wtorek, 28 kwietnia 2015

Rozdział 44

Narrator....
Kurtyna zostało z powrotem zasłonięta. Wszyscy za nią cieszyli się jak jacyś nienormalni. Z wyjątkiem Jima. Myślał. Poważnie nad czymś się zastanawiał. Chciał zemsty. Zemsty na Brewer'ze który okazał się być lepszy w tańcu, śpiewie, itp. Musiał uderzyć w czuły punkt. Gdy nagle zauważył wchodzącą z kulisy paczkę Wasabi'ego. Dostrzegł Kim. I wtedy go olśniło. "To bardzo ważna osoba dla Jack'a" - pomyślał. 
Kim pierwsze co zrobiła to przytuliła Jack'a. Mocno go przytuliła! On odwzajemnił gest szepcąc do jej ucha dwa piękne słowa.. "Kocham Cię".

***

Grace..
Zaraz, zaraz.. Chwileczkę! Nie nadążam! To Kim i Jack są parą?Dlaczego mi nie powiedziała? Przecież powinna! Powinna się mi wygadać i w ogóle.. Nie chce tej kłótni. Wtedy na prawdę mnie w kurzyła ale wiecznie się kłócić nie mogę. Oo.. W końcu się od siebie odkleili! Oh.. Nigdy nie sądziłam, że będę zazdrosna.. I to jeszcze o Jack'a. Jestem zazdrosna bo zabiera mi moją Kimkę. Muszę z nim szczerze pogadać. Ustalimy w jakich dniach ja się widuje z Kim a w jakich on.. Oczywiście ja zabieram: poniedziałek, wtorek, śro.. środę nie bo idę na zakupy z kuzynką. Czwartek, piątek, sobotę i niedzielę. Czyli mu zostaje środa. Niech się chłopak przy stosuje.
Grace - Kim.. - Z zamyśleń wyrwał mnie mój własny głos. Kurde! Wpakowałam się w niezłe bagno. Muszę dokończyć. - .. Możemy pogadać?
Kim - Jasne.
Grace - Cudnie. - powiedziałam oddalając się trochę. - Idziesz czy nie?
Kim - Ale, że teraz? - Jejku! Jest bardziej nie ogarnięta od Jerry'ego!
Grace - Tak. To ważne.
Kim - Spoko. -powiedziała i poszła za mną. Poszliśmy na drugi koniec kulis. Przeszliśmy obok Jim'a który posłał Kimberly uwodziciel ski uśmiech. Ktoś się w niej zabujał! I to nie jest Jack! To znaczy.. Jack też się w niej buja ale Kim teraz o tym wie! Ogh... Teraz to ja jestem bardziej nie ogarnięta od Jerry'ego! Co za wstyd! - O czym chcesz gadać?
Grace - O naszej przyjaźni. 
Kim - Też chciałam pogadać. Ale mnie wyprzedziłaś.
Grace - Widzisz jaka szybka jestem.. Heh.
Kim - Taaak. Jakiś dystans się pomiędzy nami zrobił. Zburzmy ten mur! 
Grace - Ja chce odzyskać swoja BFF !
Kim - Kocham Cię, siostrzyczko!
Grace - Ja ciebie też!! Sister! - powiedziałam i przytuliłyśmy się jak najmocniej! W  końcu jest dobrze. Już nie mam takiego dziwnego ślimaka w brzuchu, który się skręcał... Eh.. Takie dziwne uczucie poczucia winy.

***

Jim..
Och no już wiem! Wiem jak zemszczę się na Jack'u za to, że Vanessa woli go ode mnie! W końcu ja jestem już pełnoletni! A to jest... Gówniarz! Małolat! I w ogóle! W którym miejscu on jest lepszy ode mnie?! On mi zabrał van ja mu zabiorę Kim. Będziemy kwita! Od początku go nie lubiłem. 
Ale jak zabrać się do tego aby on to widział? Jak zrobić to o czym myślę aby poczuł się jak ofiara losu? Muszę ją poprosić na słówko. Ona się oczywiście zgodzi. A Jack zacznie coś podejrzewać. Bo głupi to on nie jest.. Będzie coś podejrzewał, jak dobrze pójdzie to może pomyśli, że ze sobą kręcimy. Wystarczy odrobina szczęścia. Gdy już na 100% upewnię się, że na nas patrzy pocałuję Crawford. O już idzie z Grace po tej ich paczki.. Zaczęli rozmowę. Idę działać. Tak jak myślałem tak też zrobiłem. Podszedłem do nich zagadałem i poprosiłem Kim na słówko.
Kim - Ale, że ja? 
Jim - Tak. Choć musimy o czymś porozmawiać. - Spojrzałem ukradkiem na Jack'a. Gotuje się od środka. Coś podejrzewa. Jest lepiej niż myślałem.
Kim - Okey. Choć.. O czym chcesz ze mną porozmawiać? - powiedziała idąc tam gdzie ją prowadziłem. Czyli na korytarz. Usłyszałem czyjeś kroki. To na pewno Jack. Niech przypatrzy się tej rozmowie. Coś pozmyślał i zaatakuję.
Jim - Bo wiesz, Kim.. Ciągle myślę o tobie. Gdy wtedy spojrzałaś na mnie na próbie poczułem motyle w brzuchu. - Niezły ze mnie aktorzyna!
Kim - Czy ty sugerujesz, że się we mnie zakochałeś? - Poczułem perfumy Jack'a. Teraz już wiem, że to on! Czaimy się i atakujemy na 3..
Jim - Tamten pocałunek po próbie ciągle tkwi w mojej pamięci.. - 3...
Kim- Hm.. Czy ja dobrze słyszę?
Jim - Kim ja już dłużej nie mogę! Powiedz wszystkim prawdę, że się spotykamy! - 2...
Kim - Przepraszam, co?
Jim - Kocham Cię! Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie. Od razu wpadłaś mi w oko. A ja tobie. W końcu tak powiedziałaś. Potem zaczęliśmy się całować. Poszliśmy na randkę. Wtedy przyznałaś, że kochasz tylko mnie! - 1..
Kim - Co?! - I wpiłem się w jej usta. Próbowała zaprzestać moje czyny ale na próżno. Gdy się od niej w końcu oderwałem spojrzała na mnie takim spojrzeniem.. Jakiego nigdy w życiu nie widziałem. - Dlaczego to zrobiłeś?
Jim - Abyśmy byli na zawsze razem i abyś w końcu przestała bawić się Jack'iem. Chłopak się załamie jak się dowie. 
Jack - Nie martwcie się o mnie. Jakoś dam sobie radę. Ale mogłaś mi wtedy odmówić. a nie zgodzić się ze mną chodzić. 
Kim - Jack.. Proszę Cię wysłuchaj mnie.
Jack - Wiem, że teraz cieszysz się, że w końcu dam Ci spokój. 
Kim- Jack.. - zaczęła coś mówić przez łzy.
Jack - .. Nawet nie zaczynaj. Twoje słowa teraz znaczą tyle co zeszło roczny śnieg. Są dla mnie nie istotne. Nie dzwoń do mnie, nie pisz! Udawaj, że mnie nie znasz! - powiedział i odszedł.

