~ Zawody dobiegły końca.. Ogółem mówiąc Dojo Rudiego nie wygrało. Zajęło 3 miejsce. W końcu.. To też powód do szczęścia. Znalazło się w pierwszej czwórce i jedzie do kolejnego etapu. Tym razem przygotują się o wiele bardziej..
Nastał wieczór. Paczka Wassabbi'ego usiadła przy ognisku śmiejąc się i prowadząc ożywiony dialog. Nie mogli uwierzyć, że to wszystko tak szybko minęło.. Jeszcze nie tak dawno byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi. Nie da się zaprzeczyć, że niektórych od samego początku łączyło coś bardzo ale to bardzo silnego.
- Jezu.. To już tyle czasu! - krzyknął Jerry.
- Dokładnie cztery lata.. Ahh.. Jak ten czas leci. - powiedział Milton zaciągając nosem. - A jeszcze tak niedawno byliśmy sobie zupełnie obcy..
- Gdyby nie dojo Rudiego to.. Zapewne do tej pory byśmy się tylko mijali na szkolnych korytarzach. - powiedziała nagle Kim. - Ten czas poświęcony na treningi spędzony razem sprawił, że staliśmy się dla siebie rodziną. Jedyną w swoim rodzaju..
- Dzieciaki.. - powiedział sensej. - Muszę Wam coś powiedzieć.. - Wszystkie twarze w tym momencie były skierowane w stronę mężczyzny. Chwila wahania.. Ale w końcu udało mu się to powiedzieć. - A więc.. Dostałem propozycję przeniesienia naszego dojo do Nowego Jorku.
- Rudi.. To świetna propozycja! - krzyknął nagle Jack - Zgodziłeś się?
- Poprosiłem o czas.. - odpowiedział spokojnie Rudi. Spojrzał po wszystkich swoich uczniach. Dostrzegł, że każdego to dotknęło.
- To nie czekaj aż ktoś Ci sprzątnie taką ofertę z przed nosa. Zgódź się! - powiedziała nagle Kim. Serce jej zamarło.. Nie mogła uwierzyć w to, że jej przygoda z dojo Rudiego może dopiec końca.. Nie chciała tego! To miejsce było dla niej drugim domem! To tam zawsze szła gdy łapała doła albo gdy coś w jej życiu się nie układało.. To właśnie to miejsce stało się przez nią częściej odwiedzane niż szkoła..
Jack..
Życie może być zaskakujące.. Jednego dnia czujesz, że jesteś królem świata a następnego dnia jesteś kompletnym zerem.. Nie wiem czy jestem gotowy przemyśleć to wszystko od początku.. No dobra od początku może nie ale.. Od tego momentu gdy wprowadziłem się do Seaford. Wcześniej mieszkałem w Bostonie.. I pewnie razem z moją rodziną bym tam został ale to miasto sprawiało, że wszystko przypominało nam jedną osobę.. Tą wspaniałą istotę której już z nami nie ma.. Pewnie teraz domyślasz się o kim mówię... Na myśl o tacie łamie mi się serce. Mieliśmy tle planów.. Niestety Bóg chciał go tam u siebie. Heh.. Dziwne to jest.. Dzień przed jego śmiercią powiedział mi, że pojedziemy kupić mi moją pierwszą deskorolkę.. Dla chłopca w wieku 8 lat to było coś wspaniałego.. Następnego dnia obudziłem się.. Wstałem z łóżka z dziwnym poczuciem strachu, pewnego rodzaju lęku. Na werandzie siedziała moja mama i babcia. Obie z łzami w oczach.. Nie wiedziałem o co chodzi. Ale gdy powiedziały mi o co chodzi.. Momentalnie zamarłem. Do oczu nabrało mi się tyle łez.. Pragnąłem jego obecności! Chciałem z nim jeszcze chociaż ten ostatni raz porozmawiać.
W dzień pogrzebu zdałem sobie sprawę, że to wcale nie były żarty.. Żadna ukryta kamera czy coś w tym stylu.. Przecież z czyjejś śmierci nie wolno żartować. Gdy ostatni raz go zobaczyłem chwyciłem za kawałek rękawa jego garnituru. Popatrzyłem na jego bladą twarz. Mimowolnie pogładziłem jego zimną dłoń. Wyszeptałem krótkie "Trzymaj się tato" . Gdy następnego dnia się obudziłem.. Poszedłem do pokoju rodziców. Mama w tym czasie robiła.. Bodajże pranie. Była zajęta zupełnie czymś innym. Usiadłem na łóżku rodziców. Położyłem się na miejscu mojego taty. I poczułem jego obecność. Czułem jakby siedział na brzegu łóżka i mi się przyglądał.
