim-Ty uwarzasz ,że jestem śliczna?   
Jack-Nie... Nie tylko ja tak uważam.
Kim-Dzięki.
Jack-A za co mi dziękujesz? Za to ,że jesteś liczna? Oj no jak tak to nie ma za co!
Kim-Nie! Głuptasie dziękuję ci za to ,że tak o mnie myślisz!
Jack-Heh... Idziemy?
Kim-Tak!
 Wtedy Jack i Kim byli już pod domem Bruwer'a. Jack zachował się jak Dżentelmen i otworzył drzwi do jego domu.
Jack-Panie przodem. - pokazał ładnie ręką w ,którą stronę powinni się udać. Pokazał tak jak kelner w restauracji pokazuje stolik. "Para" pokierowała się w stronę pokoju chłopaka. Gdzie potem postanowili robić sobie żarty z innych ludzi. Dzwonili do obcych ludzi i opowiadali o chorej małpie (tekst z rodzinka.pl). Nie obyło się bez masy śmiechów. Nikt nie myślał nawet o tym ,że Jack miał wyjechać. Że tej chwili by nie było gdyby nie to ,ze postanowił zostać. Ta sprawa była już zamknięta. Kolejny telefon był do Rudi'ego. Robiony z anonima. Czyli #31# i numer...
Jack-Halo-powiedział bardzo niskim głosem.
Rudi-Halo? Z Kim mam przyjemność rozmawiać?
Jack-Yyy... Tutaj Tadeusz Bączonos.
Rudi- Dzień dobry panie Bączonos. W czym problem?
Jack-Chodzi o to ,że dzwonimy dziś do każdego i mówimy o tym ,że chętni mogą się dorzucić w leczeniu chorej małpki ,która ma na imię Prucia.
Rudi-Prucia? To dla tego ,ze często puszcza bąki i imię powstało od prutania?
Jack-Nie?! Po prostu prucia materiału. - Kim nie mogła po wstrzymywać śmiechu. Wtedy Jack złapał za poduszkę i podał Kim aby ta śmiała się w poduszkę.
Rudi-Aha. To przepraszam. Jaka jest kwota aby pomóc tej małpce?
Jack-Cena wynosi 20 $.
Rudi-O rany! Tyle kasy! Za tyle śmiało ma 2 pizzy! Szkoda mojego cennego czasu. Daj se pan spokój. Kto niby da panu tyle kasy?
Jack-No dobrze. Ale jeszcze jedno...
Rudi-Słucham.
Jack-To wszystko to ukryta kamera leci ta rozmowa w radiu!
Rudi- O wy małe szczyl... Zaraz. Jestem w radiu? Jestem w radiu. Jestem w radiu! Jupi! - wtedy Rudi skakał ze szczęścia.
Jack-Przepraszamy za problemy i za stracenie czasu. Ale musimy. To nasza praca!Dziękuję przepraszam!

Rozmowa się skończyła.
Kim- I jak tu się z tobą nudzić?!
Jack-Jak to jak? Ze mną się nie da!'
Kim- O jaki skromny...
Jack- Zaraziłem się od ciebie.
Kim-Osz ty!- Wtedy dziewczyna rzuciła się na chłopaka. Wskoczyła mu na plecy i zasłoniła rękami oczy aby nic nie widział i aby się przewrócił.Kim zachodziła się od śmiechu. Wtedy Jack złapał za ręce Kim i 'zdjał' je z twarzy. Wtedy... jack się potknął a Kim wpadła w jego ramiona. Gdyby nie on na pewno rozbiła by sobie głowę gdyż udeżyła by w róg biurka. "Kick" był bardzo blisko siebie. Już stykali się nosami. Brakowało tak niewiele i w końcu****

C.D.N.
I JAK SIĘ PODOBA/ W NASTĘPNYM ROZDZIALE POŁĄCZYMY MILTONA I JULIĘ. BĘDZIE SIĘ DZIAŁO. NASZ NIEDOSZŁY 'KICK' SPRAWI ,ŻE KOLEJNA PARA PRZYJACIÓŁ BĘDĄ KIMŚ WIĘCEJ NIŻ TYLKO PRZYJACIÓŁ MI. ROZDZIAŁ DEDYKUJE WSZYSTKIM ANONIMKOM!

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 20

Jack wrócił. Wszyscy są bardzo szczęśliwi. Nikt jednak nie zapomniał o imprezie urodzinowej. Przez całą resztę dnia wszyscy balowali urodziny i powrót Jack'a. Prezenty też były. Jak od wszystkich dostał śliczne prezenty. Nadszedł następny dzień. Kim wstała bardzo zadowolona. Zeszła już ubrana na dół aby spożyć śniadanie. Zjadała tylko dwa tosty i popiła sokiem pomarańczo wym. Pełna Energi postanowiła wyjść z domu aby się przejść. Nie musiała iść długo sama gdyż Grace była w drodze do przycajiółki.
Grace-Witaj Kimmy!
Kim-Cześć.
Grace-To jak? Cieszysz się ,że Jack został.
Kim-Wiesz ,że się cieszę to poco pytasz?!
Grace-Bo chce od ciebie usłyszeć jedno takie pytanie na ,które mam już od powiedz.
Kim-No niby jakie pytanie?
Grace- A takie ,że... Nieważne. teraz jak na to spojrzę to jest już nieważne. Bez sensu!
Kim-Aha. A co u ciebie miśku?
Grace-Dobrze. Dzięki!
Kim-Muszę z kimś o tym pogadać. Bo sama ze sobą już o tym gadałam. I nie pomogło...
Grace-A miało?
Kim-Tak. Jak myślisz czemu Jack nie wyjechał?
Grace-Sama go zapytaj.
Kim-No tak! Ale to jest JAPONIA! 
Grace-Naprawdę na to nie wpadłaś? Słyszałaś co powiedział Ci wczoraj na pożegnanie. Wrócił dla ciebie!
Kim-Nie! Wrócił dla nas! W końcu tylko się kolegujemy. Ja chce aby to było coś więcej ale on najwyraźniej tego nie chce!
Grace-Kim, nie obraź się. Ale chyba oszalałaś z miłości! Nawet ślepy dostrzeże ,że coś miedzy wami jest!
Kim-Jest... Przyjaźń.
Grace-Nie zauważyłaś jak Jack na ciebie patrzy?
Kim-Nie!
Grace-Patrzy na ciebie w bardzo wyjątkowy sposób. On jedyny z naszej całej paczki znosił twoje humorki. Nadal znosi!
Kim-jakie humorki? Podaj przykład...
Grace-A proszę bardzo. Na przykład w roku szkolnym kiedy byliśmy na wycieczce. Ciągle byłaś naburmuszona. Bo nikt nie chciał pójść z tobą do autokaru po butelkę wody. jack wtedy świetnie się bawił a ty go zawołałaś i on nie sprzeczając się poszedł tam z tobą. Albo kiedy byliśmy na placu zabaw jakiś miesiąc temu. Nikt nie chciał cię huśtać na huśtawce a ty tylko "Jack" i rzucił wszystko aby cie pobujać co i tak znudziło ci se po 2 minutach! Mam wymieniać dalej? Bo jest co wym...
Kim-Zrozumiałam! I przymknij się!
Grace-Znowu twój humorek. Hm... Jack pewnie teraz zaczął by cię łaskotać aby poprawić ci humor! Ale ja niestety nie jestem Jack tylko Grace. Twoja NPZ od 10 lat! Zapomniałaś? Ty i Jack to najlepsi przyjaciele chociaż znacie się tylko 4 lata!
Kim-Dobrze. Przepraszam. Nieee powinnam Cię tak traktować. Może i masz racje ,że nie jestem obojąetna Jack'owi. Ale ja nie za bardzo w to wierzę.
Grace-Dobra... Muszę lecieć. umówiłam się z Jerrym. podobna ma przygotować nam randkę nasza pierwszą. Ale... Musze cię poprosić o pomoc.
Kim-On ma przygotować randkę. Szykuj się na niewypał...
Grace-Jeśli jeszcze raz powiesz ,że na temat mojego CHŁOPAKA to urwę ci Głowę i powieszę na patyku nad morzem pełnym rekinów! - powiedziała bardzo stanowczo! -Zrozumiane?!
Kim-Podobno chciałaś pomocy?!- powiedziała bardzo przejęta słowami przyjaciół ki
Grace-Tak. Musisz mi pomóc wybrać jakiś ładny strój.
Kim-Się robi!
I w tym czasie przyjaciółeczki zawróciły i udały się do domu Crawford aby wybrać ładne ubrania dla Grace. Kim i Grace długo nie mogły się na nic zdecydować. Aż w końcu pomyślały aby Grace ubrała się bardziej na luzie. W końcu jest lato. Postanowiły ,że Grace założy to:

     
A włosy, Grace rozpuściła przy czym lekko pokręciła  i...

W tym samym czasie u chłopaków.
Jerry i Jack byli w parku gdzie miała odbyć się randka Jerry'ego i Grace. Jack pomagał kumplowi urządzić wymarzoną randkę dla Grace ,którą "rzekomo" przygotował Jerry.
Jerry-Stary ja bym jej dał bukiet lizaków a nie bukiet kwiatów. I ja zabrał bym ją na przjażdzkę rowerem a nie dorożką.
Jack-Wiem ,że ty byś zrobił to a nie to ale... Uwierz. Dziewczyny nie lubią bukietów z lizaków i nie lubią gdy wozi się je na bagarzu na rowerze.
Jerry-Nie na bagarzu tylko w koszyku!
Jack-To zmienia całą sprawę...
Jerry-Serio?!
Jack-Nie!
Jerry-To gadaj co ty byś zrobił co ty byś przy niej mówił panie ekspercie...
Jack-Pow pierwsze nie obgryzaj przy nie paznokci, nie dłub w nosie- powiedział z ironią - nie mów dziwnych słów. Zachowuj się jak dżentelmen! Dziewczyny to lubią.
Jerry-Serio?! - powiedział znudzony przy czym jedną ręką dłubał w nosie aa druga trzymał w buzi gdyż obgryzał paznokcie.
Jack-Przed randką koniecznie umyj ręce!
Jerry-Dobrze... Mów co zaplanowałeś. Nie chce wyjść na kompletnego palanta.
Jack-Coś ty?!-powiedział z ironią  - Na początku daj jej ten bukiet kwiatów.
W tym momencie Jack podszedł po ławki i podniósł z ławki bukiet kwiatów ,który kupił specjalnie na randkę Jerry'ego i Grace. 
 