***

Kim..
To okropne! Jack myśli, że kręcę z Jim'em! Ale on nic dla mnie nie znaczy! Jedyną ważną osobą w moim życiu jest on! Kocham Go! Będę o niego walczyć. A z tą świnią Jim'em. Jeszcze się policzę. Teraz nie jestem w stanie zrobić nic.
Kim - Ty świnio! - krzyknęła przy czym z policzkowałam Jim'a! - Jak mogłeś?! Nie masz uczuć?
Jim - A żebyś wiedziała, ze tak. - powiedział trzymając się za obolałe miejsce.
Kim - Nienawidzę Cię! - powiedziałam wybiegając z teatru.

C.D.N.

środa, 22 kwietnia 2015

Wzmiennik

Jako, że niektórych zaciekawił nowy pomysł na opowiadania postanowiłam dodać krótki wzmiennik. Czyli fragment rozdziału. :p

To już 3 miesiąc szkoły. Większość przyzwyczaiła się do porannego wstawania i spieszenia się na autobus. No właśnie.. Większość. A co z resztą? Ciągle nie może wygrać walki z czasem. Kimś takim był Jack. Jack Brewer. Ten chłopak był energiczną istotą. Choć w szkole uznawany za babiarza a przy dobrym nastroju uczniów ze szkoły, mistrza chciał spokoju. Raz mu dogryzali a raz kochali. Chciał żyć jak przeciętny nastolatek. Ale pewna dziewczyna pragnie zemsty.. Jest czirliderką i to jeszcze kapitanem. Na dodatek to była Brewer'a. Samanta Watson. Ciągle zakochana z Jack'u ale chce zemsty za to, że z nią zerwał. A miał ku temu powody. Ich związek nie trwał nawet tydzień bo Jack przyłapał ją na zdradzie. Widział jak całowała się z kapitanem drużyny futbolowej Williamem Haili'em. Oczywiście wszystko obróciła na przeciw prawdzie. Pragnie zemsty. Na szczęście krytyka Jack'a nie tyka. Chcąc lub nie mama zapisała go równe 5 miesięcy temu na lekcje karate. Gdy rozpoczął się 1 lipiec Jack niechętnie ale poszedł podzielić pasje dziadka zostając cud dzieckiem. Karate to był żywioł Brewer'a jak się okazało po 5 zajęciach. Do dojo Bobiego Wasabiego zapisało się równiej 5 innych uczniów szkoły do której uczęszczał chłopak. Między innymi: Kim Crawford, Jerry Martinez, Grace Parkins, Eddie Jones i Milton Krupnik. Chłopak znał ich tylko z widzenia. Nigdy do siebie się słowem nie odezwali. Teraz są przyjaciółmi na całe życie.
- Jack pomożesz mi? - zawołała radośnie Kimberly. To właśnie Jack sprawiał, że dziewczyna była rozluźniona i bardziej pewna siebie.
- A w czym problem? - powiedział podchodząc do dziewczyny Brewer.
- Nie mogę otworzyć tej głupiej szafki. One mnie kiedyś zamęczą. Wpisuję dobry szyfr a tu i tak guzik z tego! - powiedziała zrozpaczona piętnastolatka.
- Kimka.. nie denerwuj się. Wiesz przecież, że złość piękności szkodzi. - powiedział chytrze się uśmiechając.
 - Yo! Co tam? -zapytał z troską i entuzjazmem w oczach Martinez, szkolny żartowniś. To właśnie ten gość potrafi przykleić nauczyciela do deski klozetowej.  - Znów kłopot z otworzeniem szafki 234?
-  S kond wiesz jaki mam numer szafki? - zapytała zdziwiona Crawford.
- Bo w 7 klasie też miałem tą szafkę. Teraz jestem 8 klasa! - powiedział Jerry sprawiając, że Jack i Kim spoglądali na niego jak na kretyna.


Myślę, że początek Wam się podoba? A jeżeli nie to piszcie w komentarzach spróbuję to naprawić. ☺☺☺ DOBRANOC!!

Nudzę się więc pomyślałam, że...

Nudzę się więc pomyślałam, że mogę dodać jakieś info o nowych rozdziałach. Ogólnie blog przejdzie wielką metamorfozę. Będzie bardzo ładny! A na razie mam już pomysł na jego wystrój. I mam coś w stylu prologu czy coś.. Do pokazania Wam aby Was trochę zaciekawić. Starałam się zrobić coś nowego. Coś czego wcześniej nie robiłam.

