Shell- Racja ale aby dogryźć Jack'owi zaczną mnie kręcić.
W tym czasie Jack i Kim siedzieli na ławce i rozmawiali o tym aby spiknąć Grace i Jerry'ego. Początkowo nie mieli żadnego problemu z tym aby rozmawiać ale potem Kim szyderczo się uśmiechnęła i zapadła cisza.
Jack- Kim! Kim...
Kim- Mam!!
Jack- Co masz?
Kim- Mam pomysł!
Jack podniósł jedną bref do góry.
Kim- Ooo..To ja mam ci powiedzieć?
Jack- było by miło.
Kim- Otóż chodźmy na koncert!
Jack- Świetny pomysł. Ale na czyj?
Kim- No nie wiem może na... Shakiry? On Direction? Justin'a Biber'a!
Jack- Nie lubię żadnego z powyżej wymienionych.
Kim- Nie lubisz Shakiry?
Jack- Nie no Shakire to lubię! Ładna jest...
Kim- No ale świetnie śpiewa!
Jack-Tak to tez. Ale ładna jest...
Kim- No to może pójdziemy na kompromis i pójdziemy na koncert Bridgit Mendler bo ona już jutro daje koncert.
Jack- Trzeba by było się sprężać.
Kim- Tak! Najlepiej już działać. Zróbmy listę zadań kto co ma zrobić.
Jack- No to jak... Ja załatwię bilety i powiem Jerremu aby był gotowy na jutro o... O której?
Kim- Sprawdzę na internecie w telefonie. Yym... Będzie jutro od 19:00 do 23:30
Jack- Wow. Długo daje ten koncert.
Kim- No tak ale tu pisze ,ze O godzinie 19:00 to będzie sprawdzanie biletów a o 20:00 dopiero się zaczyna impreza czyli koncert.
Jack- Dobre i to. A ty co zrobisz?
Kim- Ja zadbam aby Grace się zgodziła i o to aby ładnie się ubrała.
Jack- żebyś się nie prze pracowała... Dobra. A ja mam plan! Jak impreza się rozkręci to wiesz... My możemy ich zostawić samych i będzie dobrze. Wtedy się pocałują i bum! Są parą.
Kim- A wiesz ,że czasem się ciebie boje...
Jack- Czemu?
Kim- Bo boje się ,że za poważne wszystko bierzesz do siebie.
jack- No coś ty. Musze lecieć. Odprowadzić cię.
Kim- Było by miło.
Jack odprowadził Kim do domu. Pożegnali się i powiedzieli aby wszystko załatwili to co mają zrobić. Jack wrócił do domu. Położył się na łużku i zadzwonił do Jerrego a Kim do Grace aby był jutro na koncert gdzie idą we czwórkę. Jerry zapytał kto mówi. Jack się zdenerwował i wykrzyczał jack Bruwer od co! Jerry potwierdził swoją obecność na koncercie Bridgit Mendler. Powiedział też ,ze postara się ładnie ubrać. Teraz Jack'owi zostało tylko kupno biletów. Jack pojechał na deskorolce po bilety na koncert. Kupił je wrócił do domu. Nadeszła noc i Jack jak Kim położyli się spać we własnych domach. Noc była dość krótka. Ale wszyscy się wyspali. Była godzina 15:15. Kim postanowiła zadzwonić po Grace aby razem coś wybrały. Grace była już po 15 minutach. Razem "weszły w magiczny świat" szafy Kim. Grace postanowiła założyć coś uroczego. Więc włożyła to:
Natomiast Kim postanowiła włożyć coś w czym będzie jej wygodnie. Ale nie za bardzo aby ładnie wyglądała. Więc blądynka założyła to:
Zatem dziewczyny wybierały się na koncert tak ze 4 godziny. W końcu były gotowe. Postanowiły pójść do chłopaków. Wyszły z domu Kim gotowe i ruszyły prosto w kierunku domu Jack'a gdzie siedział razem z nim Jerry. Martinez nie spodziewał się takiego obrotu sprawy ,że Grace też idzie. Kim i Grace zapukały do drzwi. Otworzył je ... Martinez.