Bukiet zrobił duże warzenie na Martinezie. Żółty to był ulubiony kolor Grace. Więc dziewczyna powinna być zachwycona.
Jack-Masz jej dać go jeszcze przed randką. No wiesz zanim przejedziecie się dorożką ,która nie była  znów taka tania! Nie zmarnuj tego! Aby pieniądze nie poszły w błoto. 


Jerry-Spokojna twoja rozczochrana. Jerry da sobie rade!
Jack- Tylko tak do niej nie mów!
Jerry-To co ma mówić?
Jack-Spokojnie. Wszystko ci wytłumaczę. Kiedy macie randkę?
Jerry-Za jakąś godzinę i 30 min. ?
Jack-Kupa czasu! I..
Jerry-Heh.. Powiedziałeś kupa!  - odparł śmiesznie Jerry
Jack-Nieważne.. Pamiętaj abyś ciągle ją komplement ował. Jej buty, strój, włosy, uśmiech i oczy. Dziewczyny to lubią.
Jerry-Dobrze.
Jack- Od czasu do czasu mów te komplementy. Nigdy jeden po drugim!
Jerry- A to niby czemu?
Jack-Słuchaj, a nie gadaj! Rób co ci każe i skończone!
Jerry- Ale to jest takie nudne!
Jack-Chcesz mieć dziewczynę czy nie?!
Jerry-Chce!
Jack-To się przymknij! Już powoli tracę do ciebie cierpliwość!
Jerry- A co z pocałunkiem?
Jack-Nigdy na pierwszej randce. Poczekaj do drugiej.
Jerry-A to byłby czemu?
Jack-Zapytam ponownie... Chcesz mieć dziewczynę czy nie?!
Jerry-Chce!
Jack-To mnie słuchaj. Jeśli się ściemni i zacznie wiać mocniejszy wiatr to daj jej marynarkę. Zrozumiane. To będzie strasznie słodkie  i od razu się w ciebie wtuli.
Jerry-Aha kumam. Dobra to twoja rola już zpełniona.
Jack-A co z kolacją Głombie?
Jerry-Kolacją?! Jaką znowu kolacją?
Jack-W restauracji. Wszystko gotowe. Wystarczy ,że dasz tę kartkę temu facetowi co będzie z wami jeździł dorożką. Tu jest napisany adres. Nie zgub jej bo przepadnie rezerwacja. A wiesz co ja mu ją dam. On ciągle siedzi i czeka w dorożce. - Wtedy Jack wyciągną z kieszeni kartkę z zaplanowaną trasą na randkę i podał adres restauracji. O równej czwartej zaczyna się wasza randka. Więc choć się przebrać. Jack wyciągną z dorożki jakieś ładne ubranie ,które było w folii. Masz przebierz się i to w tym momencie. To było idealne ubranie na randkę. Jerry się przebrał i właśnie zauważył ,że Grace już sza. Jack jak najszybciej mógł zaczął biec aby Grace go nie zobaczyła.

Jerry-Witaj moja ,królewno. Wyglądasz wręcz ślicznie.
Grace-Dziękuje bardzo.
Jerry-Gotowa na randkę marzeń?!
Grace-Tak!

I wtedy dwój kiedyś przyjaciół poszła na randkę jako para zakochanych!

C.D.N.
I JAK? MI SIĘ PODOBA. DEDYKUJE GO  Melodii  I  Galaretce . ALE OCZYWIŚCIE NIE MOGĘ ZAPOMNIEĆ O Martynie Sosnówce  I O  Anusi Howard!           



poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 19 cz. IV

Jack zasnął. Całą noc śnił o swojej ukochanej. Myślał przez sen. "Co by na to poradzić". nastał ranek. Jack spał do późna. Przed nim długa droga. Jack znosił swoje walizki na dół. Do pudełek powkładał naj potrzebniejsze rzeczy. Wiedział ,że w Japonii będzie wszystko na niego już czekać. Gdyż tam są same luksusy. A mieszkanie w takich luksusach to marzenie nie jednej osoby. Była już 10:30. Przyjaciele Jack'a czekali na niego przed jego domem. Wszyscy się smucili. Nikt nie potrafił ukryć łez. Nawet Rudi się rozkleił.
Rudi-Obiecywałem sobie ,że się nie rozkleję.- westchnął cały zapłakany!
Kim-Nie martw się Rudi. Jack będzie do nas pisał, dzwonił, i rozmawiał na czacie. Będziemy ciągle w kontakcie tak?- zapytała zapłakana Kimmy☻
Jack- Jak najbardziej! Ciągle będę dzwonić. Pisać...
Pani B. - Pożegnaj się z przyjaciół mi, Jack. Bo się spóźnimy na samolot.
Jack-Dobrze. No to jak?. Nasze drogi się powoli rozchodzą?
Kim-No niestety.
Jerry-Mam pomysł. Niech każdy powie Jack'owi to co chce mu powiedzieć zanim wyjedzie. - powiedział chytrze spoglądając na Kimberly.- Ja pierwszy. Jack. Słuchaj... Nigdy nie sądziłem ,że będzie ktoś z lepszym uśmiechem od mojego. Z lepszym temperamentem i ktoś z większym zamiłowaniem do...
Rudi-... Do karate?!
Jerry-... Do dziewczyn!- powiedział bardzo pewnie siebie - Do karate też ale do dziewczyn bardziej. Chyba ze 127 dziewczyn podrywało Jack'a w czerwcu.
Jack puścił te słowa mimo uszu podszedł do Latynosa i przytulił.
Jack-Nigdy nie poznam bardziej nie ogarniętego człowieka od ciebie!
Jerry-Och. To tak słodkie! Choć bo się poryczę.
I znowu się przytulili. W tłumie można było usłyszeć Oo...
Jack przytulił każdą osobę z paczki po kolei. Przyszła pora na Kim. Jack powolnym ale odważnym krokiem podchodził do Kim. Kim jedynie na niego patrzyła z wielkim uśmiechem na twarzy i paroma łzami spływającymi z jej policzka.
Jack-Wiesz?
Kim-Co?!
Jack-Za tobą będę tęsknić najbardziej!
Jerry-Ej...
Kim- Jak to za mną najbardziej?
Jack-A tak po prostu!
Kim-Jack!
Jack-Co?! Jak ci nie powiem to będziesz na mnie zła?
Kim-Tak! Gadaj...
Jack- No tak po prostu najbardziej. Z całej naszej bandy to ty byłaś najbardziej "ogarnięta" no bo zobacz. July i Milton interesowali się nauką i to jej poświęcali połowę swojego czasu. Ale znów wtedy gdy nasza paczka miała problemy to rozwiązanie przychodziło szybciej. Za co bardzo ich Kocham! Eddie nie ma dziewczyny więc na naszej paczce skupiał całą swoją uwagę. Co jest strasznie miłe z jego strony i go za to Kocham! Za to Grace... Skupia uwagę na Jerry'm i za to ją Kocham bo wiesz gdyby nie ona Jerry co sobotę zajmował by matę w dojo i objadał by się lodami i pizzą. A Jerry to najbardziej nie ogarnięty człowiek na świecie i mój najlepszy kumpel wraz z Miltonem I Eddie'm jak i Rudi'm. I Kocham go za to! A Rudi... Co by tu dużo gadać. Kocham i tyle. On mnie wprowadził w ten superaśny świat jakim jest Karate! A ty.. 
Kim-...Ja.. - powiedziała trochę zmartwiona tym co o niej powie.
Jack-...Ty jesteś najlepsza osobą jaką poznałem w Seaford. - po tych słowach niepewna mina Kim zmieniła się w wieli uśmiech na twarzy - Wypady z tobą była na pewno naj ciekawszymi wypadami. A chwile jakie spędziłem razem z tobą są nie zapomniane!
Kim-Oo... To takie słodkie. - Wtedy oboje się przytulili. Nigdy wcześniej nie przytulali się w taki sposób. Przytulas był taki jakby byli parą. Zachowywali się jak para, ale nigdy by się do tego nie przyznali. Niestety miłe chwile zbyt szybko się kończą. Niestety ich przytulasa zakłóciło jedno słowo. No właściwie to więcej niż jedno. "Jack, Już pora..." - powiedziała Pani B.
Jack-No to jak. To już koniec. Chodźcie tu ostatni raz.-I wtedy wszyscy(cała paczka) mocno się do siebie przytuliła. Nikt nie umiał powstrzymać łez. Próbowali ale bez skutecznie. Chcieli pokazać Jack'owi ,że będą tęsknić ale ,że są silni.  Jack wsiadł do auta ,które rozdzieli cudowną paczkę.
Ostatni raz spojrzał na swoich kumpli i na... Kim. Zobaczył ,że ona naprawdę cierpi z powodu jego wyjazdu. Uśmiechną się do niej. Wtedy samochód ruszył. Mieli 15 min. Aby dojechać na lotnisko. Śmiało zdążą bo od domu Jack'a do lotniska jest tylko 10 min drogi samochodem.
Jack przez całą drogę nie chciał odezwać się słowem. Spuścił głowę w dół i nie miał zamiaru jej podnosić. Wkońcu tę ciszę przerwała mama Jack'a. Pani Bruwer.
Pani B.- Jack jeśli nie chcesz jechać to możemy jeszcze zawrócić.
Jack-No ale moi przyjaciele chcieli abym jechał.
Pani B. - A niby co mieli powiedzieć. Abyś zostawił taką szanse?
Jack-Jedz i tyle.