Dobra.. To jak? Zaczynam.
Początkowo nic ich nie łączyło. Jedynie to iż mijają się na szkolnych korytarzach. Z czasem wszystko się zmieniło. 6 nieznających się osób połączyła przyjaźń. Czy to był przypadek, że ich charaktery są do siebie bardzo zbliżone, podobne? A może to było przeznaczenie? 

***


ON - szarmancki, odważny, mówiący wprost co czuje... Normalnie chłopak idealny. Lecz zawsze ten zły. Nikt nie dostrzega w nim normalnego nastolatka tylko albo babiarza lub mistrza sztuk walki a czasem nawet jeszcze inaczej. Czy chłopak będzie mógł pożyć jak każdy nie być ciągle o wszystko posądzany?


ONA - zazwyczaj cicha, miła, przyjazna istotka... Normalna dziewczyna. Lecz nie ma tak kolorowo jak każdy uważa. Ma trudny charakter lecz niektórym osobom uda się ten charakterek poskromić. Wystarczy trochę czasu. Komu uda się nawiązać najlepszy kontakt z nastolatką?

wtorek, 21 kwietnia 2015

Rozdział 44 ZAPOWIEDŹ

Narrator...
Jack poszedł się przebrać. Jego przyjaciele natomiast zasiedli na widowni. Wpadli na pomysł aby porozmawiać przez wideo chat z Miltonem przez co będzie mógł obejrzeć przedstawienie. Sprawdzili czy jest aktywny. Na ich szczęście był. Połączyli się z nim i zaproponowali aby obejrzał z nimi występ. Chłopak był oczarowany. Julia trzymała tablet na kolanach a Milton z niecierpliwością czekał na to aby kurtyna została rozsunięta. W końcu kurtyna rozsunęła się. Na scenie zauważyli Margaret podchodzącą do szafy grającej. Wrzuciła monetę i biodrami uruchomiła maszynę. Muzyka zaczęła lecieć. Miała na sobie dziwne ubranie. Coś w stylu lat 60' co było głównym tematem. Potem wszedł Jim i wszystko się zaczęło...

***

Kim..
Ja tylko czekałam na to aby na scenę wszedł Jack! Chciałam już krzyczeć kiedy mój kochany wejdzie na scenę ale Eddie mnie powstrzymał. W końcu się doczekałam! Gdy wyszedł na scenę od razu  pokierował swój wzrok na mnie. A przynajmniej tak mi się zdawało. Słodko się uśmiechnął i puścił oczko. Wkurzyłam się gdy Vanessa musiała cmoknąć mojego chłopaka w policzek. Ale był tak wspaniały, że długo się na niego nie gniewałam. Jak on błyszczał na tej scenie?! Był idealny! Czyli bez zmian.. Gdy w końcu skończyli wszyscy zaczęli bić brawa na stojąco! Aż mi się bisu zachciało!


Dziękuję :*

Dawno nie dodawałam tego typu notek. Ta adnotacja będzie podziękowaniem za ten wspaniale spędzony z Wami czas. Jak pewnie zauważyłyście powoli zbliżamy się do 50 rozdziału. Zostało tylko 7 rozdziałów i zostanie przeze mnie napisany ostatni rozdział tej historii o Kick'u. Pewnie nie spodziewałyście się tego. 
Dziękuję piękne za te wyświetlenia. Mamy ich aż 8 tys. Przeszło 8 tys. 
Jeżeli smucicie się z tego powodu, że to już prawie koniec jednej z historii to ucieszy Was fakt, że zapowiada się zupełnie nowa. Chwilowo nie mogę zdradzać tego o czym będzie ale za 7 rozdziałów już powoli zabieram się do tworzenia nowej. Przepraszam, że informuję teraz. Ale się wahałam. Teraz Wiem, że to chyba dobra decyzja. 
Gdy zacznę tworzyć nową historię te rozdziały z 1 nie zostaną usunięte. Na miejscu tej zacznie się nowa. Rozumiecie? Chyba tak ♥
KOCHAM I PRZEPRASZAM ♥♥

♥♥ Kickin'it ♥♥

sobota, 18 kwietnia 2015

Rozdział 43

Kim.. ♥
Nie no ten mój Jack jest najlepszy! Nie dość, że najprzystojniejszym chłopakiem na świecie jest to jeszcze takim moim wymarzonym. Tym jedynym? Tego się dowiemy z czasem.
Byliśmy ciągle do siebie przytuleni.. Było tak magicznie. Miałam motyle w brzuchu! Mogła bym tak wieczność. Ale.. Zawsze jest jakieś ale. Do pokoju wparowała moja mama. Szybko 'odkleiliśmy' się od siebie i udawali, że normalnie rozmawiamy.
Pani C. - Oo.. Spodziewałam się innego obrazka. A wy tylko tu sobie rozmawiacie.
Kim - Mamo.. Obciach mi robisz!
Pani C. - Skarbie ja Ci nie robię obciachu.
Kim - Serio? A teraz co odwalasz? Teatrzyk?
Pani C. - Spokojnie.
Kim - Jack choć my!
Pani C. Tylko wrócicie przed 21:00. Jack twoja w tym głowa. Pilnuj jej.
Jack - Obiecuję, że włos jej z głowy nie spadnie.
Pani C. - No ja myślę. Wiec bawcie się dobrze.
Kim - Będziemy. Pa.
Jack - Do widzenia.
Pani C. - Do widzenia, do widzenia.
Wyszliśmy z domu. Spojrzałam na Jack'a z miną przepraszam.
Jack - Spoko. Moja mama zareagowała by tak samo.