Jerry- Wow! Dziewczyny wyglądacie... wyglądacie...
Kim- Wysłów się... A wiesz co nieważne. Możemy wejść?
Jerry- Tak. Chodzicie na Górę do Jack'a. Nie może wybrać koszuli.
Grace- Kim przyszłyśmy w odpowiednim momencie.
Kim- Modowy alarm! Jesteśmy z pomocą!
Jerry-Yo! nie zapędzajcie się! Jack Was nie posłucha. On nikogo nie słucha!
Grace-Nawet ciebie?
Jerry-Yo! Grace... Ja jestem jego szefem!
Kim-Hahaha! Chyba na odwrót!
Grace-Idziemy?
Kim/Jerry-Idziemy! Hej! Jerry/Kim przestań. To denerwujące!
We troje poszliśmy na Górę do pokoju Jack'a. Jack stał przed lustrem bez koszulki. W rękach trzymał dwa wieszaki a na nich dwie inne koszulki. W prawej trzymał czerwoną koszulkę a w lewej niebieską. Jack nie zwracał na nas uwagi. Grace szturchnęła Kim. A tak podeszła po cichutku do Bruwera i zasłoniła mu dłońmi oczy.
Kim- Zgadnij kto to!
Jack-Niech zgadnę... Kim!
Kim-A skąd wiedziałeś?
Jack- Na przyszłość nic nie mów! Rozpoznałem Cię po głosie... Wow! Ale pięknie wyglądasz!
Kim- Dzięki. A tak w ogóle to weź tę niebieską. Lepiej ci pasuje!
Jack- Dzięki. Miałem dylemat którą wziąć.
Kim- No to już nie masz.
Jack uśmiechną się i założył koszulę. Wszyscy byli gotowi do wyjścia. Cała czwórka wyszła z domu i ruszyła w stronę galerii gdzie miał się odbyć koncert. Mijali po drodze pełno ludzi kierujących się w stronę przeciwną do galerii. Mieli przygnębione miny. Po przekroczeniu progu do Galerii... Nagle! Na drzwiach wejściowych widniała kartka z napisem "ZAMKNIĘTE". Wszyscy byli zawiedzeni.
Kim- Zamknięte!? Jak to?
Jack- Nie wierzę! Pewnie Bridgit się nie zjawiła!
Kim- Niemożliwe!
Grace- Czyli co? Nici z koncertu?
Jerry- A jak myślisz ślicznotko?
Grace- Nie nazywaj mnie ślicznotką! Ślicznotko...
Grace zrobiła bardzo fajną minę. I skierowała te słowa w stronę Martineza.
W tym czasie Jack i Kim siedzieli na ławce i rozmawiali o tym aby spiknąć Grace i Jerry'ego. Początkowo nie mieli żadnego problemu z tym aby rozmawiać ale potem Kim szyderczo się uśmiechnęła i zapadła cisza.
Jack- Kim! Kim...
Kim- Mam!!
Jack- Co masz?
Kim- Mam pomysł!
Jack podniósł jedną bref do góry.
Kim- Ooo..To ja mam ci powiedzieć?
Jack- było by miło.
Kim- Otóż chodźmy na koncert!
Jack- Świetny pomysł. Ale na czyj?
Kim- No nie wiem może na... Shakiry? On Direction? Justin'a Biber'a!
Jack- Nie lubię żadnego z powyżej wymienionych.
Kim- Nie lubisz Shakiry?
Jack- Nie no Shakire to lubię! Ładna jest...
Kim- No ale świetnie śpiewa!
Jack-Tak to tez. Ale ładna jest...
Kim- No to może pójdziemy na kompromis i pójdziemy na koncert Bridgit Mendler bo ona już jutro daje koncert.
Jack- Trzeba by było się sprężać.
Kim- Tak! Najlepiej już działać. Zróbmy listę zadań kto co ma zrobić.
Jack- No to jak... Ja załatwię bilety i powiem Jerremu aby był gotowy na jutro o... O której?