 Jack i Pani B. byli już przed wejściem do samolotu.

Pani B. -Ostatnia szansa.
Jack-Mamo.
Pani B.- Tak?!
Jack-Wracamy! Do domu!
Pani B. Się robi!Czemu tak mówisz?
Jack-Bo raz się zakochuje więc...

Wtedy zrezygnowali z wyjazdu do Japonii!

W drodze powrotnej cała paczka prócz Jacka była już w dojo.

Eddie-Bez Jack'a to tu jakoś dziwnie. Tak smutno.
Rudi- Masz racje Eddie no ale cóż. Zaczynamy nasz Sparing. Kto chętny?
Kim-Zawsze Jack był chętny. Teraz nikt!
Grace-Kim może choć na chwilę ze mną do szatni co? Muszę ci coś pokazać.
Rudi-Wiecie co? Dam wam dzisiaj wolne od karate. Musicie chłonąc. Miłego dnia. a i jeśli będziecie słyszeć płacz 30-letniego faceta w moim gabinecie to pewnie rury! - wtedy Rudi wbiegł do swojego gabinetu.
Milton- Myślicie ,że z tego wyjdzie?
July-Milton no przecież Rudi jest dorosły!
Milton-Tak ale właśnie stracił dobrego ucznia!
Jerry-Co tam dobry uczeń. Jack to był nasz kumpel! Powiedział ,że zadzwoni gdy tylko wyląduje.- Wtedy do Jerrego zadzwonił telefon.- Zgadnijcie kto to.
Eddie-Jack?
Jerry-Tak! Skąd wiedziałeś?
Eddie-No nie wiem moze dla tego z,ę wcześniej powiedziałeś ,ze ma zadzwonić. No ale nie możliwe ,że lot trwał tak ,krótko. To podejżane. io nic odbierz.
Jerry-Jack! Chłopie cześć!
Jack-Cześć. Co u was?
Jerry-Dobrze nie zdarzając na to że Rudi wpadł w depresje Kim się załamała,to wszystko wporządku .
Jack-No to powiedz im ,żzeby wszyscy weszli do głównej sali w dojo. Mam niespodzianke!
Jerry-Dobrze. - Wtedy Jerry zdarł się jak najgłośniej umiał! - Hej! Chodzicie tu! Mam niespodzianke! To znaczy Jack ma!
Wszyscy bez wyjątku weszli do głównej sali. 
Kim-Co to za niespodzianka?

Wtedy do dojo wszedł Jack!

Jack-I co? Tęskniliście?
Wszyscy-Jack wróciłeś! 

Wtedy zamiast Jack przytuliś sie z wszystkimi przytulił Kim. A potem całą paczke.


C.D.N.

I JAK? NAWET MI SIĘ PODOBA. ŻART! BEZNADZIEJNY JEST. PRZEPRASZAM ,ZE TAKI ALE MYŚLAŁAM ,ZE POWRÓT BĘDZIE INNY NO ALE NIE MAM ZA DUŻO CZASU. MAM POCIESZENIE. JEDNAK DO SANOMIERZA JADĘ  11 SIERPNIA A NIE 2. ROZDZIAŁ DEDYKUJE 
Martynie Sosnówce
i
Anusi  Howard.

niedziela, 27 lipca 2014

A więc...

Jak pisałam wcześniej jest prawdo podobne ,że osoby ,które lubią tego bloga teraz zasmucą się i mnie znienawidzą. A natomiast osoby ,które nie lubią bloga zaczną świętować. Miałam zamiar zakończyć bloga ale... Natchnęła mnie wena do pisania. Mam pomysły na 3 rozdziały w przód. I są one przeznaczone dla fanów Kick'a♥ Jerrace♥ Milii♥.
Tak ,że szykujcie się na nowe rozdziały!

Rozdział 19 cz. III

Kim była załamana. Jej ukochany wyjeżdża i jest to prawdo podobne ,że go już nie zobaczy. Jej pierwsza miłość pójdzie na marne. Nigdy nie zapomina się pierwszej miłości. Ale zazwyczaj pierwsza miłość to niewypał. Kim miała przeczucia ,że ta miłość mogła być wieczna. Szła myśląc o tym. Łzy spływały po policzku Kim. Nagle Crawford usłyszała znajomy głos. To był głos ,który kochała ponad wszystko! To Jack.
Jack-Kim! Kim zaczekaj!
Blondynka natychmiast się zatrzymała. Odwróciła i ujrzała swoją miłość. Na jej twarzy zawiał uśmiech.
Jack-Cześć. Słuchaj wiesz ,że jutro mnie już tu nie będzie. Chcę te chwile spędzić z naszymi przyjaciół mi. I z tobą.
Kim-Ooo... To takie słodkie.
Jack-Heh... To co robimy?
Kim-Możemy powspominać. 
Jack-Czyli co? Rozumiem ,że mamy zamiar oglądać wspólne zdjęcia?!
Kim-Tak.
Jack-Pamiętaj ,że...
Kim-Oo... Patrz. - Wskazałam podziwiane przeze mnie miejsce- To klown. Rozdaje dzieciom balony. Choć weźmy po jednym.
Jack-Co?! Nie...
Kim-A tak jasne.. Przepraszam. Ty boisz się Klown'ów.
Jack- Może trochę ciszej...
Kim- Ależ ja będę za tym tęsknić.
Jack-Ale za czym?
Kim-Z tymi naszymi razem spędzonymi chwilami. ♥♥
Jack- Miło ,że tak mówisz. - 3 sekundy później - No chodź pooglądamy zdjęcia i nasze nagrania.

Kim przytaknęła na znak ,że się zgadza. Ruszyli do domu Kim. Całą drogę rozmawiali. Kim nie mogła się skupić na rozmowie. Jack ciągle była zwrócony w jej stronę więc gdy tylko patrzyła w piękne czekoladowe oczy szatyna odpływała... W końcu Szatyn zauważył, że coś widocznie musi rozpraszać Kim. Zatrzymał się i spojrzał na Kim. Ta nie "zdjęła" nawet z niego wzroku. Była za bardzo skupiona na Bruwerze niż na rozmowie.
Jack- Kim! Coś ewidentnie cię rozprasza.
Kim...♥ 


Kim-Co?! Możesz powtórzyć?
Jack-Powiedziałem... Że cię coś rozprasza.
Kim-Oł... Przepraszam. To się już nie powtórzy

W końcu byliśmy już w moim domu. Oboje siedzieliśmy na łóżku. Bardzo blisko siebie. Brakowało tak mało od tego abym położyła głowę na ramieniu jack'a. Mogłam wyczuć to,  że Jack pachniał jakimiś drogimi perfumami. Co mnie nie zdziwiło. No bo przecież przystojny chłopak musi pachnieć jak najładniej. Oglądaliśmy już te zdjęcia tak od 3 godzin. W moim domu byliśmy o godz. 19:30. Każde zdjęcie przywoływało jak najwięcej wspomnieć. Można powiedzieć ,że każde ze zdjęć miało swoją historię. W końcu oczy zaczęły mi się same zamykać. Była jeszcze wczesna godzina (jak dla mnie "21:30" to wczesna godzina) . Nagle... Moja głowa opadła na ramie Jack'a. On wtedy spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Obiją mnie a ja nawet tego nie zauważyłam. Siedzieliśmy tak razem gdzieś z 10 min. Jack w pewnym momencie powoli wstał i gdyby mnie wtedy nie złapał to spadła bym na podłogę. Ale on mnie złapał i położył delikatnie  na łóżku gdzie przykrył mnie kocem. Uśmiechnął się w moją stronę i już udał siku balkonowi gdzie lubi wchodzić i wychodzić. Ale postanowił ostatni raz spojrzeć na jego ulubione zdjęcia.

   

Jack'a zdziwiło to ,że Kim ma jego zdjęcie i to robione jakieś parę miesięcy w tył. Może pół roku temu.