***

Eddie...
Siedzę nad tą platformą już dobę parę naście godzin. Jestem zmęczony jak nie wiem. Palce mi zaraz odpadną a zraz później ręce. Bardzo mnie bolą. A na chwilę obecną mam tylko zrobioną 'podłogę' platformy. Cała jest w cekinach i kolorowych wstążkach. Zostało mi jeszcze tle do zrobienia. Ale muszę odpocząć. Och kurde! Dzisiaj Jack ma występ w teatrze. Obiecałem przyjść. Mam nawet bilet. Załatwił je całej paczcie. Głupio by było z mojej strony nie pójść. Ale jestem taki.. Taki zmęczony. Zadzwonię do niego i powiem, że się spóźnię.
- Która godzina? - powiedziałem sam do siebie. Wyciągnąłem telefon i sprawdziłem godzinę. - Kurde już 13:00! - powiedziałem i zmartwiłem się gdyż jestem mega zmęczony a występ za godzinę a i tak trzeba by było wyjść wcześniej aby dać kwiaty Jack'owi. Jeszcze o kwiaciarnię zahaczę. Albo o cukiernię i kupię mu wielką bombonierę! O tak bomboniera będzie okey. Ale jestem taki zmęczony. Zdrzemnę się tak na parę minut. Podszedłem do platformy i położyłem się na niej. Była dość wygodna. Zamknąłem oczy i zasnąłem.

***

Milton...
Siedziałem w domu i starałem się nie myśleć jak bardzo zranię Jack'a nie idąc na jego występ. Nie dawałem śladu życia przez 2 dni. Pewnie są na mnie źli. Nie chcą mnie tam widzieć. Na dodatek Julia wygadała się mojej mamie ze sprawą ręki. Jest zwichnięta. Przez miesiąc ponoszę sobie gips. Jack będzie bardzo zły! Wprost żyłka mu pęknie. Ale mam nadzieję, że zrozumie.
Nie mogę wychodzić z domu przez tydzień bo to świeża sprawa. Jak sobie ją urażę albo coś to trzeba będzie operować. A tego bym nie chciał. Martwi mnie jeszcze ta sprawa z tą pomyłką. Niby to nic wielkiego ale boję się, że moje marzenia o idealnym koledżu się nie ziszczą. No bo jak chce iść do Otai lub Harwart. A te szkoły są dla uczniów z bardzo wysoką średnią. Mam idealną średnią aby się dostać do którejś z nich. Średnia 5, 75 - 6,0. Ta średnia jest dopuszczana. A dzięki średniej z matematyki nadrabiam zajęcia wychowania fizycznego. Natomiast Jerry'ego tego typu problemy nie dotyczą.  Jerry nigdy w życiu nie dostał by się do takiej szkoły. Jego średnia sprawia, że szkolny psycholog sam potrzebuje psychologa.
Nie wiem co robić. Może powinienem jeszcze raz sprawdzić te obliczenia i znaleźć błąd i powtórzyć tego typu zadania 100 razy aby już nigdy więcej go nie popełnić? Tak to mogło by się sprawdzić. W końcu mam całe popołudnie dla siebie. Podszedłem do koszu na śmieci i wyciągnąłem zeszyt. Położyłem go na biurku i otworzyłem. Usiadłem przy biurku i zacząłem nowe obliczenia. Ponownie bardzo starannie zmierzyłem wymiary pokoju i przeniosłem je na papier. Wymiary identyczne jak wcześniej. Zacząłem obliczenia. Gdy je skończyłem spojrzałem na tamta kartkę . Szukałem błędu. Nie mogłem się jemu dopatrzeć. To co było na wcześniej szych obliczeniach widniało i na tych. I wtedy mnie oświeciło.
- Ale ja jestem głupi! - powiedziałem sam do siebie. Pomyliłem się. Żadnego błędu nie popełniłem. Tylko źle spojrzałem wtedy i rzekomo znalazłem błąd przy czym się załamałem. - Jestem Kretynem! Jak mogłem się tak urządzić? Źle spojrzałem to wszystko. Tylko co mnie rozproszyło? - I z tym pytaniem zacząłem się użerać.

***

Grace..
Dzisiaj występ Jack'a ale nie mogę pójść. Jack = Kim. Na 100 % ją tam spotkam. Nie chce się spotkać ale to będzie niegrzeczne z mojej strony. Z Jerry'ego też. Bo to jego kumpel i Jack się rozczaruje. Ale gdyby Kim tam nie było to z wielka chęcią bym tam poszła. Nawet wiem jak bym się ubrała. Ubrała bym pudrowy top a do tego pasującą spódnicę o tym samym odcieniu. W jakim kroju? A w takim z ogonem. Teraz są takie modne. Buty na koturnie z platformą bo uwielbiam takie buty. Okulary przeciw słoneczne, czarne, Idealnie zrobione włosy. Czyli zaczesane do tyłu i upięte w warkocz. Złoty zegarek, kolczyki z diamentami, pierścionek ze srebra i wysadzany małymi diamencikami i oczywiście delikatny make up z akcentowanymi różowymi ustami. Kurce jak mnie korci. ale nie. Nie mogę pójść. A Jerry nie pójdzie razem ze mną. Bo jak to będzie wyglądało. Ma dziewczynę ale z nią nigdzie nie chodzi. Jeszcze sobie wszyscy pomyślą, że zerwaliśmy. A czegoś takiego moja reputacja by nie zniosła! Postanowione nie idę!

