Jack zasnął. Całą noc śnił o swojej ukochanej. Myślał przez sen. "Co by na to poradzić". nastał ranek. Jack spał do późna. Przed nim długa droga. Jack znosił swoje walizki na dół. Do pudełek powkładał naj potrzebniejsze rzeczy. Wiedział ,że w Japonii będzie wszystko na niego już czekać. Gdyż tam są same luksusy. A mieszkanie w takich luksusach to marzenie nie jednej osoby. Była już 10:30. Przyjaciele Jack'a czekali na niego przed jego domem. Wszyscy się smucili. Nikt nie potrafił ukryć łez. Nawet Rudi się rozkleił.
Rudi-Obiecywałem sobie ,że się nie rozkleję.- westchnął cały zapłakany!
Kim-Nie martw się Rudi. Jack będzie do nas pisał, dzwonił, i rozmawiał na czacie. Będziemy ciągle w kontakcie tak?- zapytała zapłakana Kimmy☻
Jack- Jak najbardziej! Ciągle będę dzwonić. Pisać...
Pani B. - Pożegnaj się z przyjaciół mi, Jack. Bo się spóźnimy na samolot.
Jack-Dobrze. No to jak?. Nasze drogi się powoli rozchodzą?
Kim-No niestety.
Jerry-Mam pomysł. Niech każdy powie Jack'owi to co chce mu powiedzieć zanim wyjedzie. - powiedział chytrze spoglądając na Kimberly.- Ja pierwszy. Jack. Słuchaj... Nigdy nie sądziłem ,że będzie ktoś z lepszym uśmiechem od mojego. Z lepszym temperamentem i ktoś z większym zamiłowaniem do...
Rudi-... Do karate?!
Jerry-... Do dziewczyn!- powiedział bardzo pewnie siebie - Do karate też ale do dziewczyn bardziej. Chyba ze 127 dziewczyn podrywało Jack'a w czerwcu.
Jack puścił te słowa mimo uszu podszedł do Latynosa i przytulił.
Jack-Nigdy nie poznam bardziej nie ogarniętego człowieka od ciebie!
Jerry-Och. To tak słodkie! Choć bo się poryczę.
I znowu się przytulili. W tłumie można było usłyszeć Oo...
Jack przytulił każdą osobę z paczki po kolei. Przyszła pora na Kim. Jack powolnym ale odważnym krokiem podchodził do Kim. Kim jedynie na niego patrzyła z wielkim uśmiechem na twarzy i paroma łzami spływającymi z jej policzka.
Jack-Wiesz?
Kim-Co?!
Jack-Za tobą będę tęsknić najbardziej!
Jerry-Ej...
Kim- Jak to za mną najbardziej?
Jack-A tak po prostu!
Kim-Jack!
Jack-Co?! Jak ci nie powiem to będziesz na mnie zła?
Kim-Tak! Gadaj...
Jack- No tak po prostu najbardziej. Z całej naszej bandy to ty byłaś najbardziej "ogarnięta" no bo zobacz. July i Milton interesowali się nauką i to jej poświęcali połowę swojego czasu. Ale znów wtedy gdy nasza paczka miała problemy to rozwiązanie przychodziło szybciej. Za co bardzo ich Kocham! Eddie nie ma dziewczyny więc na naszej paczce skupiał całą swoją uwagę. Co jest strasznie miłe z jego strony i go za to Kocham! Za to Grace... Skupia uwagę na Jerry'm i za to ją Kocham bo wiesz gdyby nie ona Jerry co sobotę zajmował by matę w dojo i objadał by się lodami i pizzą. A Jerry to najbardziej nie ogarnięty człowiek na świecie i mój najlepszy kumpel wraz z Miltonem I Eddie'm jak i Rudi'm. I Kocham go za to! A Rudi... Co by tu dużo gadać. Kocham i tyle. On mnie wprowadził w ten superaśny świat jakim jest Karate! A ty..
Kim-...Ja.. - powiedziała trochę zmartwiona tym co o niej powie.
Jack-...Ty jesteś najlepsza osobą jaką poznałem w Seaford. - po tych słowach niepewna mina Kim zmieniła się w wieli uśmiech na twarzy - Wypady z tobą była na pewno naj ciekawszymi wypadami. A chwile jakie spędziłem razem z tobą są nie zapomniane!
Kim-Oo... To takie słodkie. - Wtedy oboje się przytulili. Nigdy wcześniej nie przytulali się w taki sposób. Przytulas był taki jakby byli parą. Zachowywali się jak para, ale nigdy by się do tego nie przyznali. Niestety miłe chwile zbyt szybko się kończą. Niestety ich przytulasa zakłóciło jedno słowo. No właściwie to więcej niż jedno. "Jack, Już pora..." - powiedziała Pani B.