Jack...♥♥
No ale dziewczyn nie da się zrozumieć. Nieważne skąd ma to zdjęcie. Miło ,że nie wyrzuciła. Może się jej podobam?! Hah... Wolne żarty. Bo niby ja jej. Ona jest z wyższej półki. I to wiadomo. O jak ona słodko śpi! Aniołek... Taki co ćwiczy karate i taki ,który czasem jest bez litosny! Zrobię jej zdjęcie. Wyciągnołem telefon i zrobiłem zdjęcie. Postanowiłem ustawić je sobie na tapetę. Wychodząc przez balkon zauważyłem ,że na podłodze leży otwarty zeszyt. Oczywiście podeszłem do niego i przeczytałem zawartość. To co tam przeczytałem przyprawiło mnie o uśmiech. To był pamiętnik Kim. To strasznie słodkie co ona o mnie tam napisała. Były tam bardzo miłe wpisy. Pisała ,że jej się podobam. Ja myślałem ,że tylko ja jestem w niej zakochany a ona traktuje mnie jak kumpla i tylko kumpla. A tu taka miła niespodzianka. Szkoda ,że wyjeżdzam. Jak ona coś do mnie czuje to ja bym wyznał jej uczucia ale... Niestety związki na odległość to zły pomysł. Ide do domu bo się obudzi i zobaczy ,że czytam jej prywatne rzeczy. Wtedy to mnie znienawidzi. Szybko odłożyłem pamiętnik na miejsce i wyszeł przez balkon gdzie omal co się nie zabiłem. Dobrze, że się złapałem bo to skończyło by się szpitalem. Ma się siłe w rękach, ramionach. Szybko pobiegłem w stronę domu. (Zapomniałam dodać wcześniej... Mama jack'a wróciła by razem z nim polecieć do Japonii) Weszłem do domu i ruszełem do mojego pokoju tak aby nikt nie zauważył. Niestety... Mama wyjżała zza drzwi.
Pani B.- Jack. O tej poze?
Jack-Momo!?  ty niie powinnaś już spać. Jutro mamy przecież podróż i...
Pani B. - Ja powinnam cię o to pytać a nie na odwrót! Gdzie byłeś? Hm...
Jack- Jesteś na mnie zła?
Pani B.- Nie jestem na ciebie zła... Chyba ,że włuczyłeś się po ciemku przez ulice Seaford.
Jack-Oo... To super. Nie powinnaś być zła. Byłem z Kim.
Pani B.-Jack...Jesteś w niej zakochany to  jej to powiedz!
Jack-A co to da?! Przeciez jutro o 11:00 Już będziemy w samolocie.
Pani B.-Coś na pewno to da. Ale ukrywanie swoich uczuć to tylko tortura dla nas samych. Bo w pewnej chwili uczucia odkłada się na bok ale znów w innych chwilach one są potrzebne!                     Jack-Oj mamo...
Pani B.- Co "Oj mamo" ?! Wiecznie tylko "Oj mamo" i "Oj mamo". jeszcze wspomnisz moje słowa. Tylko przyjdzie taki czas.
Jack-No dobra. Skończ to matkowanie. Ide do siebie. Dobranoc.
Pani B.-Pa... A i jeszcze jedno.
Jack- O co chodzi?
Pani B. - Coś taki wesoły?
Jack-Yyy... Ma się swoje powody.
Pani B.- Cicha wielbicielka?
Jack-Mamo!
Pani B.-Aha... Czyli nie wielbicielka. Jak nie to to może... Kim!
Jack-Tak! - Chwila Co? - Znaczy się... Nie! Nie! Gdzie Kim... Mamo Kim?! Oj daj spokój. Kim... Nie Kim!
Pani B. - To jak nie ona chodzi to czemu co drugie słowo mówisz Kim. A i czemu przez sen powtarzasz Kimmy?...
Jack- To to zmyśliłaś.
Pani B.- A skąd...
Jack-Ehe. No dobra podoba mi Się i co z tego?
Pani B. - A to z tego ,że widać ,ze się oboje kochacie. Kim to dobra dziewczyna. A była by szczęśliwa gdyby była z moim małym Jack'usiem!
Jack-Mamo!
Pani B.- A co?! Źle mówię?
Jack-Jasne ,że tak.
Pani B. - Spakowany?
Jack-Tak.
Pani B. - Gotowy?
Jack-W 100%.
Pani B. Chcesz jechać?
Jack-...- Jack nic nie opowiedział tylko udał się do swojego pokoju. Wkońcu zamykając drzwi do swojego pokoju powiedział - Dobranoc!
Pani B. - Dobranoc.

Jack siedział w swoim pokoju niewiedząc co ma zrobić. Myślał nad tym co dzisiaj przeżył. Wiedział ,że  pocieszy go jedna, jedyna rzecz. Telefon! A dokładniej to tapeta w telefonie. Była tam słodko drzemiąca Kimmy! Przebrał się w piżamę i położył spać. Wtedy myślał tylko o jednym. Jechać i ćwiczyć wśród mistrzów czy zostać i być i boku Kim.? Ta myśl nie dawała szatynowi spokoju. Wkońcu zasnął.                                                                                                                                         



C.D.N.

ROZDZIAŁ NAWET FAJNY... CO JA GADAM!? OKROPNY! WCALE MIS SIĘ NIE PODOBA! NAWET NIE WIEM CO TO ZA ROZDZIAŁ. NIE DEDYKUJE GO NIKOMU BO TO BY BYŁO ŚCERPANIE BOSKIE! PRZEPRASZAM ALE CHYBA WYCHODZĘ Z WPRAWY. POZDRAWIAM MOICH CZYTELNICZKOM A ZATO WIECZOREMREM DAM ZNAĆ O BARDZO WAŻNEJ RZECZY. TO BARDZO POWAŻNE. JEŚLI KTOŚ LUBI TEGO BLOGA TO MOŻE BYĆ SMUTNA WIADOMOŚĆ ALE GDY KTOŚ GO NIE LUBI TO MOŻE BYĆ POWÓD DO ŚWIĘTOWANIA! POZDRAWIAM I KOCHAM!

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 19 cz. II

Jack...♥♥
Wow! Turniej jest już jutro! Teraz znów muszę z kimś pogadać. Nie o turnieju... Ale o tym co było pomiędzy mną a moją Kim. Nie wiem co mam powiedzieć. W końcu milczymy już gdzieś tak ze 3 min. Nie znoszę ciszy. Idziemy drogą prosto do swoich domów. To ja zacznę.
Jack-To jak?
Kim-Hm...
Jack-To co robimy? Mamy 2 godziny!
Kim- No nie wiem. Może pójdziemy się gdzieś przejść?. Albo... Ooo... Wpadniesz do mnie? Gachy prosiła.
Jack-Pewnie. Bardzo chętnie.

Kim...♥♥
Jack i ja jesteśmy tak blisko. A równocześnie tak daleko. Nie wiem.. Może powinnam zapytać go czy ten nasz "prawie" pocałunek coś znaczy. A może to po prostu tylko taki odruch. Który znaczy tyle ile figa z makiem?! No ale ja nie mogę tak po prostu nic nie mówić. Jak będziemy moim pokoju to wtedy z nim o tym porozmawiam. Tak to będzie dobry pomysł. Och nie. Jesteśmy już przy moim domu. Straciłam wyczucie czasu. Kiedy tak szybko tu przeszliśmy. Chyba za bardzo się zamyśliłam. Ciekawe o czym myśli Jack. Pewnie o turnieju.
Kim- To jak. Zapraszam -  powiedziałam otwierając drzwi do mojego domu i zapraszając go do środka. Poszliśmy do mojego pokoju. Gachy już tam nie było. Pewnie poszła z tata do jej koleżanki Mirandy. Tak się składa ,że tata za przyjaźnił się z tatą Mirandy.

Oboje byliśmy już na miejscu. Czyli w moim pokoju. Usiedliśmy na moim łóżku i zaczęliśmy rozmawiać. Ja jak to to postanowiłam zapytać go czy to było coś więcej niż tylko zbieg okoliczności.

Kim- Jack ja już dłużej nie mogę. Musze to wiedzieć!
Jack- Ale co?
Kim- No... Ten no... Czy ten... no prawie... Yyy... Prawie pocałunek coś znaczył.
Jack- A miał coś znaczyć?!
Kim- No właśnie się ciebie pytam.
Jack- Nie wiem co powiedzieć. Ale... Nie wiem. A ty jak myślisz?
Kim- Wiesz... Jesteś moim najlepszym przyjacielem..
Jack-A ty moją najlepszą przyjaciół ką. Bardzo cię lubię. Nie chce aby wszystko się zepsuło. Ale teraz jesteśmy bliżej niż kiedy kol wiek. Mamy bardzo dobre relacje. Myślisz ,że..
Kim-... że moglibyśmy...
Jack- Być razem? - Wtedy zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Byliśmy tak bardzo blisko. Oboje postanowiliśmy wstać nie wiem co miałam wtedy myśleć. A nie! Wiem.. Chciałam pocałować Bruwer'a!  Wtedy odległość jaka nas dzieliła zwiększyła się. Ale Jack doskonale wiedział co ma zrobić. Obiją mnie w tali a ja zażuciłam się na jego szyję. Wtedy oparł się o  ścianę i zaczął się do mnie zbliżać. Już stykaliśmy się nosami. Dzieliły nas milimetry. Wtedy do pokoju wparowała... Moja mama.
Pani C. - Cześć dzieciaki. Co u wa... Oła... Ja w czymś nie przeszkadzam?
Jack/Kim- Nie! Skąd ,że...
Pani C. - Ale na pewno? Bo ma dla Was gościa.
Kim-Kogo?
Pani C. - Grace. A i przy okazji.. Jack, Rudi dzwoni. Choć to z nim porozmawiasz. Dzwonił do ciebie, do Kim reszty ale nikt nie wiedział gdzie jesteś więc zadzwonił do mnie bo pomyślała ,że jesteś u Kim. I miał racje. Choć...
Jack-I tak już miałem iść. Pa!
Kim- Pa!
Pani C. Choć Jack. telefon ciągle czeka.
Jack- Halo... 

Grace-Co tu się przed chwilą wydarzyło?
Kim- A nic.
Grace-Widzę ,że jest coś na rzeczy bo ciągle się uśmiechasz.
Kim- Nie. To nieprawda. - próbowałam przestać się uśmiechać ale to nie było znów takie proste
Grace- No powiedz... Proszę. A jeśli nie to ja zacznę nawijać o Jerry'm! Wybieraj.
Kim- No ale...
Grace- Jerry jest taki faj...
Kim... Dobra powiem! Skończ te tortury!Słuchaj.. Ja i Jack...
Grace- ... Jesteście para?! O jakie to urocze. Kiedy się całowaliście?
Kim - Jeszcze się nie caplowaliśmy. Ale on nic do Mnie nie  czuje rozumiesz. Nic! W ogóle zero! Lubi mnie jako przyjaciół kę.
Grace- Jesteś tak ślepa czy tylko udajesz?
Kim- Mówi się głupia..
Grace-... Ale nie w tym przypadku!
Kim-No ale przez moją mamę i ciebie! Nici z pocałunku. A i przy okazji w dojo też mało brakowało do pocałunku. 