***

Jack.. Na chwilę obecną z moich najbliższych przyjaciół jest tylko Kim. A co jak reszta nie przyjdzie. Do przedstawienia zostało 30 min. A ja jeszcze nie jestem przygotowany. Ludzie się powoli schodzą. Na razie jest chyba ze 30 osób. A bilety wszystkie zostały wykupione. Więc cała sala powinna być pełna.
Kim - Nie martw się. Jeszcze przyjdą.
Jack - Ja się nie martwię.
Kim - Tak. Ehe..
Jack - Bardzo widać?
Kim - Jack.. Nie martw się! Na pewno przyjdą! - I wtedy zauważyłem idąca w nasza stronę Julię. Wyglądała ślicznie. Ale do Kim jej trochę brakuje. Ubrała czarna- biała  sukienkę w paski, buty na koturnie, beżową torebkę, czarną pozłacaną bransoletkę, kolczyki w kształcie diamentów, Lekki make up i lekko falowane włosy. Wyglądała bardzo ładnie.
Julia - Wybaczcie za spóźnienie ale byłam u Miltona. Biedaczek ma.. Nie powinnam tego mówić.
Kim- Dlaczego?
Jack - Coś mu się stało?
Julia - Jak coś nie wiecie tego ode mnie. Milton ma zwichniętą rękę i nie może wychodzić z domu.
Jack - Oła.. To już wszystko jasne.
Kim - A co się dzieje z resztą? - I wtedy do teatru weszli Jerry, Grace, Eddie i Rudi.
Jerry - Wybaczcie za spóźnienie. Ale mam tutaj uparciucha, pracusia i skąpca!
Grace, Eddie, Rudi - Ej..!
Jack - Jednak jesteście!
Rudi - Ja miałem przyjść ale miałem kontrole i musiałem ich jakąś poskąpić aby zapłacić mniej więc rozumiecie moje spóźnienie.
Eddie - Ja nie spałem całą noc bo zająłem się platformą i musiałem się zdrzemnąć przez co straciłem poczucie czasu.
Grace - A ja mam różne powodu aby tu nie być. Domyślcie się bo nie mam zamiaru tłumaczyć.
Jack - Cudownie, że jesteście! Kocham Was! - Wszyscy się przytuliliśmy. Ale Jim na przerwał. Poprosił mnie abym się przygotował a wszyscy poszli usiąść na widowni.

C.D.N.
I jak się podoba? Prawie dwa tygodnie nic nie pisałam więc się zrewanżowałam. Podoba się? Każdego po trochu. Dziękuję za tyle wyświetleń. Jest ich ponad 8 tysięcy! KOCHAM WAS ♥
Rozdział dedykuję:
- Vicky 13
- Karolina Ostapiuk 
- Catheriness E.
- Tori M
- Julia Korolczuk
- Anonimom
- Wszystkim czytelnikom
Bez Was bym tego nie osiągnęła! 
KOCHAM ♥♥♥♥

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 42

Jack...♥
Obudziłem się gdzieś tak około 7:40. Promienie słońca dobijały si do mojego pokoju. Przez co zaśnięcie było już niemożliwe. W brzuchu czułem jakiś dziwny ucisk. Czyżbym się stresował dzisiejszym występem? A może boję się, że zrobię z siebie idiotę przed tyloma ludźmi? Wstałem z łóżka i zacząłem się trochę rozciągać. Spojrzałem na telefon leżący obok poduszki. Od razu pomyślałem o Kimberly. Ale jeszcze wcześnie więc powinna smacznie spać. Zrobiłem parę pompek i brzuszków i rozciągnąłem kolana i łokcie. Nagle spojrzałem w lustro a na głowie miałem burzę! Zaśmiałem się pod nosem mrucząc - Tak.. Znowu czeka mnie 30 minutowa wizyta przed lusterkiem.-
Będę musiał je umyć rozczesać i w ogóle od podstaw. No ale opłaca się. Podeszłem do szafy i wybrałem ubranie. Pierwsze z brzegu jeansy, białą koszule w serek i jakąś koszulę w kratę. Czyli tradycyjny już dla mnie ubiór. Pokierowałem się do łazienki. Jak zawsze w domu nie było już mamy. Uprzedzałem ją wczoraj aby przyszła na dzisiejszy występ. I żeby to tylko wczoraj.. Cały tydzień jej tłukłem aby nie zapomniała. Szybko umyłem włosy i doprowadziłem do należytego porządku. Ubrałem się i poszedłem do kuchni. Na lodówce oczywiście już widniała karteczka od mamy. - To jakie dzisiaj będzie wytłumaczenie? - powiedziałem sam do siebie. Odkleiłem kartkę od lodówki i za czołem głośno czytać kartkę udając, że czytam ją jako mama. Czasem tak robię aby wyładować gniew bądź zbędne emocje.

Jack'ie.  
Wiem powinnam choć raz w tygodniu zjeść z tobą śniadanie. Ale ta moja praca... Ciągle przenoszą minie na poranną zmianę. A u mojego szefa nie mogę się spóźniać bo mnie zwolni. Postaram się przyjść na twój występ choć wiem, że i tak będziesz najlepszy z wszystkich. 
                                                             Całuję mama. <3 <3
P.S. Życzę smacznego śniadania <3

W połowie darowałem sobie naśladowanie i spoważniałem. Zjadłem śniadanie i usłyszałem, że mój telefon dzwoni. Pobiegłem szybko na górę aby odebrać. To była Kim.
Jack - Cześć.
Kim - No Hej gwiazdo! Stresujesz się?
Jack  Już teraz nie.
Kim - A wcześniej było inaczej?
Jack - Tak. Miałem zadzwonić wcześniej ale zapewne spałaś.
Kim - Tak.. Ja przed chwilą się obudziła. Mam do ciebie wpaść?
Jack - Nie trzeba. Jeżeli chcesz iść na próby generalne to zgarnę Cię po drodze.
Kim - Będę czekać.
Jack - Kim...
Kim - Tak?
Jack - Dziękuję.
Kim - Za co ty mi dziękujesz?
Jack - Za to, że jesteś. Strasznie Cię Kocham.
Kim - Ja ciebie też Kocham. Już chcę Cię przytulić.
Jack - Uwierz ja też tego chcę.
Kim - Czekam na ciebie. Pa całuję.
Jack - Ja bardziej!
Kim - A nie bo ja!
Jack - Okey ty.. Ja bardziej pa. - i rozłączyłem się.