Kim- Sprawdzę na internecie w telefonie. Yym... Będzie jutro od 19:00 do 23:30
Jack- Wow. Długo daje ten koncert.
Kim- No tak ale tu pisze ,ze O godzinie 19:00 to będzie sprawdzanie biletów a o 20:00 dopiero się zaczyna impreza czyli koncert.
Jack- Dobre i to. A ty co zrobisz?
Kim- Ja zadbam aby Grace się zgodziła i o to aby ładnie się ubrała.
Jack- żebyś się nie prze pracowała... Dobra. A ja mam plan! Jak impreza się rozkręci to wiesz... My możemy ich zostawić samych i będzie dobrze. Wtedy się pocałują i bum! Są parą.
Kim- A wiesz ,że czasem się ciebie boje...
Jack- Czemu?
Kim- Bo boje się ,że za poważne wszystko bierzesz do siebie.
jack- No coś ty. Musze lecieć. Odprowadzić cię.
Kim- Było by miło.
Jack odprowadził Kim do domu. Pożegnali się i powiedzieli aby wszystko załatwili to co mają zrobić. Jack wrócił do domu. Położył się na łużku i zadzwonił do Jerrego a Kim do Grace aby był jutro na koncert gdzie idą we czwórkę. Jerry zapytał kto mówi. Jack się zdenerwował i wykrzyczał jack Bruwer od co! Jerry potwierdził swoją obecność na koncercie Bridgit Mendler. Powiedział też ,ze postara się ładnie ubrać. Teraz Jack'owi zostało tylko kupno biletów. Jack pojechał na deskorolce po bilety na koncert. Kupił je wrócił do domu. Nadeszła noc i Jack jak Kim położyli się spać we własnych domach. Noc była dość krótka. Ale wszyscy się wyspali. Była godzina 15:15. Kim postanowiła zadzwonić po Grace aby razem coś wybrały. Grace była już po 15 minutach. Razem "weszły w magiczny świat" szafy Kim. Grace postanowiła założyć coś uroczego. Więc włożyła to:
Natomiast Kim postanowiła włożyć coś w czym będzie jej wygodnie. Ale nie za bardzo aby ładnie wyglądała. Więc blądynka założyła to:
Zatem dziewczyny wybierały się na koncert tak ze 4 godziny. W końcu były gotowe. Postanowiły pójść do chłopaków. Wyszły z domu Kim gotowe i ruszyły prosto w kierunku domu Jack'a gdzie siedział razem z nim Jerry. Martinez nie spodziewał się takiego obrotu sprawy ,że Grace też idzie. Kim i Grace zapukały do drzwi. Otworzył je ... Martinez.
Jerry- Wow! Dziewczyny wyglądacie... wyglądacie...
Kim- Wysłów się... A wiesz co nieważne. Możemy wejść?
Jerry- Tak. Chodzicie na Górę do Jack'a. Nie może wybrać koszuli.
Grace- Kim przyszłyśmy w odpowiednim momencie.
Kim- Modowy alarm! Jesteśmy z pomocą!
Jerry-Yo! nie zapędzajcie się! Jack Was nie posłucha. On nikogo nie słucha!
Grace-Nawet ciebie?
Jerry-Yo! Grace... Ja jestem jego szefem!
Kim-Hahaha! Chyba na odwrót!
Grace-Idziemy?
Kim/Jerry-Idziemy! Hej! Jerry/Kim przestań. To denerwujące!
We troje poszliśmy na Górę do pokoju Jack'a. Jack stał przed lustrem bez koszulki. W rękach trzymał dwa wieszaki a na nich dwie inne koszulki. W prawej trzymał czerwoną koszulkę a w lewej niebieską. Jack nie zwracał na nas uwagi. Grace szturchnęła Kim. A tak podeszła po cichutku do Bruwera i zasłoniła mu dłońmi oczy.
Kim- Zgadnij kto to!
Jack-Niech zgadnę... Kim!
Kim-A skąd wiedziałeś?