W tym czasie Jack był w drodze do Dojo. Rudi chciał aby przyszedł wcześniej to poćwiczą. jack był już na miejscu, przebrał się i zaczął ćwiczyć z Rudi'm . Ćwiczyli dość długo. Gdzieś tak od 15:30 do 18:00. Potem Rudi kazał iść Jack'owi odpoczywać. Nadszedł drugi dzień. Długo wyczekiwany przez wszystkich uczniów. Chętni do oglądania tego turnieju zebrali się w dojo Bobiego Wasabiego. Tam miał odbyć się turniej. Wszyscy ze szkoły tam byli. No nie wszyscy ale dziewczyny ,które kochały się w Jack'u to tak! 
Rudi- Spokojnie Jack. Twój rywal jest dobry ale ty lepszy!
Jerry-Jack szykuj się na wyg... -Wtedy spojrzał na przeciwnika Jack'a - O.M.G. ! Jack szykuj się ,że pójdziesz do szpitala!
Jack-Co?!
Jerry- Patrz. - i wskazał na przeciwnika Jack'a. Miał 15 lat. Był wysoki! I to mega! Maił 2 metry! Był mega napakowany. Jack za to wiedział jak go podejść. Jack też był napakowany ale nie aż tak. (no przepraszam ,że to napisałam) Był wysoki ale też nie aż tak. Miał 1, 78m. a nie 2.00m.
Jack-O Matko! Czym cię Karmili, Stary?
Kim-Spokojnie. Jesteś przecież lepszy od tego gościa. Rozniesiesz go!
Jack-W snach to tak. Ale to nie sen!
Kim-Jack!!
Jack-Co!
Kim-Wygrasz! Nie masz się co bać.
Jerry-Ej Kim! Nawet ja nie wierze w cudy! Jack jest dobry ale nie aż tak. Ta walka będzie trwać aż 3 rundy. Jeśli wygra to na pewno wyląduje w szpitalu. A ja nie chce kupować prezentów! Tak, że wygraj! Bo jak nie to...
Kim-Jerry!
Jack- Macie racje. Nie mam szans. Najlepiej się poddać i dać sobie spokój.
Kim-Nie Jack! Nie możesz myśleć ,że przegrasz! Masz wygrać! Jak nie dla siebie to dla mnie!
Jack-No skoro dla ciebie to zmienia postać rzeczy!
Kim uśmiechnęła się i wtedy zaczęła się walka! Pierwsza runda była tragiczna. Niestety ale jack dostał bardzo mocno w brzuch i musiał zejść na chwilę na ławkę. I w ten oto sposób Jack przegrał pierwszą rundę. Drugą rundę wygrał Jack! Wszyscy cieszyli się jak nienormalni!A Kim bardziej niż kto kol wiek!
Trzecia runda toczyła się powoli. Ale jak to jack niespodziewanie powalił rywala. I sędzia uznał z,ę to Bruwer wygrał! Jack tak się ucieszył! Kim wtedy podbiegła do niego i go przytuliła. Wtedy wśród tłumu dziewczyn było słychać jakieś szepty.Gdy zrozumieliśmy w jakiej pozycji byliśmy gwałtownie się przestaliśmy ściskać Każde poszło  w swoją stronę. Następnego dnia wszyscy uczniowie niecierpliwie czekali aż Jack wyjdzie z gabinetu Rudi'ego. Siedział już tam 15 min. Wszyscy nie wiedzieli co mają myśleć. W Końcu wyszedł. Jakoś dziwnie wesoły!
Kim- I co?!
Jack-Wyjeżdżam!
Jerry- Na wakacje?
Milton- Do rodziny?
Rudi-Hej! Słyszeliście dobre wieści?
Grace-Jakie?
Rudi-Jack wyjeżdża! Cieszycie się?
Kim-I to są niby dobre wieści?
Rudi-No tak! Jack, dostał stypendium i wyjeżdża!
Jerry-Mów trochę jaśniej.
Kim-Jedzie odebrać stypendium?
Eddie- Może na turniej? I tam je odbierze.
Jack- W pewnym sensie na turniej.
Rudi-Jack wyjeżdża do Japonii! 
Wszyscy - Co?!
Jack-Super nie? Marzyłem o tym!  O stypendium a nie o przeprowadzce ale jak muszę to muszę!
Kim- Kiedy wyjeżdżasz?
Jack-Trochę mi głupio... No bo już jutro!
Wszyscy-Co?!
Jack-No to! Jutro albo wcale! Takie są wymagania.
Kim- Pojedziesz tam?
Jack-A mam jechać?
Kim-Tak! To wielka szansa dla ciebie! Nie możesz jej zmarnować przez nas.
Eddie-Co?! Będzie miał jeszcze setki takich szans. Mogę się założyć z,ę zostanie modelem w przyszłości. Spójrz na niego.
Jerry- Wiemy ,że jack jest dobrze zbudowany! Wiemy ,że ma zniewalające spojrzenie! Wiemy ,że ma fanta styczne włosy! Wiemy ,że ...Julia/Milton- Skończyłeś?
Jerry- Tak!
Kim-To spotkamy się za 2 godziny. Musze przemyśleć to i owo. Pa!
Jack-Pa.

C.D.N.

ROZDZIAŁ MI SIĘ PODOBA. ALE NIE DO PRZESADY. ROZDZIALIK DEDYKUJE MOJEJ KOCHANIUTKIEJ Anusi Howard  KTÓRA CZYTA MOJE WYPOCINY!. POZDRAWIAM I KOCHAM ♥♥♥

Rozdział 19 cz. I

Jack- No... Choć może do Dojo. Hm.. Musze poćwiczyć. To może mały sparing?
Kim- Jasne... - powiedziałam przygryzając dolną wargę.
Wtedy weszliśmy do dojo a tam Rudi się całuje. I to nie z byle kim. Z naszą nauczucielką od biologii. Panią Emilly Tresint. Jest ładną babką a dla Rudi'ego w sam raz. Nie chcieliśmy im przeszkadzać ale gdy my próbowaliśmy nie zauważeni wyjść z dojo wtedy Rudi powiedział abyśmy nigdzie nie szli. To chwile poćwiczymy.
Rudi- A wy do skąd?
Kim- Jak najdalej stąd aby wam nie przeszkadzać. Dzień dobry pani!
Jack-Dzień dobry.☺
Pani T. Dzień dobry dzieci. My... Już skończyliśmy tę całą szopkę. Więc zostawiam mojego misia-pysia (chodzi o Rudi'ego)  tylko i wyłącznie na wasze dyspozycje. On Was nauczy walczyć. Jak prawdziwy mężczyzna Was nauczy!
Rudi-Tak... Pa Misiaczku- bu bu-słodkości!
Gdy tylko Pani Tresint wyszła Jack podszedł do Rudi'ego i powiedział "Ostro zagrywasz". W tedy Rudi powiedział abyśmy się poszli przebrać to poćwiczymy na ten turniej. Rudi nie mógł się skupić widocznie dało się to dostrzec. Ciągle myślał o naszej nauczy cielce od biologii. Gdy ja(Kim) i Jack poszliśmy do szatni i przebraliśmy się wpadliśmy na siebie. Jack upadł na podłogę a ja na jego kolana. Dobrze ,że Rudi był w tedy w gabinecie bo było by trochę głupio. Ale... Wtedy spojrzałam głęboko w czekoladowe oczy szatyna. Mogła dostrzec w nich siebie gdyby się lepiej przyjżała Ale ja skupiłam się na tym co w tedy się działo. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Żadne z nas nie wydusiło z siebie ani słowa. Ale gdy byliśmy już naprawdę blisko siebie. W tedy kiedy dzieliły nas milimetry zauważyłam ,ze Jack chce coś powiedzieć. Ja dałam mu dojść do słowa. Co czasem jest trudne. Sami wiecie jaka jestem.
Jack-Masz przepiekane oczy wiesz...
Kim-Dzięki...♥ Twoje też są piękne.

Wtedy tylko się szeroko uśmiechną na co ja też się uśmiechnęłam. Widziałam w jego spojrzeniu coś takiego czego nigdy wcześniej nie dostrzegałam. On ciągle na mnie patrzył co było Mega romantyczne. A to ciepłe spojrzenie roztopiło by najtwardszy, największy lodowiec na ziemi. Wtedy dzieliły nas już tylko milimetry. Stykaliśmy się nosami. Serce biło mi jak oszalałe. A ja słyszałam bicie serca Jack'a. Było bardzo szybkie. Widać było z,e to nie było dla niego takie obojętne. Mi bije serce tylko w ważnych dla mnie chwilach. I w chwilach ważnych dla moich bliskich, przyjaciół. Jack objął mnie delikatnie w tali. Chyba bał się mojej reakcji bo poczułam ,że jego serce biło coraz szybciej. Stresował się a ja postanowiłam go trochę uspokoić. Postanowiłam ,ze położę swoje ręce na jego ramionach. Aby wiedział ,że nie jest jedynym odważnym. Wtedy się rozlużnnił pomógł mi wstać wcale nie zwiększając odległości jaka nas dzieliła. Wtedy położył mi rękę na prawym policzku. Byliśmy tak blisko od pocałunku. Ale z gabinetu musiał wyjść Rudi i wszystko zepsuć. My natychmiast owo się od siebie odsuneliśmy.