Gdy poszedłem w końcu do szkoły po tygodniowej nieobecności było tam tylko gorzej. Dzieci naśmiewały się z mojej sytuacji. Nie rozumiały tej traumy jaką przechodziłem. I choć teraz mam te głupie 16 lat.. Jestem dwukrotnie starszy dalej nie rozumiem jak mogły to robić.. Przecież z czyjejś śmierci jak już wcześniej wspominałem nie wolno żartować.
Równe 10 miesięcy później mama dostała świetną propozycję pracy w mieście Seaford. Początkowo nie chciałem nigdzie wyjeżdżać. Zostawiać domu.. Tych wspomnień. Ale teraz rozumiem, że to była dobra decyzja. Gdyby nie ta propozycja pracy nigdy nie poznał bym moich wspaniałych przyjaciół.. którzy zrozumieli moją sytuację. Wspierali mnie, z resztą dalej to robią.. Mają dobre serca.. Ci ludzie to już.. Nieodwołalnie moja rodzina!
Jerry..
Siedziałem razem z Jack'iem i Eddie'iem w naszym pokoju. Jack nie kontaktował. Siedział na swoim łóżku wpatrując się w jeden punkt. Nie mógł bym tak zrobić. Nie umiem usiedzieć spokojnie nawet dwudziestu minut.. Muszę coś mówić! Muszę coś robić! Po prostu muszę!
- Macie ochotę wyjść, pograć w piłkę? - zapytałem nagle. Wakacje dobiegały końca a te na pewno na długo zostaną w mojej pamięci. Ostatnie dni.. Trzeba korzystać.
W tegoroczne wakacje tak wiele się zdarzyło. Ja i Grace zostaliśmy parą. Zdobyłem czarny pas karate.. Kim i Jack zostali parą.. Ahh.. Niezapomniane wakacje 2014. Na pewno długo zostaną w mojej pamięci!
- Ja idę.. - odezwał się nagle Jack. - Tylko jak skołujemy piłkę?
- To nie problem.- powiedział Eddie. - Piłkę wziąłem ze sobą. Jest w torbie z niebieską rączką.
Podszedłem do niej i otworzyłem. A tam.. Normalnie mnie zamurowało. W tej torbie można było znaleźć dosłownie wszystko! Eddie zawsze jest przygotowany na każdą ewentualność ale.. nie wiedziałem, ze aż tak..
- Przerażasz mnie Eddie... - powiedziałem wyciągając piłkę.
Grace..
Kim jest.. Jakaś taka.. Nieobecna? Zamyślona? Pewnie jej główkę zaprząta jedna osoba. Jack.. Przez niego Kim nie funkcjonuje już tak samo.. Stała się bardziej ostrożna. Uważa na to co mówi.. Jednym słowem bardzo się zmieniła. Nie jest już taka zaskakująca.. I chociaż to ciągle dynamit.. Ten dynamit się w niej już wypadła.. Teraz tylko czekać aż wybuchnie!
- Kim wszystko okey? - zapytałam aby mieć pewność.
- Tęskni mi się.. - powiedziała opadając na łóżko chowając głowę w poduszce. - Chce aby tutaj przyszedł.. Usiadł obok mnie. Chwycił za rękę i powiedział, że on też za mną tęskni.. Niestety ale nie można mieć wszystkiego!
- Kim.. Przecież Ty sama dobrze wiesz, że on za tobą bardzo tęskni. Chciał by tu przyjść, usiąść obok ciebie, złapać za rękę i Ci to powiedzieć ale.. Zrozum on jest facetem! Chłopcy już tacy są. Nie zrozumie potrzeb dziewczyn..
- Ale Jack jest inny!
- A czy jest tu teraz z tobą? - krzyknęłam. Ona nie rozumie, że Jack zerwał z nią kontakt tylko i wyłącznie z jej winy? Po co się dała pocałować? Czemu nie może zrozumieć, że Jack nadal czuje urazę do niej.. Z jej winy.. Gach! Nie mogę jej tego powiedzieć bo się śmiertelnie obrazi.. - No właśnie.. Więc nie mów jaki to jest cudowny bo ja wiem, że nie jest pierwszym lepszym facetem.. Ty byś się w takim nie zakochała. Najwyraźniej Jack ma to coś! Ale ty nie możesz tutaj bezczynnie siedzieć! Idź kurcze i go przeproś! Tak porządnie go przeproś!
- Czemu mam to robić? Już sto razy go przepraszałam..
- To przeproś sto pierwszy raz! Może Ci wybaczy i do siebie wrócicie.. - stwierdziłam.. Kocham Kim ale czasem jest ona niemożliwa!