Poszedłem po sobie posprzątać. Ogarnąłem wszystko w 10 min. Wtedy do kuchni przyszła babcia.
Babcia - Już wychodzisz? - zapytała sześćdzesięcio latka.
Jack - Tak bo umówiłem się z koleżanką i..
Babcia - To już ten wiek kiedy interesujesz się dziewczętami?
Jack - Em.. Babciu. 
Babcia - No co? Ja żyć wiecznie nie będę a dzieci swoich wnucząt chce zobaczyć.
Jack - Mam 16 lat.
Babcia - Wyglądasz na 20 latka.
Jack - Aj babciu ty jak coś powiesz.
Babcia - No dobra a teraz na poważnie. Dzisiaj masz ten występ i myślę, że mogę wpaść. Chyba, że się mnie wstydzisz.
Jack - No jasne, że chce byś przyszła. Będzie fajnie. Przedstawienie jest o 14:00. Więc zapraszam.
Babcia - A gdzie ono będzie?
Jack - Gdzie? W tatrze Seaford.
Babcia - Taksówkę zamówię i dojadę do swojego wnusia.
Jack - Super. A teraz wybacz ale się spieszę.
Babcia - No idź.
Jack - Pa.

I wyszedłem z domu. Wróciłem p 6 sekundach. - Zapomniałem deski. - I wyszedłem jak najszybciej aby babcia nie zaczęła nawijać o tym jaki to dorosły jestem i samodzielny i taki super. Trochę mnie to wkurza. Ale to babcia. Nie mogę nic na to poradzić. One już takie są. Nawet nie zauważyłem kiedy byłem pod posiadłością Kim. Daleko jechać nie musiałem. Mieszkała naprzeciwko. Podeszłem do drzwi i zadzwoniłem do nich. Otworzył mi je pan Crawford.
Pan C. - Witaj Jack. 
Jack - Dzień dobry. Zastałem Kim?
Pan C. - Jest u siebie. Zapraszam.
Jack - Dziękuję  - powiedziałem przekraczająC próg domu Crawford. Pokierowałem się do jej pokoju gdy zauważyłem siedzącą ją przy toaletce malującą się. Nie zauważyła, że wszedłem. Stojąc w futrynie zapukałem w drzwi. - Można?
Kim - Jack! Cześć.
Jack - Choć tu do mnie. - powiedziałem rozkładając ręce w jej stronę. Wstała i pokierowała się w moją stronę. Wtedy to dopiero zaniemówiłem. Wyglądała jak księżniczka. Miała na sobie miętową sukienkę z tiulem u spódnicy, białą kurteczkę, trampki z jakimiś wzorami, naszyjnik serduszko, kolczyki kwiatki, czarną bransoletkę , delikatne loki i dobrze pasujący make - up. - Śliczna jesteś. - powiedziałem przytulając ją.
Kim - Ale to ja mam najlepszego chłopaka pod słońcem.

C.D.N.
I JAK SIĘ PODOBA? MI ŚREDNIO. BRAKUJE CZEGOŚ.. ALE CZEGO? NO TALENTU! BO U MNIE GO BRAK. ALE I TAK PISZĘ BO TO LUBIĘ ROBIĆ. JUTRO POSTARAM SIĘ DODAĆ NOWY ROZDZIAŁ BO JUTRO NIE IDĘ DO SZKOŁY. CHOROBA MNIE PRZYGNĘBIA.
KOFFAM I CAŁUJĘ ♥♥♥

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 41

Milton siedział u siebie w pokoju obliczając wymiary pokoju. Nudził się... Wiedział, że ma lekcje w dojo ale bolał go lewy nadgarstek. Nie chciał nikogo martwić więc ukrywał swój problem. Nawet jego mama i tata o niczym nie wiedzieli bo od razu zaczęli by panikować i traktować jak 5 letnie dziecko. Chłopak ma 15 lat ale w oczach rodziców jest uznawany za genialnego 5 latka. 
Od rana nie widział się ze swoimi przyjaciółmi. Mówiąc szczerze nie minęły nawet 24 godziny a on odczuwał coś takiego jakby nie widział ich rzez miesiąc. Nadgarstek nie pozwalał Krupnikowi normalnie funkcjonować bo co jakiś czas ból się nasilał. Bolał go on od zeszłego dnia wieczorem gdy potknął się schodząc ze schodów  i upadł na właśnie ten nadgarstek w wielką siłą. 
Krupnik obliczał długość jednej ze ścian pokoju gdy nagle zdał sobie sprawę, że źle wykonał początkowe obliczenia. - To... To nie możliwe! Pomyliłem się?! Pierwszy raz w życiu pomyliłem się i to jeszcze w matematyce! Tak bardzo dobrze przeze mnie znanej dziedzinie! Nie wierzę?! To nie dzieje się naprawdę..? - Krupnik ze złości wyrzucił swój notatnik do kosza stojącego obok biurka. Chłopak był załamany nigdy jeszcze się nie pomylił w matematyce. Zawsze trudność sprawiała mu tylko i wyłącznie sprawność fizyczna ale gdy zapisał się do dojo nawet się poprawił. Teraz zdał sobie sprawę, że taki mały błąd może zmienić jego średnią ocen. Aj co tam ze średnią! Co będzie z jego marzeniami? Bardzo chciał się dostać na Harward lub do Otai w Nowym Jorku. Musiał się komuś wyżalić. Podszedł do łóżka i wyciągnął telefon komórkowy z pod poduszki. Odblokował go i jak najszybciej wybrał numer do Julii. Ona umiała go uspokoić. Dziewczyna odebrała po 2 sygnałach.
J - Cześć myszko. Co tam? Dlaczego Cię nie ma w dojo? Jesteś chory?
M - Nie, Znaczy tak. Nieważne. Masz chwilkę?
J - Coś się stało? - zapytała zmartwiona. Teraz bardzo się przestraszyła. 
M - Stało się coś okropnego!
J - Nie straż mnie!
M - A mogła byś do mnie przyjść? To dość ważne.
J - Jasne. Już pędzę.
M - Dziękuję. Jesteś najlepsza.
J - Wiem, że jestem... Ale i tak czy siak ty jesteś lepszy! Masz najlepszą średnią w szkole i to nie bez powodów. Wymiatasz z wszystkich przedmiotów! I jesteś przewodniczącym kółka matematycznego. Jesteś istnym geniuszem. Przy okazji moim..
M - Em.. Z tą matmą to..
J - A co? Dokonałeś jakiegoś odkrycia w dziecinie matematyki?
M - Nie! Przychodź. Pa.
I Krupnik się rozłączył. Nie wiedział co ma robić. Nie dość, ze ręka bardzo go boli to jeszcze ten niewiarygodny skok w złą stronę. Zawsze był najlepszy z matematyki. A teraz to co się stało mogło wszystko zmienić. Mógł się nie dostać do koledżu swoich marzeń. Jeszcze się nie obejrzał w ktoś zapukał do jego pokoju. - Proszę. - powiedział. W futrynie stanęła ślicznie wyglądająca Julie. Miała na sobie śliczną sukienkę w paski od połowy, plecione klapki, plecak, kolczyki perły, zegarek i ślicznie zrobione włosy przyozdobione opaską a do tego lekki make up. Normalnie wtedy Milton zamarł.