Rudi- Jack. Mam dobrą wiadomość. Chodzi o.. Yyy... Czy ja w czymś  nie prze szkodziłem?
Kim/Jack - Yyy... Co?! Nie! - powiedzieliśmy piskliwym głosem.
Jack- Jaka to wiadomość?
Rudi-Zaraz ci powiem ale czy wy przed sekunda się nie całowaliście? Gratulacje! Już 2 lata czekamy aby to się wszystko stało jawą i...
Kim-Rudi!
Jack-Kiedy my wcale nie jesteśmy parą. A teraz gadaj co to za wiadomość.
Rudi-Okey...Dowiedziałem się z kim masz walczyć w tę Środę. To będzie mistrz stanowy. Ten gość nie przegrał od 3 lat. Ma na imię Daniel Evory. Gość ,który ostatnio z nim walczył wylądował w szpitalu i leżał w śpiączce przez prawie miesiąc. Jesteś pewny ,ze idziesz na taki poziom? Możesz iść na bardziej bezpieczny poziom. Chociaż ja bym się tym za bardzo nie przejął.
Jack-A niby to czym mam się przejmować jak nie świetnym przeciwnikiem?
Rudi-No a może tym ,że walka jest przełożona...
Kim-...Na inny dzień. To raczej dobrze.
Rudi-Ale nie dobrze w tym przypadku. Został przysunięty... Na jutro. Dziś poniedziałek. A jutro wtorek i jutro turniej.
Jack/Kim- Co?!
Jack-Ale ja nie jestem gotowy na jutro! Miała być środa! No to na co my czekamy? Zaczynamy trenować!
Rudi-Lubie twoją de terminację. Kim zacznij walkę z Jack'iem. Oczywiście jeśli masz ochotę. Bo jak nie to ja z nim powalczę.
Kim-Nie.... Ja z nim mogę walczyć. Czemu nie?

Kim...♥
Och to okropne. Nie dość ,że Jack ma przesunięty turniej o jeden dzień w przód to jeszcze mam z nim walczyć choć jeszcze przed dwoma minutami o mało co się nie pocałowaliśmy. Wszystko się komplikuje. Weszliśmy na mate i ukłoniliśmy się. Momentalnie każdy był gotowy na walkę. Przybraliśmy odpowiednie pozy. Walka trwała potwornie długo. Miałam odczucie ,że Ja uderzałam Jack'a mocniej. Nie wiem dlaczego. Nie walczył tak jak zwykle. Walczył dużo, dużo lecej. Nie chciał mi chyba zrobić krzywdy. Nabić siniaka! Ale za to ja głupia skapnęłam się  po walce  .

Rudi-Koniec! Jack, jakoś nieswojo dzisiaj walczyleś. Nie jesteś w formie. Zwykle to jesteś bez taryfy ugowej. A teraz? Nie walczyłeś tak jak zwykle. Może to dla tego ,że walczyłeś z dziewczyną?
Jack-Yyy... Nie po prostu nie rozgrzałem sie odpowiednio i...
Rudi-...Ijak tak będziesz walczył na turnieju to wiadomo ,że przegrasz. Możę to dla tego ,zę się nnieodpowiednio rozlużniłeś?
Jack-Może...
Rudi-No to w takim razie Choć będziesz walczył ze mną. Z istrzem, Z prawdziwym wojownikiem z...
Kim-...Z Rudi'm.
Rudi-Tak! No choć.
Jack tylko przytakną głową  poszedł na matę. Nie minęły 2 min a Rudi lleżał na macie. Wtedy już wiedziałam ,że walczył tak tylko ze mną. Nie chcial zrobić mi krzywdy. To było potwornie słodkie.Gdy nadeszła już godzina 14:00 Rudi postanowił nas póścić do domu. Ale Jack ma przyjść jeszcze o 16:00. Aby pocwiczyć. I to sam aby go nikt nie rozpraszał. Myślałam ,że ja się z nim udam no ale trudno. Jednak nie!


C.D.N.

I JAK? WIEM... BEZNADZIEJNY!! NIE PODOBA MI SIĘ NAWET W JEDNYM CALU. JEDYNIE GIFEK. NO ALE CÓŻ TAKIE ŻYCIE. NASTĘPNY ROZDZIAŁ SPRÓBUJĘ DODAĆ JESZCZE DZISIAJ!

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 18

Po rozdaniu świadectw wszyscy poszli się przebrać z tych poważnych 
ciuchów w ciuchy bardziej młodzieżowe. Kim założyła sukienkę w błękitne kwiatki. białe skarpetki za kostkę tzn. stopki i różowe tenisówki. Kimberly złapała za frotkę leżącą na biurku i splotła włosy w warkocz. Zrobiła lekki makijaż. W jego skład należał błyszczyk o smaku brzoskwini, cień do powiek beżowy, puder, kredka do oczu i tusz do rzęs. Crawford była już gotowa. (Uwaga) Nagle... Do pokoju Kimberly wparowała jej młodsza siostrzyczka. Miała na imię Gachy (czytaj Gaszi) Miała zaledwie 4 lata a zachwycała się jakby miała już 10. Kim nikomu nie zdradzała swoich tajemnic. A Gachy to był miły wyjątek. Gachy to niziutka osóbka. nic dziwnego gdyż była jeszcze dzieckiem. Miała niebieskie oczy ,które mówiły jak mądrą osóbką  jest. Mogła rozmawiać na każdy, każdy temat. Miała jasno brązowy kolor włosów. Co było sprzeczne gdyż cała rodzina była blądynami. Mama blądynka, tata  blądyn, Kim blądynka a Gachy... brunetka. Więc gdy tylko weszła do pokoju Kim zobaczyła ją leżącą na łóżku w ubraniu trzymająca jakieś zdjęcie. Po cichu podeszła do łóżka  na ,którym leżała Kimberly nie zauważona. Nagle...

Gachy-Co robisz?
Kim-Co?! Ja?! Nic nie robię... - po czym Kim szybko ukryła zdjęcie. Spojrzał na młodsza siostrę i uśmiechnęła się. To był wymuszony uśmiech. Taki trochę panikarski. - A ty co tu robisz?
Gachy-Nudzi mi się. A mamusia kazała abyś włączyła mi film na komputerze. A Mozie  wolisz się przejść do wypożicialni?
Kim-Nie wolę. Jaki chcesz film? Włączę ci go na komputerze.
Gachy-Włąć mi.. Yyy... "Kopciuszka" albo "Zaplątanych".
Kim-Mogę się wtrącić? Jasne ,że tak... Te filmy oglądasz ciągle. Włączę ci coś bardziej nowego. Może "Małą Syrenkę" lub "Królewnę Śnieżę". To będzie coś nowego. Czego twoje oczęta jeszcze nie widziały. Co ty na to? - wiedziałam co od powie ale i tak spytałam...
Gachy- Ja na to... Włącz mi "Kopciuszka" albo "Zaplątanych".
Kim-No to włączę ci "Zaplątanych".
Gachy- A ty co taka wystrojona?
Kim-Mam spotkanie. - powiedziałam to bardzo przekonanie. Ale wiedziałam co ona na to od powie...
Gachy-Z  Jacki'usiem?
Kim-Tak  jakby...
Gachy-No powiedz po prostu ,że jesteście parą. Tak jak w "Zaplątanych".
Kim-Chciała bym powiedzieć tak ale... Nie.
Gachy-Czy z tego powodu ci przykro?
Kim-Trochę ale mną się nie przej mój.
Gachy-Jak mam się nie przejmować moją siostrzyczką. I to taką ,którą tak moćno Kocham!
Kim-Dzięki! Ja ciebie też...
Gachy-Kochasz! Tak wiem... Jestem urocza.
Kim- I tak bardzo skromna- powiedziałam z ironią ,którą dało się odczuć.Gachy-No..
Kim-Czemu ty jesteś taka mała... A za to taka mądra. Chyba masz to po siostrzyczce?!
Gachy-A mówisz ,że to ja jestem taka skromna... A ty to też.
Kim-No wiem. A w ogóle to ja już Muszę lecieć.
Gachy-A zaprosisz dzisiaj Jack'a aby ze mną pospędzał trochę czasu?
Kim-A co zakochałaś się w nim?
Gachy-Nie. Ale ty tak! I to widać. Bardzo wyraźnie.
Kim- Czasami myślę ,że jestem w nim szaleńczo zakochana i ,że on też. A czasami ,że tylko ja jestem! Czuje się wtedy okropnie. 
Gachy-Musisz mu powiedzieć co czujesz. bo sprzątnie Ci go inna z przed nosa. A w tedy już nic nie zrobisz.
Kim- Zrobię to ale nie dzisiaj. Dzisiaj cała paczka się spotyka. Przy nich na pewno tego nie zrobię!
Gachy-No to weź Jack'iego na randkę albo do mnie na herbatkę. Dam mu Koronę księżniczki i boo...
Jak myślisz?. Będzie wolał różowe czy niebieskie?
Kim-Chyba żadnego... Chłopacy już tacy są.
Gachy- To co ja teraz zrobię?
Kim-Zaproś swoje lalki na twoją imprezę. Co ty na to?
Gachy-To bardzo dobry pomysł. Ale Randka twoja i Jack'a na przyjęciu to lepszy pomysł.
Kim-A może na imprezie? Donna Milthson urządza Imprezę. Jest czirliderką. I nie jest zakochana w Jack'u co ułatwia moją sprawę. Dzięki Gachy! Jesteś genialna! Fanta styczna. -w tym czasie spojrzałam na elektryczny zegarek stojący na biurku -Spóźniona!
Gachy-Ja? Nigdzie się nie sp....
Kim- Ale ja tak! O.M.G! Myślę ,że mnie zrozumią. Powiem ,że zagadałam się z siostrą.
Gachy-A zaprosisz Jack'a na wieczór? Prosze. bardzo go lubię. Ty też!
Kim-Jak zechce przyjść to tak. Pa!
Gachy-Pa. Powodzenia! Ale hej!
Kim-Co?
Gachy-A czy włączysz mi?
Kim- Ooo.. Tak. Poczekaj minutę.