Jack-No to jak. To już koniec. Chodźcie tu ostatni raz.-I wtedy wszyscy(cała paczka) mocno się do siebie przytuliła. Nikt nie umiał powstrzymać łez. Próbowali ale bez skutecznie. Chcieli pokazać Jack'owi ,że będą tęsknić ale ,że są silni. Jack wsiadł do auta ,które rozdzieli cudowną paczkę.
Ostatni raz spojrzał na swoich kumpli i na... Kim. Zobaczył ,że ona naprawdę cierpi z powodu jego wyjazdu. Uśmiechną się do niej. Wtedy samochód ruszył. Mieli 15 min. Aby dojechać na lotnisko. Śmiało zdążą bo od domu Jack'a do lotniska jest tylko 10 min drogi samochodem.
Jack przez całą drogę nie chciał odezwać się słowem. Spuścił głowę w dół i nie miał zamiaru jej podnosić. Wkońcu tę ciszę przerwała mama Jack'a. Pani Bruwer.
Pani B.- Jack jeśli nie chcesz jechać to możemy jeszcze zawrócić.
Jack-No ale moi przyjaciele chcieli abym jechał.
Pani B. - A niby co mieli powiedzieć. Abyś zostawił taką szanse?
Jack-Jedz i tyle.
Jack i Pani B. byli już przed wejściem do samolotu.
Pani B. -Ostatnia szansa.
Jack-Mamo.
Pani B.- Tak?!
Jack-Wracamy! Do domu!
Pani B. Się robi!Czemu tak mówisz?
Jack-Bo raz się zakochuje więc...
Wtedy zrezygnowali z wyjazdu do Japonii!
W drodze powrotnej cała paczka prócz Jacka była już w dojo.
Eddie-Bez Jack'a to tu jakoś dziwnie. Tak smutno.
Rudi- Masz racje Eddie no ale cóż. Zaczynamy nasz Sparing. Kto chętny?
Kim-Zawsze Jack był chętny. Teraz nikt!
Grace-Kim może choć na chwilę ze mną do szatni co? Muszę ci coś pokazać.
Rudi-Wiecie co? Dam wam dzisiaj wolne od karate. Musicie chłonąc. Miłego dnia. a i jeśli będziecie słyszeć płacz 30-letniego faceta w moim gabinecie to pewnie rury! - wtedy Rudi wbiegł do swojego gabinetu.
Milton- Myślicie ,że z tego wyjdzie?
July-Milton no przecież Rudi jest dorosły!
Milton-Tak ale właśnie stracił dobrego ucznia!
Jerry-Co tam dobry uczeń. Jack to był nasz kumpel! Powiedział ,że zadzwoni gdy tylko wyląduje.- Wtedy do Jerrego zadzwonił telefon.- Zgadnijcie kto to.
Eddie-Jack?
Jerry-Tak! Skąd wiedziałeś?
Eddie-No nie wiem moze dla tego z,ę wcześniej powiedziałeś ,ze ma zadzwonić. No ale nie możliwe ,że lot trwał tak ,krótko. To podejżane. io nic odbierz.
Jerry-Jack! Chłopie cześć!
Jack-Cześć. Co u was?
Jerry-Dobrze nie zdarzając na to że Rudi wpadł w depresje Kim się załamała,to wszystko wporządku .
Jack-No to powiedz im ,żzeby wszyscy weszli do głównej sali w dojo. Mam niespodzianke!
Jerry-Dobrze. - Wtedy Jerry zdarł się jak najgłośniej umiał! - Hej! Chodzicie tu! Mam niespodzianke! To znaczy Jack ma!
Wszyscy bez wyjątku weszli do głównej sali.
Kim-Co to za niespodzianka?
Wtedy do dojo wszedł Jack!
Jack-I co? Tęskniliście?
Wszyscy-Jack wróciłeś!
Wtedy zamiast Jack przytuliś sie z wszystkimi przytulił Kim. A potem całą paczke.
Rudi-Obiecywałem sobie ,że się nie rozkleję.- westchnął cały zapłakany!
Kim-Nie martw się Rudi. Jack będzie do nas pisał, dzwonił, i rozmawiał na czacie. Będziemy ciągle w kontakcie tak?- zapytała zapłakana Kimmy☻
Jack- Jak najbardziej! Ciągle będę dzwonić. Pisać...
Pani B. - Pożegnaj się z przyjaciół mi, Jack. Bo się spóźnimy na samolot.
Jack-Dobrze. No to jak?. Nasze drogi się powoli rozchodzą?
Kim-No niestety.
Jerry-Mam pomysł. Niech każdy powie Jack'owi to co chce mu powiedzieć zanim wyjedzie. - powiedział chytrze spoglądając na Kimberly.- Ja pierwszy. Jack. Słuchaj... Nigdy nie sądziłem ,że będzie ktoś z lepszym uśmiechem od mojego. Z lepszym temperamentem i ktoś z większym zamiłowaniem do...