***

Tym czasem w dojo. Julia bardzo szybko je opuściła. Dlatego Kim i Jack postanowili zrobić to samo. Na zajęcia do Rudiego tego dnia przyszło tylko 3 z 8 uczniów umówionych na tę godzinę. To było dość przykre dla 30-latka. Dwójka przeprosiła i powiedziała, ze na następne zajęcia przypilnują aby przyszli wszyscy. Bez wyjątku. Gdy Brewer i Crawford poszli się przebrać Gillespie poszedł do swojego gabinetu. Crawford przebranie zajęło 10 min. Natomiast Brewer'owi dużo krócej. 
Jack czekał przed szatnią dziewczyn na Kim. Powinna już być gotowa. Gdy wyszła wyglądała prześlicznie. Idealnie zrobione loki, kolczyki perły, lekki make - up idealnie pasował do kreacji dziewczyny, miała na sobie białą koszulkę z nadrukiem #SOS, dżinsową kurteczkę i różowe rurki a do tego botki na koturnie. Gdyby nie fakt, że się ściemnia Jack mógłby patrzeć na swoja dziewczynę godzinami.
Jack  - Wyglądasz śliczne.
Kim - Dziękuję. Ale wyglądam tak samo jak wcześniej.
Jack - Wiem.. Po prostu lubię komplementować swoją dziewczynę.
Kim - Jack.. Jakiś ty szarmandzki.
Jack - A co to znaczy?
Kim - Nie mam pojęcia ale fajnie brzmi. - powiedział Kimberly łapiąc rękę Jack'a. - Teraz mnie odprowadzisz a ja w nagrodę Cię przytulę. Jutro po mnie przyjdziesz i oboje pójdziemy Cię przygotować na twój występ.
Jack - Okey. Chodźmy. - powiedział jack i oboje ruszyli w stronę domu. Idąc śmiali się i rozmawiali. Nic pomiędzy nimi się nie zmieniło poza tym, że zmienił się ich status. Ciągle byli najlepszymi przyjaciółmi. Znaleźli się tuż pod domem Crawford. 
Kim -Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
Jack - A miałem wybór - powiedział żartobliwie.
Kim - Tak miałeś. I .. Nie psuj ten chwili. Mam Ci teraz dać nagrodę.
Jack - Było by miło. - Kim podeszła do niego u wtuliła się w jego tors. Chłopak ją objął. Kim czuła motylki w brzuchu. Jeszcze nigdy nie czuła, że jest tak blisko Jack'a. To uczucie bardzo się jej spodobało. Czuła, że przy Jack'u może wszystko.

***

Jack..♥
Gdy przytuliliśmy się z Kim poczułem coś czego nigdy wcześniej nie czułem. Było to super uczucie. Czułem się jak.. Jak nie wiem kto bo nie umiem opisać tego uczucia. Chciałem aby ta chwila była wieczna. W końcu się odważyłem i się opłaciło. Kocham Kim. Nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił. Chyba bym się zabił!!
Jack - Kim..
Kim - Tak?
Jack - Kocham Cię wiesz.
Kim - Wiem. Ja ciebie też.
Jack - Ty mnie też co...
Kim - Heh.. Kocham Cię Jack. 
Jack - Tego mi było trzeba.
Kim- Dobra.. Musze już lecieć.. Pa.
Jack - Na razie. A raczej do jutra. Zadzwonię.
Kim - Okey.

***

Kim.. ♥
Byłam już pod drzwiami. Właściwie trzymałam już klamkę. Ale coś mnie powstrzymało aby je otworzyć. Nie coś ale raczej ktoś. Zapomniałam pocałować Jack'a. A chciałam to zrobić.
Kim - Jack.. - powiedziałam po czym się zatrzymał i spojrzał w moją stronę. Podbiegłam do niego.
Jack - Hm..
Kim - O czymś zapomniałam.
Jack - O czym?
Kim - Trochę głupio mi teraz.. Ale nie powinnam się bać. A raczej. Powinnam się tym cieszyć, że mam tak wspaniałego chłopaka. Którego bardzo kocham i chce byś wiedział, że bardzo mi na tobie zależy. Powinnam to częściej okazywa...... - i wtedy pocałował mnie w policzek. Zamilkłam. Ma na mnie tak dobrzy wpływ.
 Jack - Żebyś się zamknęła. Kocham Cię. -  powiedział  ponownie mnie całując w drugi policzek. - Do jutra.
Kim - Pa.