Podeszłam do komputera. Włączyłam go i za jakieś 4 min film był już w połowie załadowany. Wystarczy nacisnąć Play. Nagle  spojrzałam na zegarek. 11:36. Straciłam wyczucie czasu. Gdy zauroczona Gachy oglądała film ja wyszłam do kumpli na umówione spotkanie. Miałam już 6 min spóźnienia. Wzięłam nogi za pas i pobiegłam do Phila Phallafela. Tam moja paczka co poniedziałek miała różne wypady. Czyli:
-Kino
-Pizza
-Skate Park
-Galeria 
     

Przyjaciele już na nią czekali. Jedyne co zauważyła to to ,że Jack wyglądał jakoś inaczej niż zwykle... I to ,że za kasą stała koza!Wracając do Jack'a... Wydawało się ,że Jack ubrał się na luzie  a jednak nie... Och to coś z włosami. Ułożył je w inną stronę. I wyglądał cudnie. Taki młody Leo Di Cabrio. ( to tylko metafora ) jak zwykle jego gatka sprawiała ,że dziewczynom robiło się gorąco. A nawet za bardzo się nie starał. Miał bardzo przekonujący do siebie głos. Był taki miły i uprzejmy. Był bardzo dobrze wychowany. Co podobało się mamie Kim. Jej mama wiedziała ,że Kim podkochuje się w Jack'u. Jack Bardzo dobrze znał sztuki walki. A w środę ma turniej. Ma go obserwować jeden z nauczycieli z uniwerku gdzie uczą się sami najlepsi. Po zazdrościć... Jak ten mężczyzna uzna ,ze Jack jest dobry w te klocki otrzyma stypendium. To byłby taki urodzinowy prezent. Bo w ten czwartek ma urodziny. Już szesnaste. A ja miesiąc po nim. Będę mieć już 16 lat. Randki!♥♥♥♥

Kim...♥
W końcu byłam na miejscu. pierwsze co żuciło mi się w oczy to to ,że Tutsi stała za kasą i przyjmowała klijętów. Czyżby Phil miał robotę w kuchni a Tutsi go zastąpiła? Nieważne. OO... To Jack. Jest jakiś inny. Jack wyglądał jakoś inaczej niż zwykle.Wydawało się ,że Jack ubrał się na luzie  a jednak nie... Och to coś z włosami. Ułożył je w inną stronę. I wyglądał cudnie. Taki młody Leo Di Cabrio. Jak zwykle jego gatka sprawiała ,że dziewczynom robiło się gorąco. Ja należałam do tych dziewczyn! A nawet za bardzo się nie starał. Miał bardzo przekonujący do siebie głos. Był taki miły i uprzejmy. Był bardzo dobrze wychowany. W końcu podeszłam do stolika gdzie siedzieli moi kumple. Miałam zamiar prze straszyć Grace i zajść ją od tyłu. Ale to ona mnie prze straszyła.
Odwróciła głowę i powiedziała...

Grace-Spóźniona!
Kim-Tak wiem. Przepraszam. No bo ja.. ten no... Musiałam na chwilę zająć się siostrą. No wiesz musiałam włączyć jej bajkę na komputerze. Chyba rozumiesz?
Milton-Dobra... Grace, oszczędź jej tych wytłumaczeń. Nie mam ochoty tego za bardzo słuchać.Grace- No dobra... Tym razem ci daruje. Tym razem... - powiedziała humory stycznie. - To jak możemy zaczynać nasze po niedziałkowe spotkanie trochę wcześniej niż zwykle gdyż mamy Wakacje!
Jerry- O jaka moja piękność spostrzegawcza jest! Kręci mnie to...
Jack- Jerry... Co ja właśnie usłyszałem.
Julia- OO... Jakie to słodkie! Co nie Milton?
Milton-Orzesz ja cię kręcę! Czy Grace i Jerry są parą?
Grace/Jerry- Nie/Tak!
Kim-To w końcu tak czy nie?
Jerry- Dajcie mi wyjaśnić. - Jerry wtedy wstał i podszedł do grace. Z kieszeni wyciągnął podłużne czerwone pudełeczko gdzie zwykle trzyma się biżuterię. I to nie taką tanią... - Grace, - Martinez ujął dłoń Grace-Czy sprawisz mnie naj szęśliwszym chłopcem na ziemi i... Zostaniesz moją dziewczyną? - W tym momencie wszyscy zaniemówiliśmy! Grace Miała uśmiechniętą mnie. W tedy Jerry otworzył pudełeczko a w nim piękna bransoletka. Ze złota. Nie była tania. ;) Ale to raczej znaczy ,że Jerry'emu zależy. Miała złoty łańcuszek i taką plakietkę gdzie zostało wyprawowane " I Love You ". To było potwornie romantycznie. Wszyscy westchnęli Oo...
Grace- Nie wiem co powiedzieć ale... Chyba.. Tak! Zostanę twoją dziewczynę. I Ja Cię też  I Love!
Jerry- Who! Jerry ma dziewczynę i to prędzej niż Jack! Największe ciacho w szkole!
Grace-Przymknij się... Nie psuj chwili.

Martinez posłusznie się zamknął ujął znów dłoń Grace aby obdażyć swoją wybrankę wyjątkowym prezentem. Grace nie mogła przestać się uśmiechać. W końcu wstała i wtuliła się w chłopaka. Spojrzała w jego oczy i pocałowała. W tedy wszyscy zaczęli bić brawo. Cały lokal bił brawo. Oczywiście my wstaliśmy. Potajemnie Ja i Jack wyszliśmy. I to nie była moja zasługa. Chciał zostawić ich samych więc wyszedł... Ale czemu tylko ze mną? No nieważne. Pewnie chciał pospędzać czas ze swoją przyjaciół ką. Niestety tylko przyjaciół ką. Mogło to być coś więcej. Otwierając drzwi aby wyjść oboje przybyliśmy sobie piątkę. To nie była nasza zasługa ale trochę się do tego przyczyniliśmy. No Jack się przyczynił. Ale powiedział ,ze to ja go natchnęłam do kupna bransoletki aby Martinez dał ją Grace.
Kim- A to niby w jaki sposób to też moja zasługa?


Jack- To ty zawsze masz jakieś ładne bransoletki na nadgarstku i pomyślałem z,ę Jerry mógł by dać Grace bransoletkę. Jak myślisz dobrze wybrał?
Kim- Nie żartuj. Bezbłędnie! Bransoletka śliczna. Ale to coś nie w stylu Jerry'ego.
Jack- No bo tak się składa ,że Jerry miał zamiar kupić zupełnie inną. 
Kim- Jaką?
Jack- Taką z napisem "Gracorożecz Jerry'ego"
Kim- Dobrze ,że ty wybrałeś.
Jack- No... Choć mozę do Dojo. Hm.. Musze poćwiczyć. To może mały sparing?
Kim-Jasne... - powiedziałam przygryzając dolną wargę.
Wtedy weszliśmy do dojo a tam...
***


NA ROZDZIAŁ TEN CZEKALIŚCIE BARDZO DŁGO. NA SZCZĘŚCIE JEST DŁUGI I MOŻECCIE SIĘ NACZYTAĆ. JAK ZDOŁAM TO DODAM JESZCZE DZISIAJ JEDEN. W CO WĄTPIĘ BO NIE MAM ZA DUŻO CZASU. CAŁOŚĆ Z JERRAC (połączenie imienia Jerry i Grace) MIAŁ BYĆ ZUPEŁNIE INNA ALE... NO TAKIE ŻYCIE I POTOCZYŁO SIĘ W TEN A NIE INNY SPOSÓB. MUSIMY TO JAKOŚ PRZEBOLEĆ. A CO DO Kicka..♥  ZBLIŻA SIĘ DUŻYMI KROKAMI! JESLI MOŻNA POWIEDZIEĆ DUŻYMI. 
Tegn post dedykuje :
2 anonimki :
-Galaretka
-Melodia

I jeszcze jednej takiej fajnej osobie.

Anie Howard

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 17

Jack-Tak! Wysoko! Nie jestem taki brzydki! Dzięki ,że mi o tym przypomniałaś. Mogę mieć każdą. Nie tylko ciebie! Pa! trzymaj się!
Kim-Pa!

Tak ta rozmowa nie może się potoczyć. Nic nie będę się go czepiać. Ale to nie znaczy ,że nie jestem na niego zła. Wciąż nie mogę w to uwierzyć ,że Jack jest z takim plastikiem jak Vanessa. Nagle... Ktoś zapukał do drzwi. (Jak myślicie kto to? No chyba jasne...☺) To był Jack. Moja miłość, której parę dni wcześniej odmówiłam. Otworzyłam drzwi. Zobaczyłam w nich zniewalający uśmiech Jack'a. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Jego uśmiechu nie da się zapomnieć. Te jego białe zęby! Och...

Jack- Cześć! Mogę wejść?
Kim-Tak. Kto Cię wpuścił?
Jack-Twoja mama. Siedziała w kuchni aż tu nagle... Zapukałem i mi otworzyła.
Kim-Dobra... Nieważne. Mów co chciałeś. Jakoś nie mam nastroju.
Jack- Chciałem sprawdzić czemu tak wcześnie poszłaś. Chciałem Cie odprowadzić. Ale...- Kim mu przerwała.
Kim-...Ale nie chciałeś zostawić samej swojej dziewczyny?
Jack-Co?! Oszalałaś? Wygadujesz jakieś nie stworzone rzeczy! Że niby JA i Vanessa?! Twój wróg?! Nie mógł bym z nią być. Nie dość ,że nie lubię plastików,strojniś to nawet nie lubię jej! Wolę ciebie!
Kim-Mnie?!To znacz,ze mnie lubisz?  W ten sposób?!
Jack-A nawet gdyby... Przeszkadza Ci to?
Kim-Jack.. Czy to znów twój gułupi żart?
Jack-Tak...To nów mój głupi żart. Pomysł Grace...
Kim-Heh.. Wiedziałam. Ty nie jesteś taki pusty aby brać dziewczyny na podryw. Najlepiej być sobą.
Jack-Takale... Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Czemu tak szybko poszłaś?
Kim-A jak myślisz. Nie miałam ochoty patrzeć na "mordę" tej głupiej Vanessy. Wolałam aby wtedy nie przyszła. Mieliśmy wkońcu zeswatać Grace i Jerry'ego. Powinni być razem. Mamy już Julton'a (połaczenie Julia i Milton) teraz powino być Gracerry... Narazie nadal jeszcze myśle nad ksywką.
Jack-Rozumiem. Po prostu nie lubisz Vanessy.
Kim-No i widzisz. Ty to mnie tak dobrze rozumesz. 