Rudi-... Do karate?!
Jerry-... Do dziewczyn!- powiedział bardzo pewnie siebie - Do karate też ale do dziewczyn bardziej. Chyba ze 127 dziewczyn podrywało Jack'a w czerwcu.
Jack puścił te słowa mimo uszu podszedł do Latynosa i przytulił.
Jack-Nigdy nie poznam bardziej nie ogarniętego człowieka od ciebie!
Jerry-Och. To tak słodkie! Choć bo się poryczę.
I znowu się przytulili. W tłumie można było usłyszeć Oo...
Jack przytulił każdą osobę z paczki po kolei. Przyszła pora na Kim. Jack powolnym ale odważnym krokiem podchodził do Kim. Kim jedynie na niego patrzyła z wielkim uśmiechem na twarzy i paroma łzami spływającymi z jej policzka.
Jack-Wiesz?
Kim-Co?!
Jack-Za tobą będę tęsknić najbardziej!
Jerry-Ej...
Kim- Jak to za mną najbardziej?
Jack-A tak po prostu!
Kim-Jack!
Jack-Co?! Jak ci nie powiem to będziesz na mnie zła?
Kim-Tak! Gadaj...
Jack- No tak po prostu najbardziej. Z całej naszej bandy to ty byłaś najbardziej "ogarnięta" no bo zobacz. July i Milton interesowali się nauką i to jej poświęcali połowę swojego czasu. Ale znów wtedy gdy nasza paczka miała problemy to rozwiązanie przychodziło szybciej. Za co bardzo ich Kocham! Eddie nie ma dziewczyny więc na naszej paczce skupiał całą swoją uwagę. Co jest strasznie miłe z jego strony i go za to Kocham! Za to Grace... Skupia uwagę na Jerry'm i za to ją Kocham bo wiesz gdyby nie ona Jerry co sobotę zajmował by matę w dojo i objadał by się lodami i pizzą. A Jerry to najbardziej nie ogarnięty człowiek na świecie i mój najlepszy kumpel wraz z Miltonem I Eddie'm jak i Rudi'm. I Kocham go za to! A Rudi... Co by tu dużo gadać. Kocham i tyle. On mnie wprowadził w ten superaśny świat jakim jest Karate! A ty..
Kim-...Ja.. - powiedziała trochę zmartwiona tym co o niej powie.
Jack-...Ty jesteś najlepsza osobą jaką poznałem w Seaford. - po tych słowach niepewna mina Kim zmieniła się w wieli uśmiech na twarzy - Wypady z tobą była na pewno naj ciekawszymi wypadami. A chwile jakie spędziłem razem z tobą są nie zapomniane!
Kim-Oo... To takie słodkie. - Wtedy oboje się przytulili. Nigdy wcześniej nie przytulali się w taki sposób. Przytulas był taki jakby byli parą. Zachowywali się jak para, ale nigdy by się do tego nie przyznali. Niestety miłe chwile zbyt szybko się kończą. Niestety ich przytulasa zakłóciło jedno słowo. No właściwie to więcej niż jedno. "Jack, Już pora..." - powiedziała Pani B.
Jack-No to jak. To już koniec. Chodźcie tu ostatni raz.-I wtedy wszyscy(cała paczka) mocno się do siebie przytuliła. Nikt nie umiał powstrzymać łez. Próbowali ale bez skutecznie. Chcieli pokazać Jack'owi ,że będą tęsknić ale ,że są silni. Jack wsiadł do auta ,które rozdzieli cudowną paczkę.
Ostatni raz spojrzał na swoich kumpli i na... Kim. Zobaczył ,że ona naprawdę cierpi z powodu jego wyjazdu. Uśmiechną się do niej. Wtedy samochód ruszył. Mieli 15 min. Aby dojechać na lotnisko. Śmiało zdążą bo od domu Jack'a do lotniska jest tylko 10 min drogi samochodem.
Jack przez całą drogę nie chciał odezwać się słowem. Spuścił głowę w dół i nie miał zamiaru jej podnosić. Wkońcu tę ciszę przerwała mama Jack'a. Pani Bruwer.
Pani B.- Jack jeśli nie chcesz jechać to możemy jeszcze zawrócić.
Jack-No ale moi przyjaciele chcieli abym jechał.
Pani B. - A niby co mieli powiedzieć. Abyś zostawił taką szanse?
Jack-Jedz i tyle.
Jack i Pani B. byli już przed wejściem do samolotu.
Pani B. -Ostatnia szansa.
Jack-Mamo.
Pani B.- Tak?!
Jack-Wracamy! Do domu!
Pani B. Się robi!Czemu tak mówisz?