C.D.N.
W końcu! Myślałam, że padnę! Pisałam go tak ze 3 godziny. Z przerwą.. Do tego rozdziału się przyłożyłam. To taki Wielkanocny prezent. 
A z okazji tego rocznych Świąt Wielkanocnych życzę wszystkiego co najlepsze. Smacznego jajka, mokrego śmigusa - digusa. Abyście spełniali marzenia. I cieszyli się z każdej chwili. Tej dobrej i tej złej. Bo życie jest tylko jedno.
Bardzo KOCHAM ♥♥


czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 40

Jerry...
Siedziałem sobie spokojnie w domu w swoim pokoju gdy nagle jak burza wpadła do niego Grace, Zdziwiłem się wizytą Grace gdyż mówiła, że nie ma czasu bo ma zamiar spotkać się z Kim a jak u niej jest to zwykle długo u niej siedzi. Nie wiedziałem co powiedzieć. Wstałem i podszedłem do niej. Była bardzo zła ale i smutna. Nawet ja to zauważyłem a często wiele rzeczy nie zauważam.
Jerry- Co się stało?
Grace - Oj Jerry. Kim się stała z tym swoim kochasiem Jack'iem! Dużo łatwiej było mi gdy nie wiedziałam co czuje do Jack'a!
Jerry - Yo, nie każdemu podoba się to, że czasem nas olewają ale spróbujmy ich zrozumieć. 
Grace - No chyba nie.
Jerry - Jerry nie chce widzieć takiej złej, smutnej Grace. Chce widzieć taką śliczną uśmiechnięta.
Grace - Och Jerry. Ty jeden rozumiesz mnie dobrze. Myślałam, że moja przyjaźń z Kim będzie jakaś bardziej dopełniona wtedy kiedy pomogę jej z Jack'iem. Ale teraz chce by im się nie udało. 
Jerry- Zaraz, zaraz. Chyba nie ogarniam.
Grace - Serio. Chociaż.. To moja przyjaciółka. Ona mi pomagała i wspierała kiedy ja walczyłam o twoje względy.
Jerry- Było chyba na odwrót bo to ja kupiłem mega drogą bransoletkę której za pewnie nie nos.. - Wtedy Grace pokazała rękę na której wisiała bransoletka.
Grace - Będę ją nosić do końca życia! Jest dla mnie bardzo ważna.
Jerry - Tak jak ty dla mnie.
Grace- Ale ty jesteś słodki. Przytul mnie i zapomnę o twoim nie ogarze! - Jerry wykonał polecenie swojej dziewczyny mocno ją tuląc.

***

Eddie..
Właśnie byłem w szkole. Wiem są wakacje ale muszę zająć się platformą. Aż nie wierzę, że przydzielili tą robotę Jerry'emu. Co oni mają? Śledzie zamiast mózgu? Bo przecież czas na zatwierdzenie platformy ma do za dwa tygodnie a na razie ma tylko... Tylko nic. I jak ja się tu w dwa tygodnie wyrobię? No jak? Ja się pytam jak! Mam tyle pracy. Nadal nie ogarniam dlaczego Jerry! Przecież to ja w tamtym roku szkolnym wygrałem konkurs recytatorkiski. Najwyraźniej wolą Jerry'ego który wykonał rzeźbę ze starych skarpetek. Ona śmierdziała! Ale przypominała Orlando Blooma..
No okey. Myślę i myślę a ciągle nie wymyśliłem jaki będzie temat przewodni. Może... Wielki wieloryb?! Nie.. Jakieś takie zbyt wielkie się wydaje.
Może... Wielki statek kosmiczny gdzie kosmitami będzie wielki wieloryb?! Nie... Jakieś takie zbyt wielkie się wydaje.
Może... O tak już wiem! Będzie kolorowa platforma a na niej średnia rzeźba wieloryba a na platformie będą czirliderki. Ja to mam głowę!

***

Rudi siedział w gabinecie i rozmyślał. Był zły. Nie podołał odzyskaniu flagi. I nie podołał odzyskaniu ziarnka ryżu które zjadła jaszczurka Jon'ego. Był zły. Wszystko nie wychodziło. Było złe. Chciał temu zaprzestać ale nie wiedział w co ręce włożyć. Postanowił, że poczeka na odpowiednią chwile by odebrać flagę a co do ziarnka ryżu to ma jeszcze rok. Więc prędzej lub później odzyska to ziarnko. Wyszedł z gabinetu aby się wyciszyć. Gdy wyszedł na matę usiadł na ławce i czekał na swoich uczniów. Początkowo nikt nie przychodził. Po 5 minutach do dojo wparował Jack i Kim którzy byli bardzo zmęczeni.
Rudi - Później się nie dało?
Kim - Wybacz ale Jack miał próbę na jutrzejszy występ. Zapomniałeś?
Rudi - No skąd. Ja nie pomyślałem o tym.. No, że.. Ty masz.. Ogh.. nieważne! Zaczynamy?
Jack - A nie zaczekamy na resztę?
Rudi - Wątpię, że przyjdą. Kim mogła byś zadzwonić do grace i zapytać czy przyjdzie?
Kim - Em.. No bo ten. Ja się pokłóciłam z Grace i... Jakoś głupio by mi było zadzwonić.
Jack  To ja zadzwonię do Jerry'ego. Morze jest teraz z nim.
Kim - Okey.
Jack wyciągnął komórkę i wybrał numer. Przystawił komórkę do ucha i nasłuchiwał się piosence lecącej w trakcie czekania na połączenie. To była piosenka z jego ulubionej kreskówki.
Leciała mniej więcej tak:
Oo.. Tak! Już wiesz, że jednorożec jest i uratuje Cię przed złem. Bo jego róg magiczny jest..
Jerry- Tu Jerry.
Jack - Wiem przecież! Będziesz na dzisiejszym treningu?
Jerry - Wybacz Jack ale dzisiaj nie mogę. Przekaż Rudi'emu, że dzisiaj mnie nie będzie.
Jack- Dlaczego?
Jerry-Bo jest u mnie Grace. Swojej dziewczyny nie mogę wystawić.
Jack - Co za problem? Przyjdzcię oboje bo przecież gdybyś nie zauważył Grace też chodzi do dojo.
Jerry - Oddzwonię. I wtedy Ci powiem bo ciągle jestem w objęciach mojej lalki więc wiesz... Pa!
Jack- Na razie.