- Ale.. To nic nie da! Straciłam swoją szanse.. Już po ptakach!
- Kim.. Zrozum proszę, że ciebie i Jack'a łączy coś szczególnego.. Przez głupią kłótnię to uczucie nie może zniknąć.. Powinnaś walczyć! Powiem Ci to co powtarzała zawsze moja babcia. Bo miłość to nie tylko, słodkie słówka, przyjemne chwile, ale także.. Tysiące kłótni, łez i wykrzyczanych mocnych słów. Pamiętaj, że Jack bardzo mocno przeżył ten twój pocałunek z tym.. Nawet nie wypowiem tego parszywego imienia! Wiesz czemu?
- No czemu..?
- Obiecałam, że tego nie powiem ale.. Teraz to już nieważne. Jack planował zabrać Cię do kina samochodowego bo zdał prawko. Tam chciał.. No wiesz.. Pierwszy raz się z tobą pocałować. Ale trochę to nie wyszło..
Kim..
To co powiedziała mi Grace sprawiło, że serce mi prawie stanęło.. Jak to było możliwe , że się nie domyśliłam? Jestem aż tak głupia?
- Grace.. Na prawdę?
- Tak. Ale jak coś to nie wiesz tego ode mnie.. - powiedziała bardzo szybko.
- Oczywiście..
- Musze pogadać z Jack'iem.. Jak najszybciej! - powiedziała patrząc w podłogę.. Nie miałam odwagi spojrzeć na grace bo w oczach stanęły mi łzy i pewnie cała się czerwona zrobiłam.. Zaszokowało mnie to. Niecodziennie masz okazję dowiedzieć się, że twój były planował w bardzo romantyczny sposób pierwszy raz Cię pocałować. - Wiesz może gdzie jest?
- Nie. Nie mam pojęcia.
- A tak dla przykładu? gdzie może być?
- Jest 18:00. Pewnie wyszedł z chłopakami popływać do jeziora albo poszli się gdzieś przejść. Bardzo prawdopodobne jest też to, że śpi.
- To lecę go szukać. - krzyknęłam i wybiegłam z naszego domku.. Wróciłam po niespełna 3o sekundach. - Zapomniałam butów. - Skwitowałam. Złapałam za trampki i szybko założyłam, po czym wyszłam. Teraz tylko pytanie gdzie zacząć szukać..
Rudi..
Nie potrafię wyobrazić sobie, że mógłbym już więcej nie zobaczyć dzieciaków! Zawarłem z nimi przyjaźń na całe życie! Nie mam serca ich tak po prostu zostawić.. Może lepiej jak odmówię? Tutaj też jest dobrze. Ne mieszkam w nie wiadomo jak cudownym mieszkaniu ale jest lepsze od mieszkania z mamą. A więc.. Postanowione! Zostaje! Tu jest mi dobrze.. No bo w końcu w nowym Jorku nie ma dzieciaków. Tych cudownych istotek..
Sięgnąłem po telefon. Wybrałem odpowiedni numer i teraz tylko czekałem aż się dodzwonię.
- Halo..? Dzień dobry! Tutaj Rudi Gillespie. Ja w sprawie oferty przeniesienia dojo do Nowego Jorku. Niestety ale.. Nie skorzystam...
Jack..
Siedziałem na brzegu jeziora razem z Eddie'm i Jerry'm. Gadaliśmy i śmialiśmy się w najlepsze..Jerry opowiadał co raz to bardziej śmieszne historie. Nie mogłem uwierzyć, że ten dureń był zdolny do zrobienia niektórych bardzo głupich rzeczy. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że on nawet nie był świadomy, że to zrobił..
- Jerry jesteś niemożliwy! - powiedział przez śmiech Eddie.
- Wiem. - powiedział Jerry
- Hahaha. - śmiałem się jak opętany.. Humor drastycznie mi się poprawił!
- Oo.. Jack twoja przyszła żona idzie! - powiedział Jerry wskazując na idącą w naszą stronę Kim. - To kiedy ślub?
- A wiesz.. Ciągle się zastanawiamy nad datą. Jak już będziemy wiedzieli to Cię poinformuję.. - odpowiedziałem żartobliwie. Na co Jerry się zaczerwieniał i wstał. Nie był przygotowany na taką odpowiedz.
- Chodź Eddie. Będą ustalać datę.. Nie przeszkadzajmy im. - Po czym poszli w stronę obozu.
- Cześć. - powiedziała Kim siadając obok mnie.
- Hej. Co u ciebie? - zapytałem
- Wszystko okey..
- To dobrze. - powiedziałem posyłając miły uśmiech. - Wczoraj chciałem z tobą pogadać na bardzo ważny temat ale.. Nie udało się.
- Dzisiaj pogadamy. - powiedziała kładąc swoją dłoń na mojej. Zdziwiło mnie to ale.. Nie zabrałem swojej dłoni. Pozwoliłem jej kontynuować. Brakowało mi jej delikatnych dłoni. Jej delikatne ręce które były tak małe.. Gdy brałem ją za rękę jej dłoń wprost tonęła w mojej ale.. To było najfajniejsze!- Na początek.. Chciała bym Cię przeprosić. Wiem, że robiłam to już wcześniej ale.. Wtedy nie wiedziałam, że.. Tak bardzo Cię zraniłam! Chociaż.. Wybacz, że to powiem. To nie była moja wina, że to zrobił.. Na prawdę jest mi wstyd, że do tego dopuściłam! Ja nie chciałam tego! Ja chciałam wtedy pocałować ciebie! Pogratulować występu a ty.. Byłeś przeze mnie smutny. Bardzo Cię przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte. - powiedziałem ujmując jej dłoń - Tęskniłem za tobą. - powiedziałem przysuwając się jeszcze bliżej dziewczyny.
- Na prawdę? - zapytała tak uroczo.
- Na prawdę. Zapomnijmy o tamtej sprawie, dobrze?
- Dobrze ale.. I tak każde z nas nigdy nie zapomni tego.. A przynajmniej ja. Poczucie winy mnie zżera! - powiedziała aja objąłem ją.
- Ej.. Nie powinnaś się tak czuć. Już przeprosiłaś. Teraz wszystko jest już okey. A będzie jeszcze lepiej! - stwierdziłem przytulając ją. Po moim ciele przebiegł delikatny dreszcz. To uczucie które czułem na początku znajomości z Crawford. Ta magiczna iskierka wewnątrz nas zamieniła się w prawdziwy płomień! W końcu mogę odetchnąć z ulgą i na prawdę uwierzyć, że już wszystko jest okey.. - Kim..
- Tak?
- Kocham Cię. - Odsunęła się ode mnie. Spojrzała w oczy, uśmiechnęła delikatnie przysuwając swoją głowę do mojej. Wiedziałem doskonale o co jej chodziło. Też tego chciałem! Pierwsza miłość zawsze jest wyjątkowa. A pierwszy pocałunek w takiej miłości niezapomniany..
- Ja ciebie też kocham. - stwierdziła kim gdy byliśmy już na prawdę blisko siebie. Serce biło mi niczym opentane! Słyszałem każde jego bicie.. I ten moment gdy nasze usta w końcu się stykneły.. Czujesz tą magie? Bo ja czuje, że ta miłość mnie zaczarowała!
***
Wróciliśmy do domu. Każdy w takich nastrojach jakby wygrali w totolotka.. Tak właściwie to.. Nasz paczka już wygrała życie! Ja mam Kim, Jerry ma Grace, Eddie zapoznał się z Samantą i mają bardzo dobry kontakt a Rudi.. Jednak zostaje w Seaford. I jeśli oczy mnie nie myliły.. To w zeszła sobotę był na randce. Każdemu się układa! I niech już tak zostanie.. Wiem, że pewnego dnia nadejdzie moment, że nasze grogi się rozejdą a zostaną jedynie wspomnieni ale.. To też magiczne. Móc kiedyś wspomnieć takich wspaniałych ludzi! Heh.. życie jest niepowtarzalne.. Takie..
~ Dotknij miłości, zatrzymaj wiatr, ukołysz niebo, pocałuj gwiazdę, obejmij mrok, uchwyć chwilę, przywitaj się ze słońcem, zatańcz z księżycem, zabij nienawiść wybacz wojnę zazdrości pożartuj z uśmiechem i dopiero tedy mówi, że życie jest piękne...
Nastał wieczór. Paczka Wassabbi'ego usiadła przy ognisku śmiejąc się i prowadząc ożywiony dialog. Nie mogli uwierzyć, że to wszystko tak szybko minęło.. Jeszcze nie tak dawno byli dla siebie kompletnie obcymi ludźmi. Nie da się zaprzeczyć, że niektórych od samego początku łączyło coś bardzo ale to bardzo silnego.
- Jezu.. To już tyle czasu! - krzyknął Jerry.
- Dokładnie cztery lata.. Ahh.. Jak ten czas leci. - powiedział Milton zaciągając nosem. - A jeszcze tak niedawno byliśmy sobie zupełnie obcy..
- Gdyby nie dojo Rudiego to.. Zapewne do tej pory byśmy się tylko mijali na szkolnych korytarzach. - powiedziała nagle Kim. - Ten czas poświęcony na treningi spędzony razem sprawił, że staliśmy się dla siebie rodziną. Jedyną w swoim rodzaju..
- Dzieciaki.. - powiedział sensej. - Muszę Wam coś powiedzieć.. - Wszystkie twarze w tym momencie były skierowane w stronę mężczyzny. Chwila wahania.. Ale w końcu udało mu się to powiedzieć. - A więc.. Dostałem propozycję przeniesienia naszego dojo do Nowego Jorku.
- Rudi.. To świetna propozycja! - krzyknął nagle Jack - Zgodziłeś się?
- Poprosiłem o czas.. - odpowiedział spokojnie Rudi. Spojrzał po wszystkich swoich uczniach. Dostrzegł, że każdego to dotknęło.
- To nie czekaj aż ktoś Ci sprzątnie taką ofertę z przed nosa. Zgódź się! - powiedziała nagle Kim. Serce jej zamarło.. Nie mogła uwierzyć w to, że jej przygoda z dojo Rudiego może dopiec końca.. Nie chciała tego! To miejsce było dla niej drugim domem! To tam zawsze szła gdy łapała doła albo gdy coś w jej życiu się nie układało.. To właśnie to miejsce stało się przez nią częściej odwiedzane niż szkoła..
Jack..
Życie może być zaskakujące.. Jednego dnia czujesz, że jesteś królem świata a następnego dnia jesteś kompletnym zerem.. Nie wiem czy jestem gotowy przemyśleć to wszystko od początku.. No dobra od początku może nie ale.. Od tego momentu gdy wprowadziłem się do Seaford. Wcześniej mieszkałem w Bostonie.. I pewnie razem z moją rodziną bym tam został ale to miasto sprawiało, że wszystko przypominało nam jedną osobę.. Tą wspaniałą istotę której już z nami nie ma.. Pewnie teraz domyślasz się o kim mówię... Na myśl o tacie łamie mi się serce. Mieliśmy tle planów.. Niestety Bóg chciał go tam u siebie. Heh.. Dziwne to jest.. Dzień przed jego śmiercią powiedział mi, że pojedziemy kupić mi moją pierwszą deskorolkę.. Dla chłopca w wieku 8 lat to było coś wspaniałego.. Następnego dnia obudziłem się.. Wstałem z łóżka z dziwnym poczuciem strachu, pewnego rodzaju lęku. Na werandzie siedziała moja mama i babcia. Obie z łzami w oczach.. Nie wiedziałem o co chodzi. Ale gdy powiedziały mi o co chodzi.. Momentalnie zamarłem. Do oczu nabrało mi się tyle łez.. Pragnąłem jego obecności! Chciałem z nim jeszcze chociaż ten ostatni raz porozmawiać.
W dzień pogrzebu zdałem sobie sprawę, że to wcale nie były żarty.. Żadna ukryta kamera czy coś w tym stylu.. Przecież z czyjejś śmierci nie wolno żartować. Gdy ostatni raz go zobaczyłem chwyciłem za kawałek rękawa jego garnituru. Popatrzyłem na jego bladą twarz. Mimowolnie pogładziłem jego zimną dłoń. Wyszeptałem krótkie "Trzymaj się tato" . Gdy następnego dnia się obudziłem.. Poszedłem do pokoju rodziców. Mama w tym czasie robiła.. Bodajże pranie. Była zajęta zupełnie czymś innym. Usiadłem na łóżku rodziców. Położyłem się na miejscu mojego taty. I poczułem jego obecność. Czułem jakby siedział na brzegu łóżka i mi się przyglądał.
Gdy poszedłem w końcu do szkoły po tygodniowej nieobecności było tam tylko gorzej. Dzieci naśmiewały się z mojej sytuacji. Nie rozumiały tej traumy jaką przechodziłem. I choć teraz mam te głupie 16 lat.. Jestem dwukrotnie starszy dalej nie rozumiem jak mogły to robić.. Przecież z czyjejś śmierci jak już wcześniej wspominałem nie wolno żartować.
Równe 10 miesięcy później mama dostała świetną propozycję pracy w mieście Seaford. Początkowo nie chciałem nigdzie wyjeżdżać. Zostawiać domu.. Tych wspomnień. Ale teraz rozumiem, że to była dobra decyzja. Gdyby nie ta propozycja pracy nigdy nie poznał bym moich wspaniałych przyjaciół.. którzy zrozumieli moją sytuację. Wspierali mnie, z resztą dalej to robią.. Mają dobre serca.. Ci ludzie to już.. Nieodwołalnie moja rodzina!
Jerry..
Siedziałem razem z Jack'iem i Eddie'iem w naszym pokoju. Jack nie kontaktował. Siedział na swoim łóżku wpatrując się w jeden punkt. Nie mógł bym tak zrobić. Nie umiem usiedzieć spokojnie nawet dwudziestu minut.. Muszę coś mówić! Muszę coś robić! Po prostu muszę!
- Macie ochotę wyjść, pograć w piłkę? - zapytałem nagle. Wakacje dobiegały końca a te na pewno na długo zostaną w mojej pamięci. Ostatnie dni.. Trzeba korzystać.
W tegoroczne wakacje tak wiele się zdarzyło. Ja i Grace zostaliśmy parą. Zdobyłem czarny pas karate.. Kim i Jack zostali parą.. Ahh.. Niezapomniane wakacje 2014. Na pewno długo zostaną w mojej pamięci!
- Ja idę.. - odezwał się nagle Jack. - Tylko jak skołujemy piłkę?
- To nie problem.- powiedział Eddie. - Piłkę wziąłem ze sobą. Jest w torbie z niebieską rączką.
Podszedłem do niej i otworzyłem. A tam.. Normalnie mnie zamurowało. W tej torbie można było znaleźć dosłownie wszystko! Eddie zawsze jest przygotowany na każdą ewentualność ale.. nie wiedziałem, ze aż tak..
- Przerażasz mnie Eddie... - powiedziałem wyciągając piłkę.
Grace..
Kim jest.. Jakaś taka.. Nieobecna? Zamyślona? Pewnie jej główkę zaprząta jedna osoba. Jack.. Przez niego Kim nie funkcjonuje już tak samo.. Stała się bardziej ostrożna. Uważa na to co mówi.. Jednym słowem bardzo się zmieniła. Nie jest już taka zaskakująca.. I chociaż to ciągle dynamit.. Ten dynamit się w niej już wypadła.. Teraz tylko czekać aż wybuchnie!
- Kim wszystko okey? - zapytałam aby mieć pewność.
- Tęskni mi się.. - powiedziała opadając na łóżko chowając głowę w poduszce. - Chce aby tutaj przyszedł.. Usiadł obok mnie. Chwycił za rękę i powiedział, że on też za mną tęskni.. Niestety ale nie można mieć wszystkiego!
- Kim.. Przecież Ty sama dobrze wiesz, że on za tobą bardzo tęskni. Chciał by tu przyjść, usiąść obok ciebie, złapać za rękę i Ci to powiedzieć ale.. Zrozum on jest facetem! Chłopcy już tacy są. Nie zrozumie potrzeb dziewczyn..
- Ale Jack jest inny!
- A czy jest tu teraz z tobą? - krzyknęłam. Ona nie rozumie, że Jack zerwał z nią kontakt tylko i wyłącznie z jej winy? Po co się dała pocałować? Czemu nie może zrozumieć, że Jack nadal czuje urazę do niej.. Z jej winy.. Gach! Nie mogę jej tego powiedzieć bo się śmiertelnie obrazi.. - No właśnie.. Więc nie mów jaki to jest cudowny bo ja wiem, że nie jest pierwszym lepszym facetem.. Ty byś się w takim nie zakochała. Najwyraźniej Jack ma to coś! Ale ty nie możesz tutaj bezczynnie siedzieć! Idź kurcze i go przeproś! Tak porządnie go przeproś!
- Czemu mam to robić? Już sto razy go przepraszałam..
- To przeproś sto pierwszy raz! Może Ci wybaczy i do siebie wrócicie.. - stwierdziłam.. Kocham Kim ale czasem jest ona niemożliwa!
- Ale.. To nic nie da! Straciłam swoją szanse.. Już po ptakach!
- Kim.. Zrozum proszę, że ciebie i Jack'a łączy coś szczególnego.. Przez głupią kłótnię to uczucie nie może zniknąć.. Powinnaś walczyć! Powiem Ci to co powtarzała zawsze moja babcia. Bo miłość to nie tylko, słodkie słówka, przyjemne chwile, ale także.. Tysiące kłótni, łez i wykrzyczanych mocnych słów. Pamiętaj, że Jack bardzo mocno przeżył ten twój pocałunek z tym.. Nawet nie wypowiem tego parszywego imienia! Wiesz czemu?
- No czemu..?
- Obiecałam, że tego nie powiem ale.. Teraz to już nieważne. Jack planował zabrać Cię do kina samochodowego bo zdał prawko. Tam chciał.. No wiesz.. Pierwszy raz się z tobą pocałować. Ale trochę to nie wyszło..
Kim..
To co powiedziała mi Grace sprawiło, że serce mi prawie stanęło.. Jak to było możliwe , że się nie domyśliłam? Jestem aż tak głupia?
- Grace.. Na prawdę?
- Tak. Ale jak coś to nie wiesz tego ode mnie.. - powiedziała bardzo szybko.
- Oczywiście..
- Musze pogadać z Jack'iem.. Jak najszybciej! - powiedziała patrząc w podłogę.. Nie miałam odwagi spojrzeć na grace bo w oczach stanęły mi łzy i pewnie cała się czerwona zrobiłam.. Zaszokowało mnie to. Niecodziennie masz okazję dowiedzieć się, że twój były planował w bardzo romantyczny sposób pierwszy raz Cię pocałować. - Wiesz może gdzie jest?
- Nie. Nie mam pojęcia.
- A tak dla przykładu? gdzie może być?
- Jest 18:00. Pewnie wyszedł z chłopakami popływać do jeziora albo poszli się gdzieś przejść. Bardzo prawdopodobne jest też to, że śpi.
- To lecę go szukać. - krzyknęłam i wybiegłam z naszego domku.. Wróciłam po niespełna 3o sekundach. - Zapomniałam butów. - Skwitowałam. Złapałam za trampki i szybko założyłam, po czym wyszłam. Teraz tylko pytanie gdzie zacząć szukać..
Rudi..
Nie potrafię wyobrazić sobie, że mógłbym już więcej nie zobaczyć dzieciaków! Zawarłem z nimi przyjaźń na całe życie! Nie mam serca ich tak po prostu zostawić.. Może lepiej jak odmówię? Tutaj też jest dobrze. Ne mieszkam w nie wiadomo jak cudownym mieszkaniu ale jest lepsze od mieszkania z mamą. A więc.. Postanowione! Zostaje! Tu jest mi dobrze.. No bo w końcu w nowym Jorku nie ma dzieciaków. Tych cudownych istotek..
Sięgnąłem po telefon. Wybrałem odpowiedni numer i teraz tylko czekałem aż się dodzwonię.
- Halo..? Dzień dobry! Tutaj Rudi Gillespie. Ja w sprawie oferty przeniesienia dojo do Nowego Jorku. Niestety ale.. Nie skorzystam...
Jack..
Siedziałem na brzegu jeziora razem z Eddie'm i Jerry'm. Gadaliśmy i śmialiśmy się w najlepsze..Jerry opowiadał co raz to bardziej śmieszne historie. Nie mogłem uwierzyć, że ten dureń był zdolny do zrobienia niektórych bardzo głupich rzeczy. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że on nawet nie był świadomy, że to zrobił..
- Jerry jesteś niemożliwy! - powiedział przez śmiech Eddie.
- Wiem. - powiedział Jerry
- Hahaha. - śmiałem się jak opętany.. Humor drastycznie mi się poprawił!
- Oo.. Jack twoja przyszła żona idzie! - powiedział Jerry wskazując na idącą w naszą stronę Kim. - To kiedy ślub?
- A wiesz.. Ciągle się zastanawiamy nad datą. Jak już będziemy wiedzieli to Cię poinformuję.. - odpowiedziałem żartobliwie. Na co Jerry się zaczerwieniał i wstał. Nie był przygotowany na taką odpowiedz.
- Chodź Eddie. Będą ustalać datę.. Nie przeszkadzajmy im. - Po czym poszli w stronę obozu.
- Cześć. - powiedziała Kim siadając obok mnie.
- Hej. Co u ciebie? - zapytałem
- Wszystko okey..
- To dobrze. - powiedziałem posyłając miły uśmiech. - Wczoraj chciałem z tobą pogadać na bardzo ważny temat ale.. Nie udało się.
- Dzisiaj pogadamy. - powiedziała kładąc swoją dłoń na mojej. Zdziwiło mnie to ale.. Nie zabrałem swojej dłoni. Pozwoliłem jej kontynuować. Brakowało mi jej delikatnych dłoni. Jej delikatne ręce które były tak małe.. Gdy brałem ją za rękę jej dłoń wprost tonęła w mojej ale.. To było najfajniejsze!- Na początek.. Chciała bym Cię przeprosić. Wiem, że robiłam to już wcześniej ale.. Wtedy nie wiedziałam, że.. Tak bardzo Cię zraniłam! Chociaż.. Wybacz, że to powiem. To nie była moja wina, że to zrobił.. Na prawdę jest mi wstyd, że do tego dopuściłam! Ja nie chciałam tego! Ja chciałam wtedy pocałować ciebie! Pogratulować występu a ty.. Byłeś przeze mnie smutny. Bardzo Cię przepraszam.
- Przeprosiny przyjęte. - powiedziałem ujmując jej dłoń - Tęskniłem za tobą. - powiedziałem przysuwając się jeszcze bliżej dziewczyny.
- Na prawdę? - zapytała tak uroczo.
- Na prawdę. Zapomnijmy o tamtej sprawie, dobrze?
- Dobrze ale.. I tak każde z nas nigdy nie zapomni tego.. A przynajmniej ja. Poczucie winy mnie zżera! - powiedziała aja objąłem ją.
- Ej.. Nie powinnaś się tak czuć. Już przeprosiłaś. Teraz wszystko jest już okey. A będzie jeszcze lepiej! - stwierdziłem przytulając ją. Po moim ciele przebiegł delikatny dreszcz. To uczucie które czułem na początku znajomości z Crawford. Ta magiczna iskierka wewnątrz nas zamieniła się w prawdziwy płomień! W końcu mogę odetchnąć z ulgą i na prawdę uwierzyć, że już wszystko jest okey.. - Kim..
- Tak?
- Kocham Cię. - Odsunęła się ode mnie. Spojrzała w oczy, uśmiechnęła delikatnie przysuwając swoją głowę do mojej. Wiedziałem doskonale o co jej chodziło. Też tego chciałem! Pierwsza miłość zawsze jest wyjątkowa. A pierwszy pocałunek w takiej miłości niezapomniany..
- Ja ciebie też kocham. - stwierdziła kim gdy byliśmy już na prawdę blisko siebie. Serce biło mi niczym opentane! Słyszałem każde jego bicie.. I ten moment gdy nasze usta w końcu się stykneły.. Czujesz tą magie? Bo ja czuje, że ta miłość mnie zaczarowała!
***
Wróciliśmy do domu. Każdy w takich nastrojach jakby wygrali w totolotka.. Tak właściwie to.. Nasz paczka już wygrała życie! Ja mam Kim, Jerry ma Grace, Eddie zapoznał się z Samantą i mają bardzo dobry kontakt a Rudi.. Jednak zostaje w Seaford. I jeśli oczy mnie nie myliły.. To w zeszła sobotę był na randce. Każdemu się układa! I niech już tak zostanie.. Wiem, że pewnego dnia nadejdzie moment, że nasze grogi się rozejdą a zostaną jedynie wspomnieni ale.. To też magiczne. Móc kiedyś wspomnieć takich wspaniałych ludzi! Heh.. życie jest niepowtarzalne.. Takie..
~ Dotknij miłości, zatrzymaj wiatr, ukołysz niebo, pocałuj gwiazdę, obejmij mrok, uchwyć chwilę, przywitaj się ze słońcem, zatańcz z księżycem, zabij nienawiść wybacz wojnę zazdrości pożartuj z uśmiechem i dopiero tedy mówi, że życie jest piękne...
Tami G.
_______________________________________________________
Nie mogę uwerzyć, że siedziałam na dupie nad tym rozdziałem prawie rok męczyłam się z rozdziałem 50. Który miał zakończyć to opowiadanie I tak szczerze mówiąc.. To chyba mi się udało. W miarę dobrze sobie poradziłam. Ale to już Wy oceńcie moją pracę. A wiec.. od czego by tu zacząć? Może od tego, że.. Dziękuję Wam za ten zajebiście spędzony czas z Wami! Nie zawsze było kolorowo ale.. Większość spędzonych z Wami chwil były po prostu bajeczne! dziękuje za komentarze.. Na prawdę dawały inspiracji do tworzenia. Mam nadzieje, że komentarze pod tym rozdziałem (jeżeli jakieś się pojawią) też dadzą mi kopa w dupę! Planuję wstawiać już 2 rozdział 2 historii na tym blogu. Ale.. Cicho! Ja Musze porządnie pożegnać się z pierwszym. Nie wiem czy mi uwierzycie ale.. Trudno jest mi zakończyć tą historię. I to pewnie dlatego nie miałam po prostu ochoty tego pisać.. Tego skończyć. Ale.. Już nadszedł ten Czas. Dziękuję bardzo! Kocham Was! Dziękuję jeszcze raz ♥
Nie ma słów do opisania... To jest genialne. Historia jest genialna... Ty jesteś genialna! ❤
OdpowiedzUsuńKocham cię!!!
Jezuu..! Kotecku.. Ja tu rycze! Nie mogę uwierzyć że 51 rozdzialu już nie będzie.. Ach.. Troche mi z tego powodu przykro ale.. Fakt iż zaczelas już nowe opowiadanie sprawia że jest mi cieplej na serduchu! ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Naprawdę widać poprawę w twoim stylu pisania, trzymaj tak dalej!
OdpowiedzUsuńTo bardzo przyjemne zakończenie, niby taki sobie Happy End jak w milionach innych opowiadań, ale serio złapało mnie za serce. Cieszę się, że wszystko się im układa. Powodzenia przy następnych projektach x
Super .!
OdpowiedzUsuń