Jack-Bo raz się zakochuje więc...
Wtedy zrezygnowali z wyjazdu do Japonii!
W drodze powrotnej cała paczka prócz Jacka była już w dojo.
Eddie-Bez Jack'a to tu jakoś dziwnie. Tak smutno.
Rudi- Masz racje Eddie no ale cóż. Zaczynamy nasz Sparing. Kto chętny?
Kim-Zawsze Jack był chętny. Teraz nikt!
Grace-Kim może choć na chwilę ze mną do szatni co? Muszę ci coś pokazać.
Rudi-Wiecie co? Dam wam dzisiaj wolne od karate. Musicie chłonąc. Miłego dnia. a i jeśli będziecie słyszeć płacz 30-letniego faceta w moim gabinecie to pewnie rury! - wtedy Rudi wbiegł do swojego gabinetu.
Milton- Myślicie ,że z tego wyjdzie?
July-Milton no przecież Rudi jest dorosły!
Milton-Tak ale właśnie stracił dobrego ucznia!
Jerry-Co tam dobry uczeń. Jack to był nasz kumpel! Powiedział ,że zadzwoni gdy tylko wyląduje.- Wtedy do Jerrego zadzwonił telefon.- Zgadnijcie kto to.
Eddie-Jack?
Jerry-Tak! Skąd wiedziałeś?
Eddie-No nie wiem moze dla tego z,ę wcześniej powiedziałeś ,ze ma zadzwonić. No ale nie możliwe ,że lot trwał tak ,krótko. To podejżane. io nic odbierz.
Jerry-Jack! Chłopie cześć!
Jack-Cześć. Co u was?
Jerry-Dobrze nie zdarzając na to że Rudi wpadł w depresje Kim się załamała,to wszystko wporządku .
Jack-No to powiedz im ,żzeby wszyscy weszli do głównej sali w dojo. Mam niespodzianke!
Jerry-Dobrze. - Wtedy Jerry zdarł się jak najgłośniej umiał! - Hej! Chodzicie tu! Mam niespodzianke! To znaczy Jack ma!
Wszyscy bez wyjątku weszli do głównej sali.
Kim-Co to za niespodzianka?
Wtedy do dojo wszedł Jack!
Jack-I co? Tęskniliście?
Wszyscy-Jack wróciłeś!
Wtedy zamiast Jack przytuliś sie z wszystkimi przytulił Kim. A potem całą paczke.
C.D.N.
I JAK? NAWET MI SIĘ PODOBA. ŻART! BEZNADZIEJNY JEST. PRZEPRASZAM ,ZE TAKI ALE MYŚLAŁAM ,ZE POWRÓT BĘDZIE INNY NO ALE NIE MAM ZA DUŻO CZASU. MAM POCIESZENIE. JEDNAK DO SANOMIERZA JADĘ 11 SIERPNIA A NIE 2. ROZDZIAŁ DEDYKUJE
Martynie Sosnówce
i
Anusi Howard.
Już dawno tak bardzo się nie rozkleiłam czytając jakiś rozdział. Nie wiem jak ty tego dokonałaś, ale prawie utonęłam w swoich łzach. Cieszę się, że Jack wróciła i nie muszę szykować swojej patelni... rozdział oczywiście cudowny. To jeden z najlepszych na tym blogu. Poprawnie napisany no i ogólnie bardzo fajny. Nie wierzę, że jest dedykowany mnie. Nie zasługuję na dedykację takiego rozdziału. Ale dziękuję! I to nie tylko za dedyk. Dziękuję za to, że zaczęłaś pisać to opowiadanie i potrafisz doprowadzić mnie do łez. Za to Cię kocham.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać się kolejnego niesamowitego rozdziału. Chcę jak najszybciej się dowiedzieć, jak im zareagowała na powrót Jack'a i jak długo będę musiała czekać na to aż ta dwójka wyzna sobie to co czuje.
Oj dziękuję Kociaku!!♥
UsuńKocham Cię!
Nie powinnam zdradzać ile czasu zajmie do Kick'a ale szykuj się powoli...
No więcej już nic nie powiem bo i tak za dużo powiedziałam.
Kocham i Pozdrawiam!
Jack jednak wrócił! Tak samo Jak Ana nie mogłam powstrzymać łez. No ja cieszę sie tak samo jak Ana. Co tu więcej mówić... A to:
OdpowiedzUsuńRozdział fenomenalny! Cudny!
//Melodia
Dzięki xp
UsuńOjejusiu mój kochany! Kocham Cię! Nie sadziłam że to będzie takie wzruszajace... Przyznam si. urooniłam pare łez.
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle Super! Czakam na nn>>>
//Galaretka
THX <3
UsuńDedykajca? Dla mnie?
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się... Dziękuję ☻
Rozdział boski jak zwykle!