Wtedy stało się... Przytuliłam Bruwera! Jego objęcia są tak przyjemnie, kojące. Normalnie darmowy masarz. Nie wiem mozę powinnam mu powiedzieć ,że mi zależy? Albo chociaż sie wytłumaczę?. Och tak! Powiem mu ,że to co mówiłam pare dni w stecz to był impuls. Stach przed jego reakcją. Nieważne nie mogę już tego dłużej krywać.  

Jack...
O rany Kim mnie przytuliła! A przecież mówiła ,że nie jest we mnie zakochana. To chyba czas aby wszystko jej powiedzieć. Wszyściutko...

Kim/Jack-Muszę Ci coś powiedzieć. Heh... Nie ja pierwsza/pierwszy! Haha... Dobra na 3. 1... 2... 3... yy... 
Jack- Nie no... ty pierwsza.
Kim-Dobra. Chodzi o to ,że to co wtedy powiedziałam to był impuls po prostu. Impuls i tyle. Bardzo Cię lubie. Chce cofnąć tamta chwilę ale nie wiem jak. Możemy chociaż udawać ,że tego nie było?! Bardzo mi zalezy na tym aby zapomnieć o tym!
Jack-A o czym jeśli można wiedzieć?
Kim- No wiesz... O tym co wtedy spytałeś, Czy.. Wiesz.. Czy.... Yyy.. my no wiesz..
Jack-Dobra wiem oco chodzi. Dziwne. No bo ja chciałem spytać o to samo. To jak zapominamy?
Kim-A o czym? Haha!

Narrator...
Kim i Jack postanowili o tym zapomnieć. Nie wspominali o tym, przec długi czas. Zachowywali się gdyby nigdy nic! Nadszedł dzień rozdania świadectw. Oczywiście cała paczka prócz Jerry'ego i Eddie'yego dostalic zerwone paski. Ale nasz kochany Jerry nie miał tak dobrej średniej. Zawalił matmę. A Jerry... On to w ogóle się nie przykładał. codzienna kara w kozie i w ogóle. Eddie miał srednią 4,21 za to Jerry 2,76. Reszta paczki cieszyła się Wakacjami i nie myślała o tym ,że już po gimnazjum. Nadeszła pora na Licełum! Jack i Kim mieli identyczną średnią. Czyli 4,95. Grace miała 4,86 a Milton i Julia... pht... Oni płakali bo mieli średnia 5,99 a nie 6,00 . To była minimalna różnica. A jednak różnica. Por ozdaniu świadectw wszyscy poszli sie przebrać z tych poważnych ciuchów w ciuchy bardziej młodzieżowe.


C.D.N.

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 16

Wszyscy po kupieniu lodów usiedli na ławce. Rozmawiali tak dobre 10 min. i rozmawiali by dłużej gdyby nie to ,że do paczki podeszła Vanessa i Margaret.

Van- Jack'uś!♥ Cześć!
Jack- Hej.
Margaret- Hej.
Van-Meg... Mówiłam ci coś!. Ja tu jestem gwiazdą nie ty! No więc... Co u ciebie?
Jack- Dzięki, faj...
Jerry- Miło ,że pytasz przyjaciółeczko. Dobrze a u ciebie?
Van- Mówiłam do... Och nieważne.
Jerry- Otrzymam odpowiedź czy muszę czekać wiecznie?!
Van- Dobrze! A u ciebie Jack?
Kim- Muszę lecieć. Pa!
Jack- Zaczekaj odprowadzę Cię!
Kim- Nie zostań! Przejdę się sama.
Jack-Ale..
Van- Jack skoro Kim chce iść sama niech idzie. W końcu jak chcesz to Meg ją odprowadzi. No wiesz dla pewności. Co ty na to?
Meg-Co?! Ja?!
Van-Tak ty! W tym momencie dołączasz do Kim i ją odprowadzasz. Wiesz gdzie mieszka to w czym problem?
Meg-W niczym Van. W niczym...
Van- No to... Czekaj. Kim! Kim!

W tym momencie Kim się odwróciła a Vanessa złapała Jack'a za rękę. Chłopak próbował ją puścić ale Vanessa nie wygląda na silną ale jest. Bardzo mocno trzymała jego dłoń.

Van- Kim! Skarbie... Meg cię odprowadzi. A ja i mój CHŁOPAK JACK zostaniemy tu!
Jack-Jaki chłopak?
Van-Ratuje ci skórę.
Jack-To przestań!
Van-Dobra... Kim poczekaj nie odchodź... Meg leć za nią!
Meg-Ale kiedy ona nie chce ze mną iść. Ale dobra pójdę.
Grace-Pozwólcie ,że się wtrącę. Może pozwólcie jej iść samej. Dziewczyna musi mieć trochę prywatności!
Van-Dobry pomysł... Greg!
Grace-Grace.
Van-A ja jak powiedziałam?
Jack- Powiedziałaś Greg!
Van- Nieważne... Greg czy Grace co za różnica?
Grace-Wielka.

Kim...
Jestem w okropnym stanie! Dlaczego Jack jest z tą okropną małpą ,której akurat nie znoszę. Już wolałabym aby był z kimś innym a nie z nią! A jeszcze przed godziną robił mi nadzieje. Jak ja mogłam być w nim zakochana? Hello trzymał mnie za rękę. A to babiarz! Jeśli on się ze mną w to bawi to ja też! Ale ja nie umiem. Najwyraźniej nie udało mu się ze mną to od razu szuka pocieszenia u innej! A miało być tak pięknie. Po co ja spędzam tyle czasu z tym lamusem? Jestem zupełnie inna od niego! Myślałam ,że jesteśmy ... A nieważne. Niech wypcha się tą cala "Vanessą". Jest taki jak każdy inny! Pewnie zaraz wejdzie tutaj do mojego pokoju i zrobi coś w jego stylu. Będzie się panicznie tłumaczył i... Miałam rację. Ktoś puka do drzwi. Ciekawe kto to może być?!

Kim- Jack? Co ty tu robisz?
Jack-Cześć. Mogę wejść?
Kim-Tak.
Jack-Dzięki. Czemu tak wcześnie poszłaś?
Kim-A czemu tak późno zareagowałeś?
Jack- Vanessa trzymała mnie za...
Kim- Wiem ,że jesteście parą!
Jack-Co ty wygadujesz?! JA i Ona? Phy... Nie żartój! Znasz mnie. Nie zrobi bym ci tego!
Kim- To najwyraźniej cię nie znam!
Jack-Co?! Ooo... Ogarniam!
Kim- Co ogarniasz?
Jack-A to ,ze jesteś zazdrosna!
Kim- O co bym miała być zazdrosna?!
Jack-No raczej nie o co a raczej o kogo!
Kim- O Vanessę?! O błagam... Ona, ona mnie nie obchodzi! Może nawet z dwoma chłopakami naraz się spotykać a mi to nie zawadza! Ale niech d moich przyjaciół trzyma się z daleka!
Jack- Od przyjaciół czy tylko ode mnie?!
Kim-Co?! wyjaśniliśmy sobie ,że NIGDY ale to Nigdy nie będziemy razem. Nie jesteś dla mnie. I nie uważaj się za najwazniejszego! Myślisz ,e mogła bym być z kimś takim jak ty? Nie jesteś mnie godny! Stać mnie na kogoś 100 razy lepszego od ciebie. Mogę startować nawet do kapitana Drużyny futbolowej.
Jack-Że niby do Jessie'ego. Jessie'ego McCaina?
Kim-Tak!
Jack-Wiem ,że nie jestem Ci obojętny! Ty mi też nie! Słuchaj. Powiedz jedno słowo na tak lub na nie i dam ci spokój. Naprawdę. Nie chcę abyś cierpiała. Ale najwyrażniej nie jesteśmy tego samego zdania.. Czyli co?! Moglibyśmy czy nie moglibyśmy być parą?
Kim- Już ci mówiłam! Wymieniłam dużo przykładów! Nie muszę ci już nic więcej mówić..
Jack-Rozumiem... To co?! Ja już pójdę. Pa! Trzymaj się jakoś.
Kim- Ty też. Jack poczekaj...
Jack- Co?!
Kim-Ja też nie chcę abyś cierpiał. Ale ja nie jestem w twoim typie zrozum. Ty w moim też.
Jack-Dobrze. Mi to lotto co teraz o mnie myślisz. Możesz mnie nienawidzić. Mam to gdzieś!
Kim-Czemu to mówisz?!
Jack-A czemu ty kłamiesz w żywe oczy? Czemu mówisz jakieś nie stworzone żeczy?
Kim-To co ci powiedziałam to była prawda. Dobrze może trochę przesadziłam! Ale ja siebie tak oceniam! Ty siebie też oceniasz na pewno wysoko.
Jack-Tak! Wysoko! Nie jestem taki brzydki! Dzięki ,że mi o tym przypomniałaś. Mogę mieć każdą. Nie tylko ciebie! Pa! trzymaj się!
Kim-Pa!