Jack- Na przyszłość nic nie mów! Rozpoznałem Cię po głosie... Wow! Ale pięknie wyglądasz!
Kim- Dzięki. A tak w ogóle to weź tę niebieską. Lepiej ci pasuje!
Jack- Dzięki. Miałem dylemat którą wziąć.
Kim- No to już nie masz.
Jack uśmiechną się i założył koszulę. Wszyscy byli gotowi do wyjścia. Cała czwórka wyszła z domu i ruszyła w stronę galerii gdzie miał się odbyć koncert. Mijali po drodze pełno ludzi kierujących się w stronę przeciwną do galerii. Mieli przygnębione miny. Po przekroczeniu progu do Galerii... Nagle! Na drzwiach wejściowych widniała kartka z napisem "ZAMKNIĘTE". Wszyscy byli zawiedzeni.
Kim- Zamknięte!? Jak to?
Jack- Nie wierzę! Pewnie Bridgit się nie zjawiła!
Kim- Niemożliwe!
Grace- Czyli co? Nici z koncertu?
Jerry- A jak myślisz ślicznotko?
Grace- Nie nazywaj mnie ślicznotką! Ślicznotko...
Grace zrobiła bardzo fajną minę. I skierowała te słowa w stronę Martineza.
Jerry- No to jak? Wracamy do domu?
Jack- Najwyraźniej tak. Jest strasznie gorąco! Choćmy na...
Kim- Lody?
Jack- Tak! Na lody.
Grace- Ja che wiśniowe. Albo waniliowe! Nie! Truskawkowe.
Jerry- Uu.. Nie zdecydowana, zadziorna.. Lubie takie!
Grace- Mówiłeś coś?!
Jerry- Yyy.. Nie. - powiedział zdenerwowany - Jaka ostra!
Kim nawet nie zauważyła ,ze Jack złapał ją za rękę. Zoriętowała się po jakichś 2 minutach. Spojżała na splecione dłonie i uśmiechnęła się. Potem powoli przybliżyła się do bruneta. Kimberly i Jack nawet nie są parą a zachowują się tak jakby nią byli. Cała czwórka przyjaciół była już przy budce z lodami. Kim wzięła lody o smaku brzoskwini , Grace zdecydowała się na lody truskawkowe. Jerry wziął lody o smaku gumy do żucia a Jack... Swoje ulubione o smaku ciasteczko wym. Wszyscy po kupieniu lodów usiedli na ławce. Rozmawiali tak dobre 10 min. i rozmawiali by dłużej gdyby nie...
♥♥♥♥
Przepraszam ,że tak długo czekacie na te grupie rozdziały ale straciłam wenę do pisania. Teraz mam wiele nowych pomysłów. Myślę ,że inne rozdziały bardziej Wam się podobały niż ten beznadziejny rozdział. A i przepraszam za to ,że jednak nie ma Kick'a. Ale to jeszcze za wcześnie na Kicka. Myślę ,że zrozumiecie.
Pozdrawiam i Całuję
TAMARA " ♥ "
Wowcik! Fajny rozdział. U jak słodko...♥ Jack złapał Kim za rękę czy mozę Kim Jacka?! Nieważe. Ważne ,że krok po kroku jesteśmy bliżej przełomowej chwili. Chwili kiedy wkońcu będzie Kick!
OdpowiedzUsuń//Melodia
Zgadzam się z Melodią. Rozdział fajny! I słodziutko... Od razu za rękę. Och jaki jack odważny!♥
Usuń//Galaretka
Myślę, że blog jest fajny. Ale brakuje mu akcji! Czyta się fajnie... Ale czy na pewno akurat to był twój zamierzony cel? Myslę ,że nie. trzmaj się ciepło i przemyśl to. Więcej akcji nie zaszkodzi.
OdpowiedzUsuń//Esperansa
Nie masz racji. Widać ,zę wolisz blogi gdzie odgrywa się mnóstwo akcji i gdzie ciągle się kłucą. Ale ten blog do takich nie należy. Tak! To był zamierzony cel Tamary!
